Nie wiem czemu ale w jej towarzystwie uśmiech nie znikał mi z pyska, choć próbowałem przybrać inny wyraz. Nic, po prostu nic. Kicha, czasami nawet łapy mi drętwiały z jakiegoś dziwnego powodu. A jeśli jestem chory, może nie jestem w dobrym stanie? Chyba nic mi nie przeszkodziło ostatnimi czasy, ale to chyba. Niczego nie jestem pewien, a może ta choroba jest poważna...eee tam. Pewnie nie...Alfa odpowiedziała mi już na kilka szczegółowych pytań, miałem jeszcze kilka w zanadrzu. Więc gdy spytała czy mam jeszcze jakieś pytana stanąłem i zacząłem się zastawiać. Właściwie to chyba cieszyłem się że mnie przyjęto. Bo nie na co dzień można trafić na tak fajną...fajne tereny. A raczej co noc, bo z tego co mówiła Dakota co dzień-jest noc. Czyli, dziwne nie ma dnia? A tamte tereny przez które przechodziłem, te oświetlone...Analizowałem wszystko co powiedziała mi wadera, uśmiechnąłem się szelmowsko i zniknąłem używając swojej mocy. Tak, stałem się niewidzialny.
-Widać mnie?-to było pierwsze i chyba najgłupsze pytanie jakie mogłem zadać.
Wadera momentalnie odskoczyła nie wiedząc gdzie jestem. Co to jest: Słychać a nie widać? Odpowiedz: Raphael.
-Nie....-jakby szepnęła.
Podbiegłem do niej i znów stałem się materialny i widzialny, a teraz kilka normalnych pytań by się przydało.
-A to moja moc, po za tym mam kilka pytań. Czy jest Nas dużo? I co to za oświetlone tereny przez które niedawno przechodziłem? I jakie stanowisko mogę podjąć.-usiadłem obok niej, lecz ona stała. Spojrzałem na niebo, nadal było czyste. Moja moc nie dorównuje jej , ale pewnie kiedyś mi się przyda.
Dakota?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz