poniedziałek, 22 maja 2017

Od Halta c.d. Yume

Gdy upewniłem się, że samica jest już ( w miarę ) bezpieczna, oznajmiłem, że najlepiej się stąd wydostać. Obserwowałem, jak drzewo, o które niedawno była zaczepiona ląduje z pluskiem w wodzie, wpadając pod nią na parę sekund, a po chwili wypływając. Kilka gałęzi złamało się wraz z zetknięciem ze skałami lub nawet samą wodą, ponownie wzbijając się w powietrze. Spojrzałem na moment w górę i upewniłem się, że nic nie stoi nam na przeszkodzie. Nic, prócz stromych, niemal pionowo ułożonych skał, na których powierzchni czasem czaił się zdradliwy mech. Wiedziałem, że Yume jest wyczerpana i ta podróż będzie dla niej prawdziwym wyzwaniem, ale im szybciej się oddalimy, tym lepiej. Dobrze wiedziałem, jak kruche potrafią być narzutowce, zwłaszcza na urwiskach, ciągle targanych przez wiatr oraz obiekty wraz z nim niesione. W tej samej chwili, gdy wadera podniosła się niepewnie na nogi i stanęła chwiejnie, usłyszałem cichsze i głośniejsze trzaski. Ich źródło miało miejsce pod nami - na szarym kamieniu, na który akurat staliśmy. Przekląłem w duchu swoją nieuwagę, gdy delikatna rysa zaczęła pojawiać się na nim, tworząc nierówne zygzaki połączone z niepokojąco brzmiącymi dźwiękami.
- Skacz! - krzyknąłem do niej, gdy pęknięcie nagle się rozprzestrzeniło, obejmując już cały płat, na którym się znajdowaliśmy. Oboje skoczyliśmy przed siebie, rzucając się na niemalże pionową ścianę, ale grunt pod naszymi łapami zniknął, zaczął spadając już w dół, przez co straciliśmy możliwość odbicia się. Również zaczęliśmy dążyć do spotkania z szalejącą wodą. Serce tłukło mi się boleśnie o żebra, ale nie miałem zamiaru się poddawać. Kontakt z wodą był nieunikniony - jedyne, co mogłem zrobić to zadbać byśmy nie natrafili na żaden niebezpieczniejszy przedmiot, niż sama, niemalże czarna toń. Nad nami unosiło się, a przynajmniej takie miałem wrażenie, parę niewielkich odłamków skalnych, nie mogły wyrządzić nam poważnej krzywdy, co najwyżej zrobić płytkie przecięcie lub uderzyć z niewielką siłą, sądząc po ich masie. Pod nami nie wyłowiłem wzrokiem żadnych niepokojących kształtów - do kontaktu z wodą dzieliło mnie jakieś pięć metrów, Yume nieco mniej. Rozejrzałem się na boki. Jedyne zagrożenie, jakie aktualnie nad nami czyhało, to ostre dno, które mogło być na dosłownie dowolnej wysokości. Mogliśmy po prostu wpaść w głębinę, pochłonięci przez czeluści cieczy lub od razu umrzeć przez styczność ze śmiercionośnym podłożem. Wziąłem głęboki wdech, gdy pozostał jakiś metr. Fala strachu dotknęła go mnie nowo, gdy poczułem, że jestem już cały zamoczony, a piekielna moc żywiołu miota mną na wszystkie możłiwe strony. Ciśnięty o bok urwiska, wyplułem w bezdeń połowę powietrza, jakie mi pozostało. Na moment widok mi się zaćmił, ale szybko odgadnąłem, że to po prostu wina wszechobecnych bąbelków, jakie wydobywały się jeszcze przed chwilą z mego pyska. Zacząłem drastycznie przebierać łapami, chcąc dotrzeć na powierzchnię, ale wszelkie starania zdawały się nie przynosić najmniejszego skutku. Prócz bólu w kłębie, którym uderzyłem jeszcze przed chwilą w nie tak ostrą, niemalże płaską ścianę. Wiedziałem, że nie wskóram nic, gdy będę walczył. Postanowiłem dać się ponieść nurtowi i jeśli szczęście dopisze, natrafi się moment na wypłynięcie i zaczerpnięcie świeżego powietrza w nozdrza. Próbowałem wzrokiem wyłapać Yume. Dostrzegłem jakieś dziesięć metrów dalej istny chaos przy powierzchni, jakby coś stale o nią uderzało, mącąc jeszcze bardziej niespokojne fale.
< Yume? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony