środa, 31 maja 2017

Od Exana do Hope

Słyszałem, że dołączyła do watahy nowa wadera. Widziałem ją nawet, bo była samicą o pięknej, śnieżnej sierści. Kiedy widziała innego samca, natychmiast omijała go szerokim łukiem, jakby myślała że rzuci się na nią i porwie, lub zabije. Później samica tylko poszła do wodopoju, długo piła... musiała być spragniona- nie dziwota, było strasznie gorąco,nie spuszczałem z niej wzroku.
Zacisnąłem zęby- coś mi do holery strzyknęło w łapie, no tak... wczorajsze ukąszenie przez żmiję, ledwo wytrzymałem od działania trucizny. Więc dziś zamiast leżeć w jaskini u medyka, postanowiłem się przejść, a tu taka niespodzianka- Wadera miała na imię... chyba coś na literkę "H" nie słyszałem do końca. Wadera spojrzała w moją stronę, przyległem do ziemi, ale nie straciłem jej z oczu, wadera chyba nie do końca dostrzegła moją obecność. Lecz zaniepokoiła się. Usiadłem więc i patrzyłem jak odchodziła na północ, nie szedłem za nią... miałem dobry widok, aby mieć ją na oku. Obserwowałem ją na wzgórzu. Gorąc jednak zmuszał mnie, abym poszedł dalej. Zszedłem tylko do wodopoju, aby szybko ugasić pragnienie i jednocześnie ochłodzić się nie tylko od wewnątrz, ale i od zewnątrz, po prostu gorąc doprowadzał mnie do szaleńczego potu. Ułożyłem się tak, że woda sięgała mi do szyi.... po chwili zanurzyłem cały łeb.

<Hope?>

Nowa wilczyca - Hope

KONTAKT: Tekeru
Hope 
Chodź nie jest to jej rodowite imię. Lecz woli by tak do niej mówiono. Naprawdę zwie się Mythica,
PŁEĆ: Samica
WIEK: 2,5
PARTNER: Jest za młoda na partnera chodź tylko ona tak myśli
KRÓLESTWO: Nocy
OPIS: Hope jest bardzo wrażliwą i pogodna samicą. Cieszy sie każdym dniem i w pełni wykorzystuje każdą chwilę. Gdy widzi samców kuli się lub ucieka. Jest bardzo strachliwa. Trudno zdobyć jej zaufanie. Troszczy się o szczeniaki nawet jak nie są jej. Uwielbia te małe pełne energii małe szczeniaki. Lubi przyrodę i towarzystwo samic. Czasem lubi popływać i chodzić po górach. Jej historia jest straszna. Mieszkała w pewnej watasze zwanej Enchant. Jej rodzina była członkami watahy zwykłymi. Ojciec Wojownik, matka opiekunka szczeniąt. Brat był zwiadowcą. Niestety tragedia dopadła i rodzinę i watahę. Najpierw zmarła matka na dziwną chorobę. Później wybuchła wojna pomiędzy watahami. I gdy garstka wilków przetrwała wraz z nią i jej bratem, zmarł też na tą samą chorobę co matka. Hope przestraszyła się że ją też to czeka. Uciekła z watahy i podróżowała przez równiny aż dotarła tu do watahy. Wtedy przedstawiła się jako inny wilk. Jako Hope. Od zawsze interesowały ją zwierzęta i rośliny. Fascynuje ją wszystko co z tym związane. Jest dobrą zielarką. Nienawidzi mchu. Czasem mech przydaje się do mikstur ale śmierdzi dla niej. Od czasu do czasu śpi pod gołym niebem. Wtedy patrzy w gwiazdy i myśli o chorobie na która zmarła matka. Próbuje zapomnieć o tym co ja spotkało ale nie udaje jej się. Stara się zdrowo odżywiać ćwiczyć oraz brać różne mikstury by nie zachorować na tą przerażającą chorobę. Czasem też robi pułapki. Kocha też różne psikusy. Jest bardzo miła i przyjazna. Nie była jeszcze zakochana więc nie wie co to za uczucie. Ale wie co to rodzina i traktuje watahę jak rodzinę. Troszczy się o nią i martwi się.
WYGLĄD: Śnieżnobiałe futro. Bursztynowe oczy oraz czarne opuszki łap. Bardzo jest wysportowana oraz gibka.
STANOWISKO: Opiekunka Szczeniąt
RODZINA: mama : Sophie ( nie żyje ) tata : Righ ( nie żyje ) , brat Tripus ( nie żyje )
SZCZENIĘTA: Nie ma jest za młoda
MOC: Jest zmiennokształtna. Umie przeobrazić się w cokolwiek zwierzę , roślinę , przedmiot, a nawet wilka. Lecz gdy stanie się równą kopią wilka w wyglądzie nie zdobędzie jego mocy.
WOLFLARY: 100
CIEKAWOSTKI: 
-prawdopodobnie jest chora genetycznie na okropną chorobę, która wyniszcza organizm powoli co powoduje wolną i bardzo bolesną śmierć. Nie wiadomo o tej chorobie nic. Możliwe że jest zakaźna.

Od Yume c.d. Halta

Wycieńczona spojrzałam na wyczyny starszego wilka. Starał się wspinać na pień drzewa tak, by to nawet nieco się nie obróciło wokół własnej osi. Gdyby tak się stało, prawdopodobnie oboje znaleźlibyśmy się pod wodą, a ponieważ nie widać dna, moglibyśmy również uderzyć o nie, jeśli znajdowałoby się o parę metrów wyżej niż przedtem. Stęknęłam głośno, gdy również zaczęłam się zmagać ze śliską powierzchnią drzewa. Wbijałam pazury jak najgłębiej umiałam, ale kora jedynie odlatywała, a w twarde drewno bardzo trudno było się uczepić. Starałam się znaleźć oparcie dla tylnych łap, których mięśnie płonęły żywym ogniem. Wspięłam się trochę wyżej, ale kłoda nieco się przekrzywiła na naszą stronę, chociaż mogło mi się zdawać - przecież jest stale pchana przez nurt rzeki, to nic dziwnego, że się przechyliło. Ale jeśli ciężar po naszej stronie okaże się zbytnio duży, to jednak znajdziemy się ponownie w tej groźnej, granatowej wodzie. A to będzie już cios poniżej pasa, ledwo wytrzymują czynność, którą wykonuję teraz. Ponowne zmagania pod wodą chyba by mnie zabiły. Mój towarzysz zdążył już dojść na sam szczyt i cicho sapiąc zająć się znajdywaniem pewniejszego oparcia dla łap. Stał na zgiętych łapach, by było mu łatwiej utrzymać równowagę. Kątem oka mnie obserwował, gdybym w razie czego potrzebowała pomocy, ale od końca wędrówki dzieliło mnie tylko parę kroków. W końcu znalazłam jakąś gałąź, na której mogłam bez problemu stanąć i dzięki temu wdrapałam się na sam szczyt pniaka, chwiejąc się na boki. Nie mogłam zrobić nic innego, jak powoli i ostrożnie położyć się na nim, z łapami zwisającymi po obu jego stronach. Głośno wciągałam powietrze przez otwarty pysk, a jeszcze głośniej wydychałam. Halt już zaczął się rozglądać za czymś, co pewnie miało okazać się jakimś lądem. Ze zmęczeniem także zaczęłam to robić, ale skały nadal otaczały nas z obu stron.
- To na nic, musimy czekać dotąd, aż nie wypłyniemy stąd. Gdy już to zrobimy, będziemy musieli w jakiś sposób dopłynąć do brzegu - wytłumaczył, a ja cicho stęknęłam. Myśl o kolejnej przeprawie w wodzie napawała mnie znużeniem i strachem jednocześnie. Ale rzeka powinna się uspokoić, gdy już nie będzie uderzać o strome pułki skalne, fale będą wtedy znacznie mniejsze. Przynajmniej tak to sobie wyobraziłam...

Halt?

wtorek, 30 maja 2017

Od Dakoty CD Raphael'a

Pytania i pytania. Głowa mi pękała od nich, ale cóż trzeba było na nie odpowiedzieć.
- Jak na razie jest nas dziewięcioro. Są to tereny Królestwa Dnia. Przywódczyni, która się nimi zajmowała odeszła od nich, a teraz Królestwo pozostało bez przywódcy. Natomiast jeśli chodzi o stanowiska to mamy różne. Co ty na to, aby być wojownikiem? Jeśli ci to nie odpowiada to mogę znaleźć jakieś inne.
- Hm. Wojownik, mówisz? W zasadzie całkiem ciekawie. A więc będę wojownikiem. - wstał i wszedł na koniec wielkiego kamienia zachowując się przy tym jak alfa, a następnie wyjąc. Wszystkie wilki popatrzyły się tylko na niego jak na jakiegoś idiotę.
- Wszystkie wilki wyją razem. Z czego pierwsza zaczyna przywódczyni. - oznajmiałam obojętnym głosem.
- Nie wiedziałem. - zszedł z kamienia i stanął naprzeciwko mnie
- To teraz już wiesz. Możesz się rozgościć, poznać innych, a ja już idę. - ruszyłam w kierunku lasu.
W zasadzie to nie szłam tylko pobiegłam. Byłam strasznie głodna i chciałam coś przekąsić. Poszłam na pobliską polanę, gdzie księżyc pięknie ją oświetlał. Spojrzałam w górę i nie było, ani jednej chmury. Nagle ujrzałam spadającą gwiazdę.
Zamknęłam oczy i pomyślałam życzenie. Kiedy je otworzyłam zaczęło pojawiać się więcej spadających gwiazd. Najwidoczniej dzisiejszej nocy był deszcz meteorytów. Tylko czemu nic o tym nie wiedziałam? Położyłam się na trawie i zaczęłam oglądać to piękne zjawisko. Podniosłam się delikatnie i w krzakach ujrzałam oczy jakiegoś wilka. Szybko podniosłam się na równe nogi i po cichu kierowałam się w stronę osobnika. Jednak zanim doszłam do niego, ten sam wyszedł. Zapach tak samo jak i wygląd były znajome.
- No cześć. Co robisz? - usiadł przede mną z uśmiechem
- Raphael. - powiedziałam do siebie po cichu i westchnęłam. Chciałam pobyć trochę sama, ale ja już przyszedł to nie będę go wyganiać.
- Oglądam deszcz meteorytów. - usiadłam wygodnie na trawie i się położyłam.
- To ty go zrobiłaś? - przybliżył się do mnie i także popatrzył na niebo.
- Nie. Na to nie mam wpływu. To natura, jednak zazwyczaj wiem kiedy ma to być. - uśmiechnęłam się.

Raphael?

poniedziałek, 29 maja 2017

Nowy wilk - Exan

KONTAKT: howrse- marcinekj995
 Exan
PŁEĆ: Samiec
WIEK: 3 lata
PARTNER: Nope
KRÓLESTWO: Nocy
OPIS: Przypomina Ci się sen lub bajka o "Roszpunce"? O dziewczynie, która miała nadludzką długość włosów? Charakter Exana jest tak jak te włosy. Jest ciągły i nieco rozplatany. Ciągłość jaką przedstawia charakter Exana jest zbiorem negatywnych i pozytywnych cech. Jednak wyjawniając wszystkie cechy Exana zajęłoby mi ze dwa tygodnie. Exan jednak cechuje się rozwagą, inteligencją i czystą logiką którą posługuje się w życiu codziennym, nieraz wyrywny, wybuchowy i agresywny, i udaje mu się w tym stanie powiedzieć kilka słów za dużo, jednak z natury panuje nad językiem i myśli to co mówi, lub co ma zamiar powiedzieć. Nie można też zaprzeczyć, że Exan jest przyjacielski, ciepły i uczuciowy, i posiada też "pozytywną" wadę (ciekawy oksymoron default smiley xd) szybko się zakochuje. Ale stara się traktować miłość nie na serio, jak coś nie potrzebnego i szkodliwego w jego beztroskim i pełnym przygód życiu. Wierny i posłuszny, a przynajmniej stara się być taki, gdyż, próbując np ratując komuś życie, zawsze napada go dziwne wahania, jakby chwytał go "cykor" przed niebezpieczeństwem o swoje życie, jednak stara się być odważny i szlachetny, jednak nie zawsze mu to wychodzi, nauczysz go tych, jakże pożądanych przez niego cech? Życzę powodzenia. Spokoju najczęściej szuka w książkach, eliksirach bądź alkoholu po którym staje się rozbrykanym, roześmianym romantykiem i podrywaczem, nie czuje żadnych wahań, aby nawet kogoś zaatakować, nie będzie czuł lęku przed największym waligórą któremu z miłą chęcią przetrzepał zad pokazując mu, że to on tu rządzi. Jednak alkohol jest źródłem tych pożądanych i jakże mogące się wymknąć spod kontroli tych cech. Exan lubi wyzwania i nie boi się ich. Po wpływem fantazji co nie ukrywa ma wyjątkowo bujną podpowiada mu, że może wygrać i wyobraża sobie takiego. Silnego i dumnego zwycięzcę. Jeśli chodzi o towarzystwo to bardziej akceptuje otoczenie wader. Lecz otoczenie basiorów w charakterze "kolegów do pogawędki " też nie ma nic przeciwko. Tyle jeśli chodzi o jego charakter, a podkreślam, że jest o wiele dłuższy.
WYGLĄD: Na pierwszy rzut oka Exan wygląda, jakby miał krótki pysk jak i uszy. Długa sierść, zdolna do mocnego zjeżenia się podczas okazania agresji przez basiora. Ma brązowe i piękne oczy, ale też i przenikliwe. Sierść ma szarą, a końcówka ogona ma kolor biały, co świadczy że prawdopodobnie miał w rodzinie lisa.
STANOWISKO: Zabójca
RODZINA:
Matka : Izis
Ojciec: Kron
Brat: Nero
SZCZENIĘTA: Nope... sprawa jest taka, że Exan jest bezpłodny.
MOC: Ogień
WOLFLARY: 100
CIEKAWOSTKI: 
- Nie lubi nudy, gdy tak jest jego sierść lekko opada
- Nie lubi odtłuszczonego mleka
- Lubi rywalizację
- Lubi towarzystwo samic (jak każdy samiec)
- Lubi dobrze przyprawiony posiłek

niedziela, 28 maja 2017

Nowy wilk - Hitachi

KONTAKT: Asha999999 - hw, theblackedcheetah@gmail.com - e-mail.
 Hitachi
Mówią na niego też Hita, tudzież Achi.
PŁEĆ: Basior, tak sądzę... *zagląda mu pod ogon* Tak, z pewnością samiec.
WIEK: 4 lata na karku.
PARTNERKA: Nie szuka miłości, ale to dlatego, że tak naprawdę po prostu boi się stracić bliskich. Już raz tego doświadczył i od tamtego zdarzenia odpycha od siebie właściwie wszystkich, nie chcąc dopuścić do tego, by zaczęło mu na kimś szczególnie zależeć.
KRÓLESTWO: Dnia
OPIS: Hitachi to zawsze racjonalnie myślący, (już nieco rzadziej) zrównoważony i spokojny wilk. Mimo, że bywa roztrzepany i lekko nadpobudliwy, umie się na czymś porządnie skoncentrować gdy przyjdzie co do czego, a zwykle jest bardzo czujny, więc nie podejdzie się do niego z zaskoczenia.
On nie należy do tchórzy, zdecydowanie nie. Podczas walki naprawdę rzadko kiedy panikuje, zawsze jest spokojny i skupiony. Niektórzy nawet żartobliwie twierdzą, że wycięli mu nerwy.
Hita brzydzi się kłamstwem. Naprawdę, jeśli sytuacja tego nie wymaga to nigdy ani nie będzie kłamać, ani naciągać prawdy, ani owijać w bawełnę. Ten basior ponad własne życie ceni sobie swój honor, który przez długi czas tak bardzo pielęgnował.
Ma swoje lepsze, jak i gorsze dni. Rzadziej to pierwsze, podczas którego nawet dla nowopoznanych bywa... sympatyczny. Chyba tak to można określić. Jednak o wiele częściej jest oschły, bezuczuciowy i niezbyt przyjaźnie nastawiony do innych. Należy podkreślić, iż jest również bardzo tajemniczym samcem. Ale gdy się go lepiej pozna, ujrzy się tą jego o wiele lepszą, miłą, przyjazną i gotową poświęcić bez wahania własne życie dla życia przyjaciół, stronę. Choć nie da się tego tak łatwo wychwycić, to często się uśmiecha, czasem może nawet się roześmieje. Zazwyczaj szczerze.
Po wyrzuceniu z watahy, w której się wychowywał (to, z jakich powodów, jest jego prywatną sprawą, jak dotąd nikomu nie zaufał na tyle, by o tym mu opowiedzieć), wędrował w samotności, będąc tak nieufny, że wolał zachowywać dystanse nawet przed pojedynczymi, niby przyjaźnie nastawionymi wilkami. Przypałętał się aż do granic tej watahy. Podjął decyzję, iż dołączy.
WYGLĄD: Jego futro jest w różnych odcieniach szarości - od ciemnoszarego, po jasnoszary, jednak dominującym kolorem jest biały. Intensywnie złote oczy zdają się świecić nawet w jasnościach, mają hipnotyzujący, niepowtarzalny urok. Sierść dłuższą ma jedynie na podbrzuszu i ogonie. Wyróżniającą go cechą są nieco dłuższe niż u normalnego wilka uszy - ma świetny słuch. Jego sylwetka jest zgrabna, nie posiada nadmiaru mięśni, czego jednak nie uznaje za wadę, gdyż ponad siłę ceni sobie szybkość i zwinność - to właśnie go cechuje.
STANOWISKO: Dowódca polowań
RODZINA: Nie zna ich, i dobrze. Nie chce mieć z nimi żadnych powiązań, po tym, co mu zrobili.
SZCZENIĘTA: -
MOC: Przywołanie niebieskiej energii, przypominającej swoim zachowaniem i wyglądem kłębowisko błyskawic. Technika ta jest bardzo skuteczna, wystarczy, by Hitachi miejscem, w którym zebrał elektryczność, dotknął przeciwnika, a to natychmiastowo doprowadzi go do śmierci. Jest to jednak bardzo wyczerpujące, a po zbyt długim czasie używania tej mocy Achi może stracić przytomność nawet do czterech dni.
WOLFLARY: 100
CIEKAWOSTKI: -

sobota, 27 maja 2017

Od Rachel

Woda, woda, wszędzie woda. Przeskakiwałam przez strumyki, kałuże u większe wodospady. Kto by pomyślał, że woda może być tak denerwująca. W końcu się zatrzymałam i napiłam trochę wody. Minęłam jakąś grupkę wilków, które gapiły się na mnie dziwnie, 3 sarny, 1 żabę i gałąź. W końcu dotarłam na granicę. Odrobinkę nudno. Był wczesny ranek, zaskakująco wcześnie dzisiaj wstałam. Rosa moczyła mi futro, co nie było tym razem takie przyjemne, gdyż już zmoczyłam się w kałużach. Trawa nie była tutaj urodzajna, ale jednak nadawała temu miejscu uroku. Zaczęłam grzebać łapą w ziemi. Matko.... nudzej być nie mogło? Wzięłam do łapy jakiś kawałek patyka, i nabazgrałam w ziemi nazwę jaka smoka. Gry tylko to zrobiłam, z ziemi wyłoniło się jajo. Heh, jeszcze nigdy czegoś takiego nie robiłam. Gdy dotknęłam skorupki, jajko zaczęło pękać. E no, hej! Czy ja wszystko muszę zepsuć? Przecież to mogło być takie fajne jajko do mojej kolekcji rzeczy znalezionych. Gdy jajko pękło, wyłoniła się z niego... jaszczurka. A nie, chwila. To był biały smok wielkości jaszczurki. Mały biały smok, z niebiesko-białymi skrzydłami, oraz rządkiem nie za bardzo nie bezpiecznych kolców na grzbiecie. Smok popatrzył na mnie dziwnie. Takie wielkie jajo, a taki mały gad. Życie mnie coraz bardziej zaskakuje. Smok zaczął się na mnie gapić.
- No co? - zapytałam. - spadaj, chyba masz do kąt iść. - ten nadal się gapił. No tak... przecież go stworzyłam. A nie, przepraszam. Ja stworzyłam jajko, ON ( albo ona ) się z niego chamsko wykluł. Miałam ochotę wrzucić tą jaszczurkę do stawu.
- Spoko. Siedź se tutaj. - burknęłam, wstałam, i poszłam. Parę kroków dalej odwróciłam głowę. Była tylko skorupka jajka. Uśmiechnęłam się sama do siebie stylem ,, Heh, wiedziałam że sobie pójdzie" Gdy moja głowa wróciła do normalnego stanu przede mną na ziemi siedział smok, i gapił się na mnie. Popatrzyłam na niego spode łba.
- Czyli nie odpuścisz. - mruknęłam. Ten tylko " skrzeknął" Czy co to wogóle było, i po mojej łapie wspiął się na mój grzbiet.


piątek, 26 maja 2017

Odejście

Powód: Przestaję wierzyć w fakt istnienia tego bloga i obecna na nim sytuacja jest dla mnie po prostu... No nie ważne.
~Isil

Od Halta c.d. Yume

Gdy wypłynąłem nad powierzchnie, a powietrze wypełniło moje palące żywym ogniem płuca, zacząłem dyszeć niczym biegł co najmniej tydzień, bez przerwy. Chciałem podziękować, ale gardło zbytnio mnie drapało, a ponad to teraz należało zająć się bardziej koniecznymi rzeczami. Gdyby nie Yume, pewnie nie dotarłbym na czas i nie wynurzyłbym się. Już nigdy więcej. Wiedziałem, że jestem dla niej niepotrzebnym ciężarem. Mgła owijająca się wokół mojego umysłu zaczęła odchodzić, dlatego też ostatecznie wybrałem dobrą decyzję - gdy tylko zsunąłem się z wadery, ta uniosła się nieco bardziej nad wzburzoną wodę, co było znakiem, iż faktycznie musiałem jej ciążyć.
- Żyję - wysapałem, gdy miała się odwrócić. Zapewne myślała, że moje bezwładne ciało samo zsunęło się z jej grzbietu, ponownie tonąc w mętnej wodzie. Wszystko mnie bolało, wilczyca także nie wyglądała najlepiej. Na jej pysku zebrało się nieco krwi - pewnie jakieś drobne skaleczenie od kamieni, których było pełno w wodzie. Przebierałem łapami, by utrzymać się na powierzchni, ale prąd wody sam pchał mnie do przodu, nie musiałem nic robić. Niepotrzebna walka z nim tylko jeszcze bardziej by mnie zmęczyła, w dodatku pewnie zwyczajnie stałbym w miejscu. Kiedy w końcu to urwisko się skończy i natrafimy na brzeg, gdzie będziemy mogli się zatrzymać? Na moment ponownie znalazłem się pod wodą, ale ostatecznie udało mi się wypłynąć.
- Długo tak nie pociągniemy - oznajmiłem wiedząc, iż nie tylko ja jestem wyczerpany. Po wcześniejszych zmaganiach tak na prawdę to ona powinna znajdować się wcześniej na dnie, a nie ja. Ale cóż, dobrze że stało się tak, jak się stało. Kto wie, czy zareagowałbym w odpowiednim momencie i jej pomógł. Ja żyję, ona też, chociaż tyle szczęścia mamy.
- Kłoda! - wydarła się, po czym zaczęła kaszleć. Zachłysnęła się wodą, to było oczywiste, ale dłużej nad tym nie rozmyślałem, gdyż faktycznie przed nami widniał spory pień drzewa, już bez liści na gałęziach, co świadczyło od co najmniej parudniowego przebywania w wodzie. Pognałem, jeśli tak można powiedzieć, jak najszybciej potrafiłem w jego kierunku. Jeśli uda się a niego wejść, dane nam będzie odpocząć, przynajmniej po części. Yume zrobiła to samo i po dłuższych zmaganiach wycieńczony zarzuciłem jedną łapę na konarze, po czym postąpiłem podobnie z drugą. Wadera wykonywała niemalże identyczne ruchy. Wyraźnie czułem, jak drewno wręcz wypycha mnie do góry, nie pozwalając utonąć. Ale ta pozycja, trzeba przyznać, mimo odpoczynku dla tylnych łap, dla przednich byłą prawdziwą mordownią. Stęknąłem głucho, gdy zacząłem się podciągać wyżej, ostrożnie się poruszając, by nie odwrócić do góry nogami martwej rośliny.
< Yume? >

Od Yume c.d. Halta

Przebierałam łapami tak, jak tylko mocno mogłam. Chciałam wydostać się na powierzchnię i w końcu, ku mojej ogromnej uldze, udało mi się to. Nie obiłam się o skały, wciąż ŻYJĘ! Hurra! Ale zaraz, zaraz... co z Haltem? Gdzie on jest, przecież on też był na skałach, gdy spadłam. Spojrzałam w górę, łapiąc kolejną falę na swoją twarz. Zakrztusiłam się i zaczęłam kaszleć, ponownie znajdując się na parę chwil pod wodą. Gdy w końcu udało mi się wypłynąć na powierzchnię, nie ujrzałam na stromych skałach żadnego wilka. A więc także spadł? I jeszcze się nie wynurzył?! Nie wiedziałam, co zrobić. Zanurkować i zaryzykować tym, że już więcej nie wypłynę na powierzchnię, czy czekać tutaj? Sapnęłam cicho, gdy łapą natrafiłam na jakiś kształt - patyk, czy coś. Spojrzałam przed siebie. Rzeka wyprostowała swój bieg na paręnaście metrów, teraz albo nigdy. Wzięłam głęboki wdech, po czym zanurkowałam pod wodą i walcząc z jej nurtem, brnęłam w dół. Zobaczyłam swobodnie niesione ciało szarego wilka parę metrów dalej. Zaczęłam brnąć w tamtym kierunku ile sił w łapach, jeśli zemdlał, mógł zachłysnąć się wodą. Czułam palące mnie mięśnie łap oraz szyi po wcześniejszych wydarzeniach, ale nie zważałam na to. Oczy piekły mnie niemiłosiernie od niesionych wraz z wodą drobin piasku oraz innych tego typu rzeczy. wlatujących prosto w nie. Czułam, że w płucach zaczyna już brakować mi powietrza, ale dystans, jaki dzielił mnie i Halta to tylko niecały metr. Dopłynęłam w końcu do niego i wpłynęłam pod, by następnie z samcem na plecach zacząć podobną wyprawę, tyle że w drugą stronę. Czułam się winna temu wszystkiemu, przecież mogłam wcześniej w porę zareagować. Nie musiałabym teraz pomagać mu wydostać się na powietrze. Szło mi coraz gorzej, centymetry zdawały się metrami, a sekundy godzinami. Miałam ochotę odpuścić, ale wiedziałam, że jeśli to zrobię oboje umrzemy. Utoniemy. Gdy tylko wychyliłam łeb nad powierzchnię wody, zaczęłam głośno oddychać. Mój ciężki oddech wydawał mi się zakłócać nawet dźwięk rozbijających się o skały, fal. Z ulgą stwierdziłam, że czuję, jak klatka piersiowa Halta porusza się na moim grzbiecie, czyli on także był ponad wodą, a co ważniejsze, żył i oddychał.

Halt?

czwartek, 25 maja 2017

Odejście

Znalezione obrazy dla zapytania wilk 
YENNEFER
Powód: Po prostu. 

Od Manip'a

Pustka.... Pustkę mam w głowie nie wiem co począć. Stóje nad przepaścią wpatruję się w nicość. Ciemną otchłań. Po drugiej stronie... jest piękny gaj, a w nim wilczyca. Śnieżnobiałe futro i błękitne oczy idealnie kontrastują się z zielenią gaju. Patrzy na mnie jakby mnie znała. Lecz ja jej nie znam, jest mi obca. Mówiła coś ale jakby była między nami bariera. Widziałem tylko jak rusza ustani lecz nie słyszałem co mówi. Spojrzałem w przepaść. Był tam mrok nic więcej, a co za nim się kryło mogłem tylko się domyślać. Cofnąłem się od krawędzi klifu i spojrzałem jeszcze raz na wilczyce. Ona uśmiechnęła się i odeszła do gaju. Byłem ciekaw kim ona jest i czemu uśmiechała się do mnie. Czyżby mnie znała ? Ale skąd ? Tyle pytań i brak jakiejkolwiek odpowiedzi. Przyszykowałem się do skoku. Ruszyłem pełną parą i odbiłem się od krawędzi klifu. Gdy już myślałem, że dotykam drugiej krawędzi nagle zacząłem spadać w nicość. Biała wilczyca wychyliła się z krawędzi i uśmiechnęła się złowieszczo. 

Obudziłem się cały spocony moje serce biło szybko. Wstałem i próbowałem się uspokoić. Nic nie działało. Po chwili wszystko wróciło do normy. Spokój wrócił, a tętno nie przyśpieszało. Wstałem i rozciągnąłem się. Moje sny zawsze coś mówią. Czasem je rozumiem i umiem uniknąć katastrofy ale teraz nie umiałem za nic domyślić się o co chodziło w tym śnie. Rozejrzałem się po swojej jaskini. Była inna niż innych jaskinie. Miała tajne wejścia i wyjścia. Główne wejście było w drzewie
Znalezione obrazy dla zapytania magiczna jaskinia
Niestety może zmylić. Gdy sie wejdzie do pnia wielkiego drzewa nic nie ma prócz pustej przestrzeni. Dopiero jak się wypowie pewne słowa. Ukarzą się schody w głąb ziemni. Schody prowadzą do portalu. Gdy go sie przekroczy dopiero ujrzy się całą jaskinie, która jest jak mówię ja  jego światem, a raczej cząstka.
Znalezione obrazy dla zapytania magiczna jaskinia
Ruiny świątyń i pokrywające je mech i pnącza wyglądają w blasku słońca magicznie. Płynie też tu strumień by można z niego pić. Można też usłyszeć jak ptaki pięknie śpiewają swą melodie. Gdy się pójdzie w głąb tej pięknej puszczy ukaże się piękna altana. Górny czubek porośnięty mchem dodaje altanie starości. Niebieskie płomienie płoną tam cały czas nigdy nie gasną. Mieszka w altanie pewny strażnik duch, którego nie łatwo zobaczyć. Ja nazywa ducha Wyrocznią. Pomaga mu zrozumieć moje sny.
Podobny obraz
Niestety w jaskini też jest zakazana cześć. Mroczna i przerażająca. Tam nie padają tak często promienie słońca jest tam pół mrok. Wielkie kolumny, wiele rzeźb. Gdy się wejdzie ujrzy się trumnę, która lewituje dzięki jakiemuś niebieskiemu promieniowi. Trumny nie da sie otworzyć jest zapieczętowana. Gdy się obróci do wyjście skąd się przyszło ujrzy się czaszkę której oczodoły i buzia płonie niebieskim światłem. Nad nią jest tajne wejście.
Podobny obraz
Przejdzie sie tam do lasu z dębami. Znajduje tam się małe jeziorko. Często tam bierze się kąpiel. Wona jest bardzo przezroczysta. Żyje w niej wiele ryb różnego rodzaju. Rosną tam grzyby które świecą na niebiesko. Można je zjeść nie są trujące raczej lecznicze. W tym miejscu jest wiele leczniczych roślin.
Znalezione obrazy dla zapytania magiczna jaskinia
Na środku jeziorka jest wyspa na, której rośnie drzewo koloru niebiesko-zielonego. Korzenie również świecą na niebiesko i zanurzają się aż w wodę. Nad drzewem jest otwór przez które pada światło, lecz nie jest ani za jasno na dzień ani za ciemno na noc. Dzięki temu drzewu mogę przenosić się do tego pięknego świata w którym mieszkam. Drzewo pochodzi z mojego świata niestety nie z tej galaktyki lecz nikt o nim nic nie wiem tak samo o mnie.
Podobny obraz
Wyszedłem przez portal i schodami do góry do pnia drzewa. Wyszedłem i oślepiające światło słoneczne oślepiło mnie. Mrugnąłem oczami kilka razy by moje oczy się przyzwyczaiły. Gdy już to się stało ruszyłem w las. Nie byłem głodny chociaż wyglądałem na wygłodniałego. Nie wiem czemu ale zawsze jak spotykałem jakiegoś wilka był mniejszy ode mnie. Zawsze byłem o te 30 cm większy od innych. Oby w nowej watasze do której dołączyłem nie sprawiło to im kłopotu i podejrzeń...
To już 32 wataha... ostatnia szansa... jeżeli wyrzucą mnie z tej to już koniec... po mnie... mogę się pożegnać z powierzoną mi misą. Przyślą wtedy kogoś innego... ale to by oznaczało... eh lepiej nie myśleć o tym w taki sposób jeszcze stanę się pesymistą, a przecież jestem realistą. Zatrzymałem się koło wielkiego dębu. Był piękny ile historii w nim się kryło. Wyciągnąłem się. Usłyszałem w pobliżu wycie. No tak mieszkałem poza granicami watahy no ale cóż nigdy nie rozstawałem się ze swoim pniakiem. Rzadko chodziłem na terytorium watahy do której należałem. Wolałem pozostać na uboczu by nie widywać często innych wilków. Poszedłem w przeciwną stronę niż znajduje sie wataha. Niedaleko mojej "jaskini"znajdował się wodospad, w którym mogłem się zawsze wykąpać lub ugasić pragnienie. Wodospad był piękny. Zawsze gdy była zima strumień wody malał, lecz w wiosnę i lato był wielki.. można było przejść pod wodą do ukrytego wtedy pomieszczenia. Chodź nie było duże, ale można było tam się położyć i się zdrzemnąć. Dotarłem do wodospadu w jakieś 45 minut.
Znalezione obrazy dla zapytania wodospad tumblr
oczywiście tu jest mały strumień ale powiedzmy ze jednak jest duży :)
Jak zwykle przepiękny szum wody oraz przezroczysta woda. Widać było jak pływają ryby.
Napiłem się troszkę wody i położyłem się na brzegu obserwując jak ryby pływają. Zawsze inspirowało mnie zielarstwo oraz różnego rodzaju kwiaty. Niektóre okazy były zagrożone zawsze zabierałem jeden okaz do jaskini i hoduje je by było ich więcej a później biorę nasiona i rozsiewam je po łąkach tutejszych. Dzisiejszym zagrożonym gatunkiem jakiego dostrzegłem podczas wylegiwania był piękny fioletowo-biały Orlik. Wstałem i podszedłem do rzadkiego okazu. Kwiat pięknie się komponował. Jego zapach był tak wyczuwalny, że nie musiałem nawet nachylać się i go wąchać. Pachniał bardzo pięknie jakby wiedział że jest jedyny ostatni i jedyny w swoim rodzaju.
Znalezione obrazy dla zapytania fioletowy kwiat
Delikatnie wykopałem go z ziemi i zaniosłem go do swojej jaskini. Przeszedłem przez portal i poszedłem do altany. Wykopałem duł i posadziłem tam kwiat. Usiadłem i zacząłem wpatrywać się wpatrywać w kwiat.  Koło mnie pojawiła się Wyrocznia.
- Cóż za rzadki okaz fioletowego Orlika - odparła delikatnym głosem, który miał nutę zadowolenia
- Tak jest piękny i rzadki - odparłem - Dbaj o niego proszę chcę by było ich więcej, by miał swoich braci, by nie był sam - odparłem szarym i nie melodyjnym głosem. Jakby ktoś grał fałszywe nuty na moich strunach głosowych.
Wstałem i odszedłem. Spacerowałem po puszczy i ruinach bez celu zastanawiałem się. Badałem wilki i ich zachowania, ich uczucia... nie rozumiałem czemu tak im bardzo zależy na miłości i traktują ją poważnie. Był dla mnie to ciężki orzech do zgryzienia musiałem zrozumieć ich bliżej.
Wyszedłem z jaskini i z pnia. Zastanowiłem się i ruszyłem w stronę terenów watahy. Przeszedłem koło wielkiego dęby u wszedłem na tereny watahy. Zapach trawy i kwiatów radował me nozdrza. Usłyszałem jak zaburczało mi z głodu w brzuchu, ale nie przejąłem się. Mam taką zasadę jem co 7 dni. By uodpornić się na ból i by była potrzeba taka wytrzymać w ekstremalnych warunkach. Usiadłem na łące i zamknąłem oczy. Wiosenny wiatr muskał moje futro, a słońce ogrzewało mnie. Nagle usłyszałem, że ktoś się zbliża. Otworzyłem oczy i ujrzałem niedaleko wilka. Była to wadera. Schowałem się w wysokiej trawie. Nie byłem zbytnio skory do rozmów.

Wadera jakaś ?




środa, 24 maja 2017

Od Nathair'a CD Isil

Obudziłem się cały obolały, każdy chociażby najmniejszy ruch sprawiał mi cierpienie. Przesadziłem wczoraj, o ile to na pewno było wczoraj. Podniosłem się z posłania, a całe moje ciało przeszedł porażający ból. Choć nie robię tego często tym razem po prostu musiałem zakląć. Potrzebowałem dłuższej chwili na doprowadzenie się do stanu użyteczności. Raczej szybko ból mnie nie opuści, ale potrafiłem z nim funkcjonować, do wszystkiego można się w życiu przyzwyczaić do tego też. Przynajmniej w teorii tak to powinno działać.
Miałem ogromną ochotę położyć się i przez resztę dnia po prostu nie ruszać, albo zasnąć. Tutaj zawsze jest ciemno, więc nie byłoby z tym problemu. Zdawałem sobie jednak sprawę, że nie mogę, powinienem coś sobie upolować by zredukować siły. Dlatego też udałem się na poszukiwania jakiejś zwierzyny starając się przy tym unikać innych wilków. Nie udało mi się to jednak, gdyż w momencie, gdy przechodziłem niedaleko jaskini Alphy ta zjawiła się i wybrała mnie do oprowadzenia nowej, stwierdzając że już ją znam. Zadanie jest zadaniem i należy je wykonać, choć wcale nie brzmiało to zachęcająco. Wolałbym od tego o wiele bardziej samotny patrol terenu, ale mus to mus.
Odnalezienie wadery nie było jakoś specjalnie trudne, przywitałem się z nią i wymieniłem parę zdań (nie chce mi się tego kopiować), nie spodziewałem się jej podziękowań, więc odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że broniłem siebie samego. Potem poszliśmy w stronę potoku, później na polanę i jeszcze parę bardziej uczęszczanych miejsca. O wszystkich starałem się coś powiedzieć, ale jednak zazwyczaj ograniczało się do nazwy i co tutaj się zazwyczaj odbywa. Nie miałem pomysłu jakie jeszcze informacje byłyby przydatne, osobiście zazwyczaj trzymałem się z dala od tych miejsc. Podczas opisywania starałem się też unikać stwierdzenia "jak widzisz" z wiadomych powodów. Większość czasu jednak i tak milczeliśmy.
Byliśmy właśnie w drodze do lasu cieni, gdy wyczułem woń zwierzyny, uświadomiło mi to, że od rana dalej nic nie jadłem, a to mogłoby bardzo pomóc.
- Poczekaj chwilę - powiedziałem cicho. Wadera posłusznie się zatrzymała - wracam za chwilę. - dodałem i ruszyłem na łowy. Moim celem okazał się spokojnie pasący się w jednym z niewielu strumieni światła jeleń. Ciemność działała na moją korzyść, więc mogłem spokojnie przyczaić się niedaleko niego. Zwierze zajęte było konsumpcją trawy i nie zdawało sobie sprawy z zagrożenia jakie na nie czyha. Tym lepiej dla mnie.

*tutaj rozgrywa się krwawe polowanie na jelenia, więc gdyż jestem leniwa pozostawię je waszej wyobraźni*

Jeleń przestał wierzgać, więc rozluźniłem uścisk na jego szyi. Był to dość młody samiec, zapewne dlatego tak łatwo udało mi się go powalić. Wadera chyba domyśliła się co się właśnie wydarzyło, gdyż zobaczyłem jej wyłaniającą się z ciemności sylwetkę.
- Jesteś głodna? - spytałem. I tak nie byłbym w stanie zjeść całego, więc mogłem się podzielić. Zwłaszcza, że wilczyca raczej nie była w stanie upolować czegoś dla siebie.

Isil? Jest zue, ale nie mam czasu na lepsze .-.

wtorek, 23 maja 2017

Od Halta

Skoczyłem jeszcze wyżej, już prawie łapiąc tę rudą kitę owijającą się wokół gałęzi i znikającą już po drugiej stronie drzewa. Jakim cudem te małe stworzenia, o tak krótkich łapach i małych zębach mogą tak bardzo zaszkodzić?! To już trzeci raz, gdy dostałem po głowie twardym niczym skała orzechem i tym razem miałem zamiar złapać winowajcę i przerobić na pasztet. Lub na kotleta, ale co można zdziałać, gdy nie posada się patelni?  Stanąłem na tylnych łapach, przednimi podpierając się o nierówną, chropowatą korę i wyciągając mocno głowę do góry, chcąc znaleźć tę małą bestię, ciskającą jeszcze przed chwilą swoimi małymi, ale jakże skutecznymi, pociskami.
- WRACAJ TUTAJ! - krzyknąłem, a raczej głośno warknąłem, gdy rudy łeb ponownie się ukazał, tym razem zza jednej z bliższych mi gałęzi. Zgiąłem łokcie i wystrzeliłem do góry, ponownie kłapiąc szczękami i raniąc... powietrze. Szlag! Znowu mi uciekła! Przeskoczyła na drugie drzewo, pognałem w tamtym kierunku z taką prędkością, że zamiast zatrzymać się w odpowiednim miejscu, straciłem równowagę i przeturlałem się prawie dwa metry dalej. Świat wirował nawet, gdy już nie czułem wyraźnego poruszania się po nierównej ściółce leśnej. Do moich nozdrzy dotarł silny, nieprzyjemny zapach odchodów. Kichnąłem, zamykając przy tym szczelnie oczy. Pokręciłem łbem, po czym ponownie je otwarłem i zauważyłem jakiś metr przed sobą sarnie bobki. Skrzywiłem pysk, nawet wcześniej nie zwróciłem uwagi na tę nieprzyjemną woń. Wstałem i otrzepałem się ze wszelkich liści, igieł, kamyków, ziemi oraz Bóg wie, czego jeszcze. Spojrzałem w górę - ani śladu po natarczywym przeciwniku.
- Nawet nie myśl, że ci odpuszczę- mruknąłem, mrużąc groźnie powieki. I  wtedy usłyszałem przenikliwe piski, świsty oraz podrapywanie - tak, to bez dwóch zdań wiewiórka, która się ze mnie teraz naśmiewała. Zawarczałem na parę sekund, po czym skoczyłem nagle w prawo, skąd dochodził dźwięk. Wycelowałem idealnie i gdyby nie to, że zdobycz znajdowała się duży odcinek dalej, capnąłbym ją i porządnie przetrzepał cztery litery. We mnie rzucać orzechami! Co jej do głowy strzeliło? Zacząłem iść ostrożnie, jakbym się skradał. W rzeczywistości z cichym pomrukiem, a może powarkiwaniem, kroczyłem przed siebie i rozglądałem się czujnie na wszystkie strony, spodziewając się całego gradu amunicji wcześniej użytej przez tego iście irytującego osobnika. Zacząłem się już trochę relaksować, przedzierając się przez wyższe ode mnie o jakieś dwie głowy krzaki, wychodząc z nich i z ulgą stwierdzając, że już nie czuję kłucia gałęzi na całym ciele, co już mnie denerwowało. Ale teraz napotkałem inną przeszkodą ( a może i nie przeszkodę? ). Centralnie przede mną siedział wilk, zupełniej jakby oczekiwał mojego przybycia i już się na nie przygotował, przybierając tę pozę pełną opanowania.
- Cześć, jestem Halt! - rzuciłem jako pierwszy na powitanie, przedstawiając się nieznajomemu wilkowi. Ciekawe, czy to nowy przybysz, czy też członek tego stada?
< Ktoś? >

Nowa wilczyca - Invicta

KONTAKT: gloomrise@gmail.com| Advesari (howrse)
 Invicta
PŁEĆ: Samica
WIEK: 4 lata
PARTNER: Kiedyś- Briggan, wciąż poluje na Invictę
KRÓLESTWO: Nocy
OPIS: Jej charakteru nie da się tak po prostu opisać. Jej osobowość może zmieniać się z dnia na dzień, zależy od jej humoru, wydarzeń dnia czy nawet pogody. Jednak opiszę ją najlepiej jak to możliwe. Jest to wadera pozornie normalna, towarzyska, otwarta i wzbudzająca sympatię. Lecz przy bliższym poznaniu okazuje się egoistką pokrzywdzoną przez życie, a jej idealna natura jest w rzeczywistości murem, który blokuje przeszłość.
Jest postacią tajemniczą, nigdy tak naprawdę nie pokazuje swego prawdziwego oblicza, niewiele o niej wiadomo.
Jest aktorką, potrafi odgrywać dowolną rolę, umiejętnie udaje uczucia, płacze prawdziwymi łzami, wywołuje współczucie. Wszystko po to, by swobodnie manipulować innymi.
Potrafi dogadać się z każdym, zawsze znajduje odpowiednie słowa lub cięte riposty. Ma istny dar przekonywania, bez problemu mogłaby przekonać cię że zając jest krzakiem. Umiejętności tych używa do manipulowania wilkami i zwykle radzi sobie z nimi, przeciągając ich na swoją stronę.
Jest patologiczną kłamczynią. Często składa obietnice, których nie ma zamiaru dotrzymać, nie można na niej polegać ani wierzyć w jej słowa.
Gdy zostanie obrażona lub nastraszona reaguje gwałtownie – natychmiast lub wkrótce potem. Wyładowuje gniew, niszcząc i krzywdząc innych.
Nie zna pojęcia miłości, przyjaźni czy zaufania. Już nie... i nigdy więcej. Nie odczuwa także poczucia winy i nie ma wyrzutów sumienia odnośnie do swoich czynów. Jest metodyczna, sprytna i przebiegła. Jest przygotowana na każdą sytuację, a wszelkie plany potrafi wymyślić od tak na poczekaniu. Zabijanie sprawia jej przyjemność, lubi to co robi.

Potrafi tak dobrze ukrywać wszelkie emocje, że przyzwyczaiła się ich nie czuć.  Równocześnie panuje nad wszystkimi nerwowymi tikami, nie da się wykryć jej kłamstwa, zauważyć czy cierpi lub się denerwuje.
Jest wilczycą pociągającą i niebezpieczną, o skłonnościach psychopatycznych. Czasami może wydawać się nienormalna- gada do siebie lub śmieje się z niczego lub w złych sytuacjach. Trudno ją złamać, jest lojalna. Jednak honoru nie ma za grosz.
Historia: Historia Invicty jest w większym stopniu tajemnicą. Rzadko w ogóle zdradza swoją przeszłość, a już jeśli to przedstawia wszystko od czasu gdy skończyła dwa lata. Wcześniejszego życia woli kompletnie nie pamiętać, nie wspominać.
"Gdy Invicta miała dwa lata, była samotna, żyła w mroku, nie pokazywała się innym wilkom, nie zdradzała swojej obecności. Jednak pewnego dnia znalazł ją pewien basior, beta potężnej watahy. Z czasem Invicta zakochała się w tym wilku, a gdy Briggan odwzajemnił jej uczucia- stali się parą. I tak oto rok później przyszedł na świat mały Hood. Był istnym skarbem swoich rodziców i oczkiem w głowie Invicty. Wadera poświęcała dla niego cały swój czas, kochała go ponad życie. Niestety pewnej nocy Briggan oszalał. Nie wiadomo co się stało, ani dlaczego basior rzucił się na swoją partnerkę. Invicta próbowała go uspokoić... lecz nie udało jej się. Wilk złapał Hood'a- wtedy małe, bezbronne szczenię i skręcił mu kark, a następnie podrzucił je pod nogi osłabionej i zrozpaczonej wadery. Invicta skoczyła na partnera i wkręciła się w wir walki, po której blizny zostały na jej ciele aż do dziś. Wygoniła partnera i uciekła wraz z martwym szczenięciem. Tamtej nocy straciła wszystko, miłość, zaufanie, serce i duszę."
WYGLĄD: Invicta jest wysoką i dobrze zbudowaną waderą. Pod ciemnym i miejscami niebieskawym futrem skrywa naprawdę silne i pokaźne mięśnie. Jej sylwetka jest smukła, zdolna do szybkiego, zwinnego i bezszelestnego ruchu oraz wysportowana. Ma dobrą kondycję, zwinnością nie grzeszy.
Ma duże i szare oczy, ciemny, czujny nos oraz duże i wytężone na najmniejszy szelest uszy. Jej pazury są czarne i wytrzymałe, a zęby ostre, twarde i białe jak śnieg.
Jej znakiem charakterystycznym jest blizna biegnąca przez lewe oko oraz kilka pomniejszych blizn, które są pamiątkami po Brigganie.
STANOWISKO: Zabójca
RODZINA: Już nie został jej nikt kogo mogłaby nazwać rodziną.
SZCZENIĘTA: Hood- zabity przez partnera  †
MOC: Iluzja strachu:
- Invicta potrafi stworzyć lub zmienić się w odzwierciedlenie lęku swojej ofiary.
- Czerpie moc ze strachu lub bólu. Im więcej go jest, tym silniejsza jest wadera.
- Potrafi sprowadzić na kogoś koszmary lub/ i wejść do nich, aby przemówić do danego wilka.
- Wyczuwa nawet najbardziej skryty lęk ofiary.
- Kiedy przebywa w czyjejś obecności dłuższy czas, samoistnie doznaje wizji odnośnie strachu danej istoty. Wtedy jej oczy zachodzą mgłą, a z pyska i z oczu powoli leci jej krew. Sam taki widok potrafi nieźle przestraszyć, lecz Invicta już nad tym panuje.
- Kiedy długo nie używa mocy, jej całe oczy robią się czarne.
- Jest kompletnie odporna na strach.
WOLFLARY: 100
CIEKAWOSTKI:
- Jej życie jest ograniczone głównie do ciemności. Najlepiej funkcjonuje w nocy lub w cieniu.
- Nigdy nie bawi się jedzeniem lub ofiarami, śmierć zadana przez Invictę jest z reguły szybka i bezbolesna, choć zależy to od jej humoru.
- Czasami gdy wspomni się o jej partnerze lub szczeniaku, wadera traci panowanie nad sobą. Rozsądnie wtedy schodzić jej z drogi.
- Jedynymi rzeczami jakie ta wilczyca trawi poza mięsem są maliny, truskawki i jagody.
- Nie lubi wilków, które są bardziej bezczelne lub aroganckie od niej.
- Zdarza jej się mówić zagadkami.

poniedziałek, 22 maja 2017

Od Raphael'a CD Dakoty

Nie wiem czemu ale w jej towarzystwie uśmiech nie znikał mi z pyska, choć próbowałem przybrać inny wyraz. Nic, po prostu nic. Kicha, czasami nawet łapy mi drętwiały z jakiegoś dziwnego powodu. A jeśli jestem chory, może nie jestem w dobrym stanie? Chyba nic mi nie przeszkodziło ostatnimi czasy, ale to chyba. Niczego nie jestem pewien, a może ta choroba jest poważna...eee tam. Pewnie nie...Alfa odpowiedziała mi już na kilka szczegółowych pytań, miałem jeszcze kilka w zanadrzu. Więc gdy spytała czy mam jeszcze jakieś pytana stanąłem i zacząłem się zastawiać. Właściwie to chyba cieszyłem się że mnie przyjęto. Bo nie na co dzień można trafić na tak fajną...fajne tereny. A raczej co noc, bo z tego co mówiła Dakota co dzień-jest noc. Czyli, dziwne nie ma dnia? A tamte tereny przez które przechodziłem, te oświetlone...Analizowałem wszystko co powiedziała mi wadera, uśmiechnąłem się szelmowsko i zniknąłem używając swojej mocy. Tak, stałem się niewidzialny.
-Widać mnie?-to było pierwsze i chyba najgłupsze pytanie jakie mogłem zadać.
Wadera momentalnie odskoczyła nie wiedząc gdzie jestem. Co to jest: Słychać a nie widać? Odpowiedz: Raphael.
-Nie....-jakby szepnęła.
Podbiegłem do niej i znów stałem się materialny i widzialny, a teraz kilka normalnych pytań by się przydało.
-A to moja moc, po za tym mam kilka pytań. Czy jest Nas dużo? I co to za oświetlone tereny przez które niedawno przechodziłem? I jakie stanowisko mogę podjąć.-usiadłem obok niej, lecz ona stała. Spojrzałem na niebo, nadal było czyste. Moja moc nie dorównuje jej , ale pewnie kiedyś mi się przyda.

Dakota?

Od Naili

Dziś pierwszy raz patrolowałam tereny, jak przystało na szpiega który kocha swoją posadę. Szukałam czegoś podejrzanego, jakichś nowych śladów lub zapachów. Muszę przyznać że kocham tę robotę, pewnie wypominałam już iż moim powołaniem było zostać szpiegiem. To skradanie się, sztuka cichego śledzenia podejrzanego. Tylko do tego się nadawałam. Nie wiem czy poradziłabym sobie z innym stanowiskiem. Może to przeanalizować? Mniej więcej wiem jakie stanowiska są tutaj, ponieważ gdy musiałam wybrać jedno z nich podawano mi wszystkie. Wiadomo że wybrałam to które było mi najbliższe sercu. Zacznę od wojownika-pewnie co chwile bym się sadziła dowódcy ponieważ czasami już tak mam , będąc szpiegiem nie muszę wysłuchiwać narzekań i uwag jakiegoś dowódcy. Mogę pracować sama, lub z innym szpiegiem. Walka to chyba nie moja brocha, choć wiem iż poradziłabym sobie w wojnie. Dalej, obrońca...nie no żenada. Podobno to takie nudne zajęcie że naprawdę, przynajmniej tak słyszałam. A może strażnik? No, niezły zawód, może byłabym zdolna ogarnąć się i stać na straży. Chwila! Strateg! Tak, pasowałoby do mojej osobowości. Kocham wymyślać jakieś plany działania, wypalają w 99.9% , więc jest git. A może któryś z nauczycieli, choć sama nie wiem czy posiadam tę cierpliwość do takich rzeczy. Gdybym miała nauczyć szczeniaka czegokolwiek pewnie skończyłoby się to skargą od rodzica. Ahh a co do stanowisk związanych z polowaniem, sami wiecie o co mi chodzi, do tego w 100% się nie nadaje. Może i upolowałabym coś jednak sterylizowałabym sobie język co kilka sekund, wiedząc że czuje smak czegoś co zabiłam. Nie, na to to nawet się nie porywam, zbyt ryzykowne w odwrotnym sensie tego słowa. A gdyby tak dyplomata? Znam się na tych różnych sztuczkach, podobno mam gadane i ładnie się wysławiam więc czemu by nie...No czemu? Może dlatego że moje miejsce jest wśród szpiegów, pośród krzaków, z lekka w cieniu? Po prostu już zdecydowałam, serce zdecydowało. Szłam tak zamyślona rozmyślając o stanowiskach w watasze, które były do wybrania. W końcu ciągle chyba miałam jakiś wybór, oczywiście że nie zrezygnuje z posady szpiega! Po prostu analizuje inne ...wybory. Bo co gdyby okazało się że wcale nie nadaje się na to stanowisko na którym jestem? Co gdybym z niego zrezygnowała po jakimś czasie, wiedząc że to może nie było jak jak sadziłam? Miałam zamknięte oczy i chyba biłam się z myślami. Nagle ktoś na mnie wpadł, coś się wysypało.
-Uważaj!
Krzyknęłam wstając z ziemi i masując sobie łeb, zauważyłam że to co się wysypało było podobne do pieniędzy. Spoglądał na nie z rozpaczą i zaczął szybko zbierać. Westchnęłam i zaczęłam pomagać niebieskookiemu w podnoszeniu drogocennych monet. Właściwe ciekawe skąd je ma, a może to jego. No znów zaczęłam zadawać sobie pytania na które odpowiedz uzyskam tylko pytając się tego oto osobnika.
-Może pomogę?
Podniosłam ostatnią monetę i położyłam na kupce. Uśmiechnęłam się zawadiacko pokazując swoje białe kiełki. Które w blasku słońca potrafiły nawet oślepić przeciwnika, lub jak kto woli nieznajomego. Bo akurat taka była sytuacja, tego niebieskookiego samca widziałam pewnego dnia rozmawiającego z Alfą. Czyli musi należeć do Królestwa Nocy, w przeciwnym razie nie wchodziłby na to terytorium. Zresztą zapach mówił sam za siebie, był tutejszy...Czekałam na jakikolwiek odzew z jego strony.

(Laven?)

Od Halta c.d. Yume

Gdy upewniłem się, że samica jest już ( w miarę ) bezpieczna, oznajmiłem, że najlepiej się stąd wydostać. Obserwowałem, jak drzewo, o które niedawno była zaczepiona ląduje z pluskiem w wodzie, wpadając pod nią na parę sekund, a po chwili wypływając. Kilka gałęzi złamało się wraz z zetknięciem ze skałami lub nawet samą wodą, ponownie wzbijając się w powietrze. Spojrzałem na moment w górę i upewniłem się, że nic nie stoi nam na przeszkodzie. Nic, prócz stromych, niemal pionowo ułożonych skał, na których powierzchni czasem czaił się zdradliwy mech. Wiedziałem, że Yume jest wyczerpana i ta podróż będzie dla niej prawdziwym wyzwaniem, ale im szybciej się oddalimy, tym lepiej. Dobrze wiedziałem, jak kruche potrafią być narzutowce, zwłaszcza na urwiskach, ciągle targanych przez wiatr oraz obiekty wraz z nim niesione. W tej samej chwili, gdy wadera podniosła się niepewnie na nogi i stanęła chwiejnie, usłyszałem cichsze i głośniejsze trzaski. Ich źródło miało miejsce pod nami - na szarym kamieniu, na który akurat staliśmy. Przekląłem w duchu swoją nieuwagę, gdy delikatna rysa zaczęła pojawiać się na nim, tworząc nierówne zygzaki połączone z niepokojąco brzmiącymi dźwiękami.
- Skacz! - krzyknąłem do niej, gdy pęknięcie nagle się rozprzestrzeniło, obejmując już cały płat, na którym się znajdowaliśmy. Oboje skoczyliśmy przed siebie, rzucając się na niemalże pionową ścianę, ale grunt pod naszymi łapami zniknął, zaczął spadając już w dół, przez co straciliśmy możliwość odbicia się. Również zaczęliśmy dążyć do spotkania z szalejącą wodą. Serce tłukło mi się boleśnie o żebra, ale nie miałem zamiaru się poddawać. Kontakt z wodą był nieunikniony - jedyne, co mogłem zrobić to zadbać byśmy nie natrafili na żaden niebezpieczniejszy przedmiot, niż sama, niemalże czarna toń. Nad nami unosiło się, a przynajmniej takie miałem wrażenie, parę niewielkich odłamków skalnych, nie mogły wyrządzić nam poważnej krzywdy, co najwyżej zrobić płytkie przecięcie lub uderzyć z niewielką siłą, sądząc po ich masie. Pod nami nie wyłowiłem wzrokiem żadnych niepokojących kształtów - do kontaktu z wodą dzieliło mnie jakieś pięć metrów, Yume nieco mniej. Rozejrzałem się na boki. Jedyne zagrożenie, jakie aktualnie nad nami czyhało, to ostre dno, które mogło być na dosłownie dowolnej wysokości. Mogliśmy po prostu wpaść w głębinę, pochłonięci przez czeluści cieczy lub od razu umrzeć przez styczność ze śmiercionośnym podłożem. Wziąłem głęboki wdech, gdy pozostał jakiś metr. Fala strachu dotknęła go mnie nowo, gdy poczułem, że jestem już cały zamoczony, a piekielna moc żywiołu miota mną na wszystkie możłiwe strony. Ciśnięty o bok urwiska, wyplułem w bezdeń połowę powietrza, jakie mi pozostało. Na moment widok mi się zaćmił, ale szybko odgadnąłem, że to po prostu wina wszechobecnych bąbelków, jakie wydobywały się jeszcze przed chwilą z mego pyska. Zacząłem drastycznie przebierać łapami, chcąc dotrzeć na powierzchnię, ale wszelkie starania zdawały się nie przynosić najmniejszego skutku. Prócz bólu w kłębie, którym uderzyłem jeszcze przed chwilą w nie tak ostrą, niemalże płaską ścianę. Wiedziałem, że nie wskóram nic, gdy będę walczył. Postanowiłem dać się ponieść nurtowi i jeśli szczęście dopisze, natrafi się moment na wypłynięcie i zaczerpnięcie świeżego powietrza w nozdrza. Próbowałem wzrokiem wyłapać Yume. Dostrzegłem jakieś dziesięć metrów dalej istny chaos przy powierzchni, jakby coś stale o nią uderzało, mącąc jeszcze bardziej niespokojne fale.
< Yume? >

Od Yume c.d. Halta

Szczęka z każdą chwilą bolała mnie coraz bardziej. Czułam, jak cała moja szyja drętwieje i zaraz puszczę się jedynego, co trzyma mnie jeszcze przy życiu. Dosłownie zależy ono od lichej gałązki, która z każdą chwilą mogła nie wytrzymać. Albo ja nie mogłam. Wiedziałam, że już jestem na skraju wyczerpania. Mięśnie paliły mnie żywym ogniem, a cały kręgosłup zdawał się boleśnie rozciągać, wprawiając ciało w odrętwienie. Wydałam z siebie cichy jęk, gdy drzewo zaczęło się przechylać. A każdą chwilą cierpiałam coraz bardziej, a i pozostawało coraz mniej czasu. Udało mi się otworzyć po części oczy i ujrzałam zmierzającego do mnie... Halta! Chciałam do niego wykrzyczeć, by mi pomógł, ale z mojego gardła wydał się tylko cichy warkot, a moim moje ciało zatrzęsło się na boki, co przeważyło o nadchodzącym losie. Moje ciężko bijące serce na moment zamarło - poczułam, jak ponownie spadam w dół. Ale coś mnie zatrzymało - był to ogromne bolesny uścisk na moim karku. Zawisłam w powietrzu, starając się znaleźć oparcie łapami na półce skalnej. Gardło niemiłosiernie mnie paliło, tak samo jak płuca, które otrzymywały znacznie mniejszą część powietrza, niż potrzebowały. Z trudem oddychałam, a by to zrobić, musiałam nieco podnieść się na mięśniach szyi, inaczej bym się udusiła. Ciche stęknięcie dobiegło mnie z góry, zaczęłam stopniowo się unosić. Gdy tylko dosięgnęłam łapami skały, na której stał szary wilk, pomogłam sobie oraz jemu łapami, podciągając się. Opadłam bez sił na kamień, boleśnie tłukąc żebra. Nie byłam w stanie nic powiedzieć nawet podziękować. Zdałam sobie sprawę jakie wielkie szczęście miałam, że znalazł się przy mnie Halt. Ale z drugiej strony, gdyby nie on, prawdopodobnie by mnie tutaj nie było u nie spadłabym. Ale nie mogłam go o nic winić, przecież to nie jego wina. Zwłaszcza, że to właśnie on uratował mi życie. Po prostu tek leżałam z głową na przednich łapach, dysząc jak parowóz i zamykając oczy, które zaczęły mnie piec z niewiadomego powodu. Cały grzbiet mnie bolał, a najbardziej kark oraz szyja, które najbardziej ucierpiały.
- Dasz radę wstać? Tutaj nie jest bezpiecznie... - zaczął z zaniepokojonym głosem. Gdy otworzyłam oczy i spojrzałam w górę, jego czujne patrolowały teren, jakby wyszukując zagrożeń. Mimo wycieńczenia wiedziałam, że ma rację i spróbowałam wstać. Zrobiłam to powoli i niezdarnie, kończyny trzęsły mi się po części ze strachu, a po części ze zmęczenia.

Halt?

niedziela, 21 maja 2017

Od Naili

Dzisiejszy dzień zapowiadał się dość normalnie. Wstałam jak wszyscy i poszłam nazbierać parę owoców na później. Nie uwierzycie ale znalazłam nawet brzoskwinie i śliwki, które wprost uwielbiam. Zjadłam parę a resztę schowałam. Zmęczona z lekka po nocnym szpiegowaniu, w końcu nie spałam całą noc, postanowiłam ułożyć się i poobserwować naturę. Czemu szpiegowałam w nocy? Szczerze? Nie mogłam zasnąć, coś nie dawało mi spokoju. Znalazłam się w parku gdzie położyłam się pod piękną i rozłożystą wierzbą która aż prosiła o zainteresowanie. Ze spokojem położyłam się pod nią i zaczęłam oglądać naturę. Nagle spostrzegłam wiewiórkę która chowa jedzenie do dziupli , była bardzo dokładna można powiedzieć na nią wiewiórka perfekcjonistka co może dziwnie brzmieć.  Obok niej stały dwa maluchy które patrzyły się w moją stronę, zaśmiałam się i niechcący spłoszyłam małą gromadkę. Następnie zauważyłam dzięcioła który w tym samym drzewie robił pojedyncze dziurki, stukał tak głośno że Dakota pewnie słyszy to ze swojej jaskini która wbrew pozorom leży gdzieś niedaleko. Nieopodal moich łap znajdowało się skupisko mrówek, dopiero po chwili spostrzegłam mrowisko. Każda z istotek miała ze sobą coś na kształt jedzenia, wiem że te zwierzęta są bardzo pracowite i potrafią dużo unosić za co je bardzo cenie. Jednak nie każdy wie że życie mrówek to harówką, jest dość ciężkie i pełne niebezpieczeństw, na szczęście jest ich bardzo dużo. Czasami mam wrażenie że za dużo bo nieraz widuje pojedyncze sztuki w jaskini. Po tej całej obserwacji zaczęły opadać mi powieki, dałam się ponieść i słyszałam tylko szum liści wierzby. To nie był taki zwykły szum, dla mnie było to jak muzyka. Aż nabrałam chęci do śpiewania, jednak wysiliłam się tylko na nucenie do rytmu. Nie powiem z tego całego szumu wychodziły nawet niezłe podkłady do słów. Ale mniejsza o to, nie chcąc się rozleniwiać uznałam iż powinnam się gdzieś przejść i po patrolować tereny. W końcu jestem szpiegiem i patrolowanie terenu też należy do mojej roboty. Wstałam i ziewnęłam zakrywając łapą pysk po czym ruszyłam spokojnie tam gdzie łapy poniosą. Szłam tak już kilka minut i nie wykryłam niczego dziwnego, jednak nagle słyszę:
-Uciekaj, stado dzików!
Odwracam się na pięcie i patrzę nieznanego mi samca który biegnie w moją stronę i wrzeszczy, wiecie co i gdybym nie usłyszała w porę stukotu kopyt dzików pomyślałabym że jest dobrym kawalarzem. Stojąc jak słup soli przyłożyłam łeb do ziemi i czułam bardzo wyraźne wibracje a po chwili poczułam zapach dzika. Nie lubiłam zapachu tego zwierzęcia, ponieważ mój ojciec często na niego polował po czym się tym czymś zajadał! Wydawałoby się że przed czymś albo kimś uciekają, no i pewnie miałam racje tylko przed kim? Wilk spoglądał na mnie co parę sekund, patrząc się do tyłu. .
-Na co czekasz, biegnij!
Słyszę, co prawda wyprzedził mnie parę sekund temu ale stanął i darł się niemiłosiernie głośno. Zrozumiałam że chciał mojego dobra, tylko czemu biegniemy do przodu zamiast na boki. Znaczy czemu on to robi? Dobra, koniec myślenia, nie chcę skończyć swego żywota jako naleśnik. Wzięłam tyłek w troki i wystrzeliłam jak rakieta za nieznajomym. Wyprzedziłam go a po chwili wyrównałam bieg. Musiałam jednak się odwrócić by zobaczyć jak daleko są dziki, jednak nagle przestałam czuć cokolwiek pod łapami. Nie zdążyłam spojrzeć w duł bo leżałam już na ziemi, spadliśmy z jakiejś średniej góry. Poturlałam się razem z nim i prawie wpadłam na drzewo. Przez chwilę kołowało mi się w głowie. Jednak zapytałam:
-Wszystko oke?
Spostrzegłam że nigdy nie widziałam go na Naszych ternach, pewnie jest z królestwa Dnia...Oj oj.


(Harashi?)

Od Naili

Dziś było wyjątkowo chłodno, jednak nie zważając na to wybrałam się na krótki, samotny spacer. A choć zwykle nie lubiłam spacerować sama, zrobiłam wyjątek mając nadzieje że spotkam kogokolwiek po drodze. Obojętnie przeszłam obok jaskini Alfy by  nie zacząć opisywać  piękna wokół. Z oddali ujrzałam jak Dakota wychodzi na zewnątrz spoglądając w moją stronę. Z uśmiechem na pyszczku stanęłam na dwóch łapach i zawyłam na powitanie. Może z lekko zdziwiona moim zachowaniem przywódczyni zaśmiała się i również się przywitała. Jednak ja poszłam w swoją stronę, a ona w swoją. W końcu ma ważne sprawy, wiele rzeczy spoczywa na je barkach. A choć nie wiem do końca jak to jest, to mam nadzieje że nie będę musiała wiedzieć. Tereny nie były mi do końca jeszcze znane, jednak wiedziałam o gdzie-bytności (wiem, fajne słowo) tego wodospadu, zapamiętałam jego położenie bo kocham wszelakie wodospady. Doskonale wiem jak dojść do Dakoty, do lasu ...dobra on nas otaczał i na plażę. Gorzej jest już z innymi terenami które nie pamiętam zbyt dobrze. Choć, nie powinnam zgubić się w tej watasze. Kiedy tak chodziłam , w oddali ujrzałam jakąś małą sylwetkę wilka. Ostrożnie ukryłam się w krzakach by podejść bliżej. Okazało się iż jest to mały szczeniak który ugania się za królikami, nie wiedziałam że mamy w watasze szczeniaki. Dość ciekawe, co do mojej ciekawości ...właśnie byłam ciekawa czyim dzieckiem jest. Nie wiedziałam że jest jakaś para w watasze, a może i nie ma? Z resztą, nie ważne. Szczeniak co chwilę się przewracał a królik przeskakiwał nad nim, śmiesznie to wyglądało więc zaśmiałam się cichutko zakrywając pyszczek łapą. Wyszłam powoli z krzaków, podeszłam od tyłu młodego. Na mój widok królik przestał się zabawiać kosztem wilczka i spojrzał na mnie. Nie miałam na niego chęci ponieważ nie jadam mięsa, jednak uśmiechnęłam się pokazując moje białe kiełki. Wtedy to szczyl złapał królika za gardło i walnął nim o ziemię, królik na wpół żywy leżał na krótkiej trawie. Szczen ucieszony zaczął krzyczeć:
-Tak, udało mi się. Złapałem królika, wiedziałem że mi się uda. To nie było takie trudne.
No i wtedy właśnie obrócił się i zobaczył mnie, z lekka przestraszony odskoczył do tyłu wpadając na królika i przewracając się o niego. Od razu podeszłam bliżej i z troską powiedziałam:
-Przepraszam że Cię przestraszyłam, nie bój się . Należę do tutejszej watahy, Królestwa Nocy.
On skinął łebkiem i wstał wypinając dumnie pierś , po czym wziął zorientował się że królik właśnie mu ucieka. Bez zastanowienia skinęłam głową na znak, że powinien go gonić. Wilczek dogonił królika w kilka sekund , ten widząc to przyspieszył. Kiedy królik się obejrzał, patrząc jak daleko jest jego przeciwnik...walnął w drzewo. Ja syknęłam zamykając jedno oko:
-Auć.
Dumy samczyk wziął królika w zęby i podbiegł do mnie. Odłożył go i mruknął:
-Proszę Pani, ja jestem Cheetos i nie należę do tego nocy. Jestem tutaj od niedawna. A Pani jak ma na imię?
Uśmiechnęłam się do niego po czym machnęłam ogonem na prawo i lewo. Cheetos, z jednej strony z kimś lub czym kojarzyło mi się to imię, a z drugiej nie miałam pojęcia że istnieje takie imię. Miałam chwilowy mętlik w głowie który postanowiłam od razu zażegnać przedstawiając się jak to przystało na samiczkę z manierami i kulturą:
-Mam na imię Naili.
On zaczął merdać ogonkiem tak szybko, że myślałam że zaraz odleci. Jego błękitne oczka z zaciekawieniem patrzyły na moją osobę. Nie byłam do końca pewna ale chyba nie mógł przebywać na tych terenach. A ja jako szpieg nie powinnam dopuścić do tego by jakiś nieznajomy się tutaj pałętał.
-Nie możesz tutaj przebywać maluchu, niestety to tereny Królestwa Nocy.
Kiedy to powiedziałam automatycznie wyczułam niedaleko pewną parkę wilków z Naszych terenów. O bosz, jak mnie teraz z nim zobaczą? Chyba mnie rozszarpią i wygnają od razu z tych terenów. Spojrzałam w ich stronę, nie znałam ich jeszcze. Właściwe znam tutaj mało osobników, niestety. Westchnęłam głośno i mruknęłam coś pod nosem. Kierowali się w moją stronę, zwiesiłam łeb. Szczeniak był obcy...nie powinien tutaj być. Zwróciłam się do niego:
-Słuchaj Cheetos jesteś miłym i grzecznym szczeniaczkiem, ale lepiej wracaj do rodziców.
Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę że to małe coś się zgubiło, czarny basior i biała wadera...stali obok mnie.

(Isil? Nathair?)

Od Isil ,,Dołączyć do watahy?’’ -3 Do Nathair’a

W końcu udało mi się zasnąć. 
***
Obudziłam się zlana potem. Miałam koszmar. Ostatnio miewałam je dość często. Wstałam. Chyba był już ranek. Ech... Jaka szkoda, że zawsze musi być to ,,chyba’’. ,,Zapewne’’. ,,Wydaje mi się’’. Będąc niewidomą prawie nigdy nie byłam niczego pewna. 
Wtem uświadomiłam sobie, że akurat teraz byłam czegoś pewna. Alfa Dakota przyjęła mnie do watahy. Mimo, że byłam ślepa. Miałam opiekować się szczeniakami, a póki ich nie było, robić różne pomniejsze zadania. 
Podeszłam do wyjścia z jaskini. Czułam las. Inne wilki. Całą watahę...
W końcu poczułam niedaleko jakiś silniejszy zapach. Przewodnik już się zbliżał. Po chwili stanął przede mną. 
-Cześć! -odezwał się, a mnie zamurowało.
Dopiero teraz go poznałam. To był Nathair.
-To... Ty!? -zapytałam zdziwiona. Był ostatnią osobą jakiej się spodziewałam.
-Aleś ty szczęśliwa -zauważył.
Zawstydziłam się. Jak zwykle nic nie potrafię powiedzieć sensownego.
-To znaczy... Spodziewałam się raczej kogoś innego, a poza tym...
-Alfa stwierdziła, że skoro już cię znam, to lepiej się nadaję na przewodnika -uciął.
Nie wytrzymałam:
-Chciałam ci podziękować, za to, że mnie wczoraj uratowałeś. I przeprosić, że wczoraj tego nie zrobiłam.
-Sam się broniłem -burknął tylko. -A teraz chodź. Miałem cię oprowadzić, pamiętasz?
Ruszyłam za basiorem. Weszliśmy pomiędzy drzewa, a następnie skręciliśmy w lewo.

<Nathair? Wiem, przy trzecim wena już... No właśnie. XD>

Od Halta c.d. Yume

Wszystko działo się tak szybko. W jednej chwili staliśmy obok siebie w milczeniu, a w drugiej zdarzyło się... to wszystko. Najpierw usłyszałem coś w rodzaju cichego westchnięcia, ale gdy już miałem to zignorować, kątem oka dostrzegłem nagły ruch oraz usłyszałem dźwięk, jaki towarzyszył dużej spadającej gałęzi uderzającej właśnie o twardy grunt. Gdy już odwróciłem łeb w stronę Yume, dojrzałem jedynie zarys jej tylnich łap oraz ogona. Chociaż czułem silny niepokój a moje serce przyśpieszyło wiedziałem, że jej musiało na chwilę stanąć. Rzuciłem się za nią, ale chcąc złapać ją za ogon spóźniłem się o dosłownie ułamek sekundy, gdyż zabrakło mi zaledwie centymetra. Przeklinając w duchu własną nieuwagę, zacząłem szukać rozwiązania problemu, o ile można nazwać tak całą sytuację. Trafniejsze byłoby użycie chociażby słowa "niebezpieczeństwo". W każdym razie odnalazłem wzrokiem solidnie wyglądające młode drzewo, które zapewne wraz z osuwającą się przez deszcze ziemią znalazło się w tak niecodziennym dla tego typu roślin, miejscu. Obliczyłem szybkość spadania wilczycy oraz odległość, po czym szybko wykrzyczałem komendę, której niespełnienie równało się z samobójstwem. Miałem nadzieję, że poslucha i je wykona, stosując się do wypowiedzi. Jeśli by tego nie zrobiła, spadłaby do wody i miałaby niewielkie szanse na przeżycie. Mogłaby uderzyć mocno łapą wskały i ją złamać, przez co by się utopiła. Mogłaby zrobić to samo, tyle że z głową i stracić przytomność. Mogłaby zostać pod wodą i się udusić. Mogłaby się nadziać na niesione wraz z nurtem rzeki patyki i poważnie się zranić. Nie zdążyłem zbadać, gdzie ta rzeka prowadzi. A więc gdyby udało jej się uniknąć tego wszytkiego, mogłaby opaść z sił na dno, wiedziona całymi kilometrami wraz z wodą. Ale ku memu zadowoleniu, usłuchała mnie i chwyciła się gałęzi drzewa. Udało się jej tak utrzymać, ale gorzej z drzewem. Impet, z jakim na niego wpadła był ogromny i już zdołał wyrwać je do połowy z korzeniami. Z każdą chwilą powoli zsuwało się coraz bardziej, musieliśmy działać szybko. Nie miałem zamiaru żegnać nowo poznanego wilka, i to jeszcze w taki sposób. Tym bardziej, że obiecałem ją oprowadzić po terenach królestwa. Gorączkowo myślałem, co teraz. Wisząca jakieś pięć metrów niżej wadera miała nikłe szanse na przeżycie bez niczyjej pomocy. Przez moment łudziłem się, że może posiada jakąś pomocną w tej sytuacji moc, ale szybko stwierdziłem, że już dawno by jej użyła. Szybko podjąłem decyzję. Stawiając ostrożne kroki, zacząłem powoli, ale stopniowo przyśpieszając, kłaść łapy na twardej, niepewnej skale. Zchodziłem w dół do Yume, mając zamiar pomóc jej się wdrapać na skalną półkę. W momencie, gdy dzielił nas zaledwie metr, kamień pod moją tylnią łapą trzasł i w powietrze wyleciał spory kawał kamienia. Straciłem równowagę, ale udało mi się ją odzyskać poprzez zaczepienie się łapami o prowizoryczne podłoże.
< Yume? >

Od Naili

-Nie martw się kiedyś w końcu znów się spotkamy koleżanko, mam ważne sprawy , wybacz mi...muszę tam biec i im pomóc.
Powiedział jeden z moich przyjaciół spoglądając mi w oczy, ja kiwnęłam głową, ehh pamiętam to jakby to było wczoraj. Jednak minął już tydzień a ja tym razem sama pałętam się po tym wielkim świecie. Rozumiem go, musiał pomóc przyjaciołom , ja zrobiłabym to samo. Jednak, jak mógł mnie zostawić, mieliśmy tylko siebie a teraz co? Właściwie to nie łączyło Nas wiele, to tylko znajomość jednak lubię nazywać go przyjacielem, tak jest raźniej. Jestem sama, czy tak smakuje samotność...jest taka melancholijna i sucha , jak to mięso. Obrzydliwe! Tak, wiem może to dziwić ale wprost gardzę mięsem każdego rodzaju. No , wilk wegetarianin ale co poradzisz taka już moja natura. Chodząc tak sobie po lesie biłam się z myślami i wspominałam czasy sprzed tygodnia. Miałam nadzieje że to coś mi da, jednak nie. Nie poprawił mi się humor, sama nie wiem czemu oddzieliłam się od Nyx, chciałam znaleźć coś więcej niż jedną osobę. Było ich kilka, ale znów jestem sama.. Nadal bardzo wyczerpana i głodna. Woda pitna była może i prawie wszędzie. Ale gdzie ja znajdę gruszki!? Jabłka, winogrona lub jakąś marchew, kaszę. Czasami aż dziwię się czemu nie jestem normalna, czemu jak inne wilki nie potrafię zjeść mięsa?! Tak szczerze te pytania mnie zamęczą, jestem sama w lesie bez jedzenia, schronienia i w dodatku zadaję sobie setki pytań na które nie znam odpowiedzi. Czy to normalne? Dzień był dość upalny, nagle poczułam zapach wody jak i dźwięk symbolizujący wodospad. Szybko pobiegłam w tamtą stronę i bez sprawdzania temperatury wody (jak to niektóre laleczki robią, wkładają łapkę, ) ponieważ kierowała mną ochota szybkiego zanurzenia się w chłodnej bryzie, wskoczyłam nie zastanawiając się do czyściutkiego wodospadu. Woda była wręcz idealna, westchnęłam sobie głośno i zanurzyłam się otwierając oczy pod wodą. Na początku troszkę piekły ale przy tej czystości wody szybko się przyzwyczaiłam. Widziałam ławicę małych rybek, karpia koi i parę dziwnych stworów. Podobało mi się to że na mój widok nie uciekały . Może wiedziały że nie mam zamiaru ich pożreć ani zrobić im krzywdy. Tak się zapatrzyłam że prawie utonęłam, szybko wynurzając się łapałam powietrze. Ale wiecie co, warto było. Ze śmiechem wyszłam z tego rajskiego wodospadu, niestety mój śmiech przerwało burczenie żołądka który od dwóch dni domagał się jedzenia. Spojrzałam na jedną z rybek które się akurat wynurzały i warknęłam na samą siebie. Nie byłabym sobą gdybym zjadła jakiekolwiek mięso, a co dopiero mięso z ryby. Walnęłam łapą w piasek, wiedząc że jest ze mną cienko, napiłam się wody by zaspokoić pragnienie głodu które w sobie dusiłam. Jednak nic to nie dało, w lesie echem odbijało się to przeraźliwe burczenie jakby ryk diabelskiego smoka który ma zamiar z głodu zjeść wszystkich mieszkańców w tym lesie, tylko że w moim przypadku musiały by to być drzewa co może wydawać się dziwne. Słońce jeszcze przygrzewało , jednak nade mną pojawiły się dość ciemne chmury. Mruknęłam pod nosem wiedząc że za jakiś czas zacznie padać, w końcu mamy te nasze wahania pogodowe. Nie zrezygnowałam jednak kładąc się na rozgrzanym kamieniu który miał za zadnie osuszyć moje futro, jednak zanim moje futerko wyschło do końca, deszcz zaczął dawać o sobie znaki. Po pierwsze czułam wyraźny zapach deszczu, po drugie po chwili zaczęło pokrapiać. Deszcz na początku wydawał się ciepły, ale po chwili zmienił się w chłodny. Nie czekając jak ulewa się rozpęta zeszłam z kamienia na wpół słucha i zaczęłam się rozglądać. Zaczęłam biec wokół wodospadu kiedy spostrzegłam że za wodospadem jest mało widoczna,dziwnie mroczna, ukryta jaskinia a w niej sucho i podejrzanie jasno. Rosły tam bowiem grzyby rodzaju którego nie znam, jedne świeciły na kolor błękitny zaś drugie na granatowy. Trawa była mocno zielona, pewnie dlatego że nawadniał ją wodospad. Z uśmiechem usiadłam na pewnej kłodzie w końcu jaskini , była stabilna i sucha. Z uśmiechem na pyszczku zapadłam w głęboki sen. Te tereny były bajeczne, choć dość mroczne, brakowało mi tylko pożywienia, towarzystwa i co najważniejsze , jakiegoś towarzystwa. Nie wiem ile dokładnie spałam, ponieważ nie obudziłam się mimowolnie. Ze snu zbudził mnie głos , pasujący raczej do samca:
-Kim jesteś?! 
Nie otworzyłam od razu oczu, głos był zdezorientowany i poirytowany. Ziewnęłam schodząc powoli z kłody i dopiero teraz zauważyłam wilka, charakteryzowała go postawa bojowa i  jeszcze to że był przemoczony. W duchu zaśmiałam się z lekka , jednak w rzeczywistości zaczęłam chodzić wokół niego przyglądając się jego wyglądowi. Czarny, niecodzienny, czerwonooki, wyrośnięty z lekka wilk. Czułam że pochodzi z tond i nie chciałam się narzucać, usiadłam patrząc czy pogoda się uspokaja. Na szczęście znów pokrapiało, ładnie wyglądał świat spod wodospadu. Uśmiechnęłam się tylko i powiedziałam:
-Jestem nikim ważnym. Już stąd idę. Po czym spojrzałam tylko na tego osobnika i zaczęłam iść...jednak...

Manip?

Od Isil ,,Dołączyć do watahy?'' -2 Do Dakoty

-,,To nigdy nie jesteś ty...’’ -odpowiedział mi jakiś obcy głos w mojej głowie. 
-Ale teraz zachowywałam się jak normalny wilk! Zresztą... Kim ty jesteś!? -zawołałam przerażona.
-,,Tobą’’ -zaśmiał się tylko głos i ucichł.
Byłam zdezorientowana. Mam rozdwojenie jaźni, czy co!? Od kiedy!? Ślepa, szalona... 
Nagle z lewej strony poczułam bardzo silny zapach jakiejś wadery. Od razu nasunęły mi się dwa wnioski: pierwszy: nieznajoma jest bardzo blisko. I drugi: to alfa, albo ktoś inny o bardzo wysokim stanowisku. Tamten basior mówił coś o jaskini alfy, więc raczej to pierwsze...
-Kim jesteś!? -usłyszałam całkiem miły, aczkolwiek bardzo pewny głos.
Ten głos bardzo jasno przekazywał informację: ,,Na razie jestem miła, ale jeśli popełnisz krok w złą stronę, to...’’. Spojrzałam w stronę, z której dobiegał. 
-Nazywam się Isil -zaczęłam. -Przepraszam, że naruszyłam wasze terytoria... Goniła mnie grupa wilków, która porwała mojego dziadka, kiedy jeszcze byłam szczeniakiem. Jestem sierotą i to on mnie wychowywał. W każdym razie... Wiedziałam, że zostawią mnie w spokoju jak wejdę na teren, którego oni naruszyć się nie odważą. Nie miałam złych zamiarów. Chciałam tylko przejść przy granicy cicho i wyjść z drugiej strony, aby ich zgubić, a następnie pójść w swoją stronę. Znalazł mnie jednak jakiś basior, zapewne strażnik granic, stróż, czy coś w tym stylu. Przyprowadził tutaj i kazał powiedzieć, że to on mnie przysłał. Nie wyjawił swojego imienia. Następnie chyba przypomniał sobie o czymś ważnym, bo szybko się oddalił. Zapewne wiedział, że już mnie zobaczyłaś -opowiedziałam dokładnie i szczerze, a po chwili wahania dodałam. -Pani alfo...
Wilczyca przez dłuższą chwilę zastanawiała się co powiedzieć. W końcu z cieniem złośliwości spytała:
-Często zdarza ci się mówić do samej siebie?
-Co? -poczułam się wytrącona z rytmu. -To znaczy... -zawstydziłam się.
-Nie ważne -ucięła. -Ten wilk to był Nathair, widziałam go jak odbiegał. Ciekawe co takiego ważnego miał to załatwienia -znów przez chwilę zastanawiała się, po czym na powrót zwróciła się do mnie. -Należysz do jakiejś watahy?
-Nie... Tylko kiedy byłam maleńkim szczeniakiem. Potem chyba był jakiś wypadek, w którym zginęła cała moja rodzina. Od tamtej pory wychowywał mnie dziadek -z dala od watah.
-Jeśli chcesz, możesz dołączyć do tej -zaproponowała wadera. -Jestem Dakota, alfa Watahy Nocy.
Zmieszałam się:
-Przykro mi, ale... Nie mogę. Jestem ślepa.
-Ślepa?
-Mam moc, która częściowo zastępuje mi wzrok, ale i tak zawsze byłam wyrzutkiem -wyznałam.
-To nic. Możesz dołączyć. Zostaniesz opiekunką szczeniąt. Myślisz, że dasz sobie radę?
-Raczej tak. Dziękuję! -byłam naprawdę szczęśliwa. W końcu ktoś mnie tak potraktował. Jak wilka. Nie jak kalekę. 
***
Dakota zaprowadziła mnie do jakiejś jaskini. Mojej własnej jaskini! Wciąż byłam podekscytowana.
-Jutro przyjdzie do ciebie jeden z wilków z naszej watahy. Oprowadzi cię po terytorium i być może zapozna z kilkoma osobami. Teraz się prześpij. Dobranoc -to mówiąc, alfa wyszła.
Ja jednak nie mogłam zasnąć. Pierwszy raz w życiu miałam problem z zaśnięciem. Myślałam o całym dniu... O tamtym basiorze... Jak on się nazywał? Alfa powiedziała... Nathair? Tak, Nathair. Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że on mi uratował życie, a ja, głupia, nawet mu nie podziękowałam! 

CDN

Od Isil ,,Dołączyć do watahy?'' -1 CD Nathair'a

Wciąż byłam trochę w szoku. Jakim cudem ten basior rozprawił się z taką liczbą przeciwników w jedną sekundę!? To jakaś bardzo potężna moc, czy co!?
-Po lewej masz drzewo -odezwał się.
Westchnęłam. Niektórzy TAK skomplikowanych rzeczy nie pojmą. Gdybym uważała, że potrzebuję pomocy, to powiedziałabym to już na początku!
-Radziłam sobie wcześniej bez twoich wskazówek, jakbyś nie zauważył -warknęłam poirytowana.
Dalej szliśmy w milczeniu. Im byliśmy głębiej, tym mocniejszy był zapach innych wilków. Musieliśmy się zbliżać do centrum watahy. ,,Wataha’’... To słowo do tej pory było mi prawie całkowicie obce. Tylko dziadek od czasu do czasu coś o niej wspominał. Za to nigdy nie mówił czemu żył tak na uboczu... W miejscu, gdzie tamtejszy alfa pozwolił mu mieszkać pod warunkiem, że nikomu nie będzie przeszkadzał. W miejscu, gdzie docierały tylko ciekawskie młodziki, aby mnie dręczyć. W miejscu, gdzie nikt nie mógł dziadka ochronić przed tamtymi wrogami. W miejscu gdzie byliśmy wyrzutkami, a ja nie mogłam nawet chodzić do szkoły. W miejscu, gdzie... A zresztą. Po co rozpamiętywać przeszłość, skoro można się cieszyć teraźniejszością?
-,,Jak gdyby było w niej coś szczęśliwego, po tym co uczyniła przeszłość’’ -zaśmiałam się z goryczą.
Basior chyba to usłyszał.
-To jak się nazywa ta wataha, na której terytorium jesteśmy? -szybko wszystko zatuszowałam, zmieniając temat nim jeszcze mój ,,znajomy’’ go rozpoczął (XD).
-Wataha Nocy -odpowiedział. -W końcu cały czas jest tu ciemno, nie zauważył... No tak... Wybacz -zawstydził się trochę.
-Spoko... Przyzwyczaiłam się. 
Znów szliśmy w milczeniu. Po chwili jednak najwidoczniej dotarliśmy na miejsce, bo wilk się zatrzymał. Co dziwne, nic jednak nie mówił.
-Wszystko w porządku? -spytałam.
Odpowiedział dopiero po chwili:
-Tak. Tu po lewej jest jaskinia Alfy. Powiedz, że ja cię znalazłem. Dasz sobie radę. Ja muszę załatwić coś ważnego -to mówiąc zniknął w mroku.
Popatrzyłam za nim. Przypomniała mi się cała nasza rozmowa. 
-,,To nie byłam ja...’’ -pomyślałam z smutkiem.
-,,To nigdy nie jesteś ty...’’ -odpowiedział mi jakiś obcy głos w mojej głowie.

CDN

Od Yume c.d. Halta

Widok był bardzo ładny, trzeba było przyznać. Dawno nie widziałam tyle zieleni w jednym miejscu. Nawet na stromej półce skalnej rósł mech, zakłócając szary kolor kamienia. Zatrzymałam się na miękkiej trawie, to samo uczynił Halt, tyle że zaraz przy ziejącej przepaści. Słyszałam głośny szum, ale nie wiedziałam, jakie było jego źródło. Dochodził jednak wyraźnie z tej oto przepaści. Zaciekawiona podeszłam, o mało co nie nadeptując na siedzącego na kwiatku owada - pszczołę. Bolałoby... Ominęłam istotę pewnie ze sto razy mniejszą ode mnie i przystanęłam obok starszego wilka, spoglądając w dół. Moim oczom ukazała się kolejna rzeka, jednak o wiele większa od poprzedniej. Byłą wzburzona i niosła ze sobą niewielkie gałęzie, jakieś rośliny oraz wielkie kawały ziemi i kamieni, które czasem były wyrzucone na parę chwil w powietrze. Mogłabym się założyć, że woda była głęboka na co najmniej dwa metry i gdybym tam skoczyła i cudem nie nadziała się na ostre brzegi skał, nurt poniósł by mnie nie wiadomo gdzie. Poczułam, jak kręci mi się w głowie. Nigdy nie maiłam lęku wysokości, ale myśl, że mogłabym tak skończyć wprawiła mnie we właśnie taki stan. Zachwiałam się i podniosłam jedną łapę, by postawić ją na ziemi obok i stanąć pewnie, jednak nie napotkałam żadnego punktu uparcia, przez co przekrzywiłam się na tamtą stronę. Mój żołądek ścisnął się, a serce podeszło do gardła, gdy nagle runęłam w dół, prosto w przepaść. Ku mojemu zdziwieniu nie krzyknęłam, ale ta świadomość trzymała się mnie tylko przez ułamek sekundy. Młócąc łapami powietrze widziałam, jak jakieś pół metra nade mną Halt rzuca się na skraj urwiska, chcąc złapać zębami mój ogon, który znajdował się wtedy najbliżej niego. Ale nie dosięgnął tych paru centymetrów i powstrzymany przez własne łapy, został tam,. na górze, a ja wciąż się oddalałam. Panicznie bałam się tego, co mnie czeka. Nabrałam już powietrza do płuc, spodziewając się fali zimnej wody otaczającej mnie z każdej strony lub, co gorsza, utracenia przytomności przy uderzeniu w twardą skałę, a może i nawet dno koryta rzecznego.
- Gałąź, chwyć się gałęzi! Jest dwie sekundy pod tobą po prawej! - usłyszałam jego głos. Nie wiedzieć dlaczego, ale odliczyłam te dwie sekundy, odwracając się już w prawo. Nie musiałam mu ufać, ale zrobiłam to - inaczej wpadłabym do rzeki, nawet gdyby kłamał. Gdy łapami ( byłam teraz w niemalże pozycji, w jakiej normalnie się stoi na czterech łapach) poczułam coś dotykającego ich, rozwarłam szczęki i zacisnęłam je, gdy ujrzałam przed sobą cienką gałąź. Z początku myślałam, że przegryzłam gałąź i spadnę, ale nagle zatrzymałam się,a nawet trochę mnie wyrzuciło w powietrze ( przynajmniej tak to poczułam, ale efekt ten pewnie był niezauważalny dla obserwatora na górze ). Zawisłam na kawałku gałęzi, który wyrósł w przerwie między skałami, gdzie ukazywała się ziemia. Teraz połowa korzeni sterczała w powietrzu, zamiast bezpiecznie siedzieć w glebie. Jęknęłam głośno, częściowo z ulgi, a częściowo ze stresu, który wciąż mnie przytłaczał.

Halt?

Od Nathair'a CD Isil

Nie miałem czasu by zastanawiać się nad słowami wadery, gdyż znów mogłoby się to skończyć boleśnie. Walczyłem z wieloma przeciwnikami naraz co nie było łatwe. Największą ich siłą była liczebność i umiejętność latania. Ale pomimo tego, że byłem sam (nie liczyłem ukrywającej się wadery) to nawet sobie radziłem i właściwie zostało mi już tylko paru przeciwników, gdy usłyszałem krzyk białej wilczycy.
- Chyba nadlatuje ich więcej! - od razu odwróciłem się w jej kierunku. Nie kłamała. W moim kierunku leciała kolejna chmara i to o wiele większa niż poprzednio. To nie mogło się skończyć dobrze, musiałem coś wymyślić i to szybko, jednocześnie cały czas walcząc. Już obecne na polanie nietoperopodobne stworzenia nie dawały za wygrane i podgrzane nadchodzącą pomocą atakowały z jeszcze większą pasją. Cały zbryzgany byłem ich i swoją krwią.
Moje możliwości wyglądały następująco 1. walczyć tak dalej i liczyć na swoje umiejętności nabyte przez lata, tyle że w tym wypadku mogło się to źle dla wilczycy skończyć 2. próbować uciekać, co raczej się nie uda 3. użyć mocy, co będzie zapewne bardzo bolesne, ale jednocześnie tylko to nas może uratować. Nie miałem wyboru, wytężyłem całą swoją moc i namierzyłem wszystkie układy krwionośne w pobliżu - było ich naprawdę dużo - nie tracąc czasu po prostu je rozsadziłem. Cała chmara nietoperejhków po prostu spadła na ziemię. Jedyną widoczną oznaką tego co się stało były stróżki krwi wydobywające się z pysków i oczu tych zwierząt.
- Co ty zrobiłeś? - spytała wadera wynurzając się spod krzaków. Adrenalina wciąż krążyła mi we krwi i w pierwszej chwili miałem zamiar ją skrytykować, czy coś, ale przypomniałem sobie, że nie mogę. Już wystarczająco dzisiaj działałem pod wpływem emocji i źle ją oceniłem. Wziąłem ją za tchórza, kto by się spodziewał, że może być niewidoma? Może gdybym się postarał to bym się domyślił, ale byłem dziś wyprowadzony z równowagi, to wszystko przez tą noc i te wspomnienia.
- To nie ważne - powiedziałem przyjmując swój zwykły obojętny ton - Po prostu chodźmy zanim pojawi się ich tutaj więcej. Lubią się gromadzić - powiedziałem i ruszyłem przed siebie, ale zaraz się zatrzymałem, przypomniałem sobie, że ona tego nie widzi.
- Ale...
- Idziemy w twoje prawo. Ruszamy w tej chwili jeśli nie chcesz mieć do czynienia z kolejną ich falą - mimo iż starałem się nad sobą panować to znów byłem zbyt ostry. Naprawdę dziś nie będę się do niczego nadawał... zwłaszcza, że zaczynałem czuć mrowienie we krwi, które zwiastowało jak wiele bólu będzie mnie kosztować to użycie mocy. Nie miałem pojęcia ile mam czasu mi zostało, dlatego też chciałem ją jak najszybciej odstawić do Aphy. Nietoperejki tak naprawdę raczej się tutaj w najbliższym czasie nie pojawią, ale musiałem skłamać. Głupotą byłoby ujawniać swoją słabość.
- No dobrze - powiedziała i ruszyła w wyznaczonym przeze mnie kierunku. Chicho odetchnąłem i również ruszyłem tym razem idąc obok niej, a nie przed nią.
- Po lewej masz drzewo.
- Radziłam sobie wcześniej bez twoich wskazówek jakbyś nie zauważył - warknęła poirytowana, więc zamilkłem. Miała rację, więc nie było nic co mógłbym teraz powiedzieć. Zresztą cisza pasowała mi o wiele bardziej niż bezsensowna rozmowa.

Isil? Wiem nie powala .-.



Od Nathair'a CD Dakoty

Wilczyca nie okazała się wrogo nastawiona, ale mogły to równie dobrze być pozory. Nie wiedziałem co jeszcze może kryć się w tej ciemności, która okazała się nie być jeszcze piekłem. Więc jedna dwie z moich opcji zostały już obalone, została jeszcze jedna poważniejsza. Mogła równie dobrze chcieć zaciągnąć mnie do swojej grupy i dopiero wtedy zaatakować. Miałaby wtedy pewną przewagę i z takiego punktu widzenia to, że poszedłem za nią było głupie. Właściwie to jakkolwiek by nie spojrzeć na tą sytuację to nie powinienem za nią iść, ale... ciemność. To ona sprawiła, że jednak się zdecydowałem, przyciągała mnie i po prostu nie miałem ochoty odchodzić. Dlatego też szedłem. Wadera nie podejmowała żadnego tematu, a mnie to pasowało. Cały czas zachowywałem ostrożność i rozglądałem się, mój wzrok dość szybko zaczął się dostosowywać do warunków tutaj panujących. Nic jednak nie wzbudziło moich podejrzeń, może oprócz tajemniczej wilczycy o której dalej nic nie wiedziałem. Jednak zamiast zastanawiać się jaki jest jej cel zadałem zupełnie inne pytanie.
- Tutaj zawsze jest tu tak ciemno? - spytałem. Moja przewodniczka jednak uparcie milczała. Weszliśmy na jakiś większy kamień i dopiero wtedy się odezwała.
- Witaj w Królestwie Nocy - spojrzałem na nią. Uśmiechała się.
- Królestwo Nocy? - powtórzyłem za nią. Nigdy wcześniej nie słyszałem tej nazwy -  Co to takiego?
- Odpowiadając na twoje poprzednie pytanie. - szybko się za to zabiera -  Tak zawsze jest tu ciemno. W końcu nazwa mówi sama za siebie. Tam gdzie jest dzień to Królestwo Dnia. Masz jeszcze jakieś pytania? - zatrzymałem się w miejscu, przetwarzając wszystkie informacje. Dopiero też teraz spojrzałem przed siebie i zobaczyłem na polanie różne wilki, czyli jednak mogła to być zasadzka.
- Tak mam. Z jakiego powodu mnie tutaj przyprowadziłaś? - spytałem. Opcje właściwie były dwie 1. z jakiś powodów potrzebują rozrywki i walki z obcym 2. chce bym do nich dołączył, co pasowałoby do jej wcześniejszego pytania o moje poszukiwania watahy.
- Czy to nie oczywiste? - zerknęła na mnie i również się zatrzymała. Nikt mnie jeszcze nie zaatakował, więc bardzie w tej chwili prawdopodobna była wersja 2. Zerknąłem jeszcze raz na te wszystkie wilki, które właściwie nie zwróciły na nas większej uwagi.
- Rozumiem, że rozmawiam z Alphą - stwierdziłem przypominając sobie, że jest właścicielką tych terenów.
- Dokładnie.
- Dlaczego chcesz mnie przyjąć? - spytałem. Zazwyczaj Alphy nie są zbyt otwarte na obcych.
- Możesz być przydatny - stwierdziła otwarcie. Nie byłem do końca pewien czy to dobry pomysł, ale chyba dobrze będzie mieć jakiś sens. Jakieś obowiązki. Zwłaszcza w takich warunkach, cały czas ciemność. To brzmiało jak idealne miejsce dla mnie. Może nawet nie będę musiał zbytnio udzielać się w życiu towarzyskim.
- Niech będzie.
- Może byś się przedstawił - zaproponowała Alpha, a na jej pysku pojawił się figlarny uśmiech, który nie powiem lekko mnie zdziwił. Nie pasował do typowego opisu przywódczyni, a tym bardziej do takiej żyjącej w ciągłej ciemności.
- Nathair - odpowiedziałem.

Dakota?

Od Isil CD Rachel

,,Pierwsze dni w watasze i początek nowej znajomości''

Minęło kilka dni odkąd dołączyłam do watahy. Nie było żadnych szczeniąt, więc wykonywałam już od rana różne prace dla watahy. Teraz akurat znalazłam wolną chwilę. Postanowiłam ją wykorzystać i pospacerować. 
Szłam przez las podziwiając przyrodę. Nad moim łbem słychać było ptaki. Śpiewały tak pięknie, że każdemu dla takiej chwili chciało by się żyć. Nawet komuś takiemu jak ja... Wiatr delikatnie muskał moje ciało. Mimo ciemności (bo jak już się dowiedziałam, tu cały czas trwała noc) było dość ciepło. Zapewne gdzie indziej było już lato i świeciło słońce, co powodowało bardzo miłe uczucie gorąca... No ale trudno. Dołączyłam tu, żeby tamte wilki mnie nie złapały. Nie powinnam narzekać. 
Minęło trochę czasu. Zdałam sobie sprawę, z tego, że byłam okropnie głodna. Nigdy nie wychodziło mi polowanie, ale mimo to postanowiłam spróbować. Mój nos wyczuł delikatny zapach jelenia. Ruszyłam w tamtym kierunku. Zapach był coraz mocniejszy. W końcu byłam zapewne zaraz obok. Przyczaiłam się i... 
-Cholera jasna! Złaź ze mnie! -wrzasnął po wilczemu ,,jeleń’’.
Szybko z niego zeskoczyłam. Czułam się idiotycznie.
-Jesteś wilkiem? -spytałam zszokowana. 
-Zającem, wiesz!? -odpowiedziała (gdyż słysząc jej głos doszłam do wniosku, że to przedstawicielka tej lepszej płci) z ironią.
To chyba znaczyło, że była wilkiem. Skuliłam się jeszcze bardziej:
-Wybacz... -przeprosiłam, a po chwili raźniej dodałam:
-Zdajesz sobie sprawę z tego, że pachniesz jak jeleń?
Wadera zapewne musiała mnie w tej chwili uważać za wyjątkowo głupią istotę, ale jakoś specjalnie na to nie zważałam. W końcu byłam mistrzynią w dziedzinie wychodzenia na idiotkę.
-A pachnę!? -była ewidentnie zaskoczona.
-Dobra, nieważne. Jestem Isil, a ty?
<Rachel?>

Od Rachel

Siedziałam sobie spokojnie na klifie, i obserwowałam tutejszą zwierzynę. Jelenie były by dobrą zwierzyną. Zawsze zbierałam ich rogi, oraz jakieś świecidełka. A gdzie je chowałam? No cóż.... na drzewach, w torbach... jak się przenosiłam, to brałam to ze sobą. Teraz, się nudziłam, i co chwila rysowałam w ziemi hieroglify, które oznaczały różne zwierzęta. Co chwila wyłaniały się z niej jakieś ptaki, węże, jaszczurki, wiewiórki. Marnowałam mój czas na tworzenie zwierząt, które i tak padną ofiarą drapieżników, albo po prostu jakiegoś żywiołu. Leżenie mi się znudziło. Poszłam w stronę wody, a tej było tutaj dużo. Gdy skończyłam pić, usłyszałam za sobą szelest. Gdy odwróciłam głowę, wskoczył na mnie jakiś wilk przygważdżając do ziemi.
- Cholera jasna! Złaź ze mnie! - warknęłam.

< Ktoś? Błagam. Nie mam o czym pisać >

Od Isil CD Nathair'a

Zapach obcego wilka stał się mocniejszy. Musiał podejść bliżej. Z całą pewnością mnie widział. 
-Naruszyłaś teren Królestwa Nocy -odezwał się.
Odwróciłam głowę w stronę, z której dochodził głos.
-Moim obowiązkiem jest dowiedzieć się jaki miałaś w tym cel -ciągnął. -Mam nadzieję, że będziesz współpracować.
Zastanawiałam się co powiedzieć. Gdybym powiedziała prawdę, raczej źle by się to dla mnie skończyło, więc delikatnie skłamałam:
-Ja... Nie wiedziałam, że to czyjeś terytorium. Trafiłam tu przez przypadek. 
No przynajmniej to drugie było prawdą. Gdyby tylko istniała inna droga, za nic nie przekraczałabym granicy.
-Rozumiem. Należysz do jakiejś watahy? -spytał.
Ja!? Do watahy!? Niby jakie bym miała mieć stanowisko, będąc niewidomą? Jako wyrzutek?
-Nie -powiedziałam tylko trochę skrępowana. Obcy basior chyba jeszcze nie zauważył mojego kalectwa.
-Cóż w takim wypadku zabiorę cię do naszej Alphy ona zdecyduje co z tobą zrobić -podjął decyzję.
-To zabieraj -burknęłam, niezbyt grzecznie, no ale cóż poradzę...
Chociaż w sumie, to wolałam zostać więźniem jakiejś tam alfy, niż zostać złapana przez te wilki, które rozdzieliły mnie z dziadkiem. Wilk przede mną chyba ruszył przed siebie, bo jego zapach stał się delikatnie słabszy.
-Chodź! -zawołał.
Szybko zwizualizowałam sobie całe otoczenie i ruszyłam truchcikiem za obcym. Kiedy się z nim zrównałam, spytałam:
-Nie zamierzasz mnie spętać?
-A zamierzasz uciekać? -odpowiedział trochę pogardliwie pytaniem.
Nie odpowiedziałam. Skupiłam się na korzystaniu mojej mocy, aby nie wpaść na jakieś drzewo i nie wyjść znów na idiotkę. Cisza bynajmniej mi nie przeszkadzała. Obcemu zapewne też nie, bo jej nie przerywał. Nowość.
Nagle poczułam z prawej strony okropny ból. Mało brakowało, a wrzasnęłabym. Nie wyczułam kompletnie nic, co mogłoby go sprawić.
-To nietoperejhki! -krzyknął basior.
Jego zapach szybko zmieniał miejsce, z którego dochodził. Musiał biegać.
-Doskonale maskują swój zapach -dodał jeszcze.
Wszystko stało się jasne, ale... Jak niby miałam walczyć z czymś, czego nie mogłam zwizualizować!? Skupiłam się na słuchu. Wciąż nic, oprócz hałasu wydawanego przez wilka i jakichś żab. Nietoperejhki... Latały, tak jak nietoperze, mające tak podobną nazwę? Usłyszałam szelest z lewej strony. Któryś z ,,napastników’’ zahaczył o krzak. Szybko się przewróciłam. Zaraz nade mną rozległ się dziwny pisk, kiedy to okropne coś trafiło tylko w pustkę. 
-Pomogłabyś mi, a nie... -warknął z jeszcze większą pogardą niż wcześniej basior. Zapewne tak biegał, bo walczył. -Wstań, a nie leżysz i się gapisz. To nic niebezpiecznego jeśli ty je trafisz pierwsza, tchórzu!
Poczułam jak się we mnie gotuje. To oczywiste, że bym pomogła, jeśli tylko bym mogła! Ale nie mogę i to ja najbardziej obrywam!
-Nie mogę -wrzasnęłam, czując jednocześnie kolejne trafienie. W łapę tym razem. Upadłam. Może jak będę udawać trupa, to mnie zostawią w spokoju? 
-Niby dlaczego, pani-księżniczko-co-się-nie-może-zmęczyć? -ewidentnie był wściekły, ja zresztą też.
-Bo. Ich. Nie. Widzę! -znów się wydarłam. I cały plan udawania martwej legł w gruzach. Trupy raczej się nie wydzierają.
Sądząc po jego zapachu, zatrzymał się.
-Jakim cu... -zaczął zdziwiony, lecz najwidoczniej zagapił się i coś go trafiło. 
Zamiast reszty wypowiedzi słychać syk bólu.
-Pan-super-odważny-i-niepokonany-bohater, chyba jednak nie jest taki niepokonany -zadrwiłam. 
Tym razem basior nie odpowiedział. Walczył w ciszy, a mi udało się przesunąć pod jakieś krzaki, gdzie miałam chwilowy spokój. Wtem usłyszałam znów szelest. Okropnie głośny szelest. To mogło znaczyć tylko jedno... Spojrzałam w miejsce, gdzie najprawdopodobniej był obecnie wilk i krzyknęłam:
-Chyba nadlatuje ich więcej!
<Nathair? Zepsułam okropnie charakter, prawda? :c No ale chyba raz zdenerwować się twój wilk może...>
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony