Skoczyłem jeszcze wyżej, już prawie łapiąc tę rudą kitę owijającą się wokół gałęzi i znikającą już po drugiej stronie drzewa. Jakim cudem te małe stworzenia, o tak krótkich łapach i małych zębach mogą tak bardzo zaszkodzić?! To już trzeci raz, gdy dostałem po głowie twardym niczym skała orzechem i tym razem miałem zamiar złapać winowajcę i przerobić na pasztet. Lub na kotleta, ale co można zdziałać, gdy nie posada się patelni? Stanąłem na tylnych łapach, przednimi podpierając się o nierówną, chropowatą korę i wyciągając mocno głowę do góry, chcąc znaleźć tę małą bestię, ciskającą jeszcze przed chwilą swoimi małymi, ale jakże skutecznymi, pociskami.
- WRACAJ TUTAJ! - krzyknąłem, a raczej głośno warknąłem, gdy rudy łeb ponownie się ukazał, tym razem zza jednej z bliższych mi gałęzi. Zgiąłem łokcie i wystrzeliłem do góry, ponownie kłapiąc szczękami i raniąc... powietrze. Szlag! Znowu mi uciekła! Przeskoczyła na drugie drzewo, pognałem w tamtym kierunku z taką prędkością, że zamiast zatrzymać się w odpowiednim miejscu, straciłem równowagę i przeturlałem się prawie dwa metry dalej. Świat wirował nawet, gdy już nie czułem wyraźnego poruszania się po nierównej ściółce leśnej. Do moich nozdrzy dotarł silny, nieprzyjemny zapach odchodów. Kichnąłem, zamykając przy tym szczelnie oczy. Pokręciłem łbem, po czym ponownie je otwarłem i zauważyłem jakiś metr przed sobą sarnie bobki. Skrzywiłem pysk, nawet wcześniej nie zwróciłem uwagi na tę nieprzyjemną woń. Wstałem i otrzepałem się ze wszelkich liści, igieł, kamyków, ziemi oraz Bóg wie, czego jeszcze. Spojrzałem w górę - ani śladu po natarczywym przeciwniku.
- Nawet nie myśl, że ci odpuszczę- mruknąłem, mrużąc groźnie powieki. I wtedy usłyszałem przenikliwe piski, świsty oraz podrapywanie - tak, to bez dwóch zdań wiewiórka, która się ze mnie teraz naśmiewała. Zawarczałem na parę sekund, po czym skoczyłem nagle w prawo, skąd dochodził dźwięk. Wycelowałem idealnie i gdyby nie to, że zdobycz znajdowała się duży odcinek dalej, capnąłbym ją i porządnie przetrzepał cztery litery. We mnie rzucać orzechami! Co jej do głowy strzeliło? Zacząłem iść ostrożnie, jakbym się skradał. W rzeczywistości z cichym pomrukiem, a może powarkiwaniem, kroczyłem przed siebie i rozglądałem się czujnie na wszystkie strony, spodziewając się całego gradu amunicji wcześniej użytej przez tego iście irytującego osobnika. Zacząłem się już trochę relaksować, przedzierając się przez wyższe ode mnie o jakieś dwie głowy krzaki, wychodząc z nich i z ulgą stwierdzając, że już nie czuję kłucia gałęzi na całym ciele, co już mnie denerwowało. Ale teraz napotkałem inną przeszkodą ( a może i nie przeszkodę? ). Centralnie przede mną siedział wilk, zupełniej jakby oczekiwał mojego przybycia i już się na nie przygotował, przybierając tę pozę pełną opanowania.
- Cześć, jestem Halt! - rzuciłem jako pierwszy na powitanie, przedstawiając się nieznajomemu wilkowi. Ciekawe, czy to nowy przybysz, czy też członek tego stada?
< Ktoś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz