środa, 7 czerwca 2017

Zawieszenie!

A więc cóż doszło do tego. Najprawdopodobniej niedługo go zamknę. Niektóre osoby mają blog w czterech literach, bo inaczej tego nazwać nie można. Niektórzy nas zostawili, bo stwierdzili, że blog się sypie i nie raczyli nawet mi pomóc go odbudować tylko go zostawili. Niestety moi drodzy, ale ja sama przy "życiu" go nie utrzymam. To wy musicie mi w tym pomóc, bo to wy tworzycie ten blog i w zasadzie bez was byłby niczym. Mało osób wchodzi na czat, opowiadania pojawiają się raz na dzień lub jeszcze rzadziej i nikt już nie dołącza. To był raczej zły pomysł, aby tworzyć blog. To już raczej nie te czasy, w których popularne są blogi o tematyce zwierzęcej. Myślałam, że blog się rozwinie, bo właśnie na to wyglądało, ale jak widać myliłam się. Zaczął być nie aktywny. 
Oto wiadomość, którą wysłałam dla Isil, kiedy powiedziała, że blog umarł:
"Niby czemu mówisz, że blog umarł? Chyba nie za bardzo wiesz co to słowo oznacza. Blog jest wciąż aktywny. Są publikowane postu. Ludzie piszą na czacie. Gdyby było jednak przeciwnie wtedy by dopiero umarł. Trochę mnie to zdenerwowało kiedy ludzie tak mówią. Mimo, iż wcale tak nie jest. To, że druga administratorka odeszła to nic takiego nie oznacza. To jest jej decyzja, a my na nią wpływu nie mamy. To nie jest powód, aby od razu mówić, że blog upadł. A jeśli tak jest to powinnaś zostać i pomóc nam go "odbudować", a nie od razu odchodzić. Trzeba walczyć, a ty od razu po jedynym incydencie się poddałaś i go zostawiłaś. Nie ukrywajmy tego, ale w każdym blogu zawsze coś się zdarzy, a członkom, którym zależy, aby dalej istniał zapominają o takich sytuacjach i nadal piszą opowiadania. Jeśli WY nie będziecie o niego walczyć to ja też tego nie będę robić, bo to będzie bez sensu. To nie jest tylko moja zasługa, że on istnieje i jest aktywny."
~Administratorka
Edit 1: Nie zwieszony. XD Możecie pisać opowiadania i wysyłać formularze.
Edit 2: Jednak zawieszony. Nikt nic nie pisze, więc może zróbmy przerwę, a ja trochę jakoś odświeżę bloga.

wtorek, 6 czerwca 2017

Od Exana do Naili

 Obserwowałem pasące się stado jeleni. Czekałem, aż złapię dobrą okazję, aby dobrać się do jednego ze słabszych, niskich i mniej sprawnych osobników. Na razie nie zanosił się na to, więc pozostało mi tylko poczekać. Czekając tak próbowałem zabić czas wspomnieniami. A konkretnie wspomnienia ze szczenięcych lat. Wtedy wspominałem też brata. Ma na imię Nero. I to on zawsze był lepszy, to on był przystojniejszy, pierwszy zdobył waderę i to on był silniejszy, a ja przy nim byłem tylko cieniem samego siebie... ale to czasy dorosłości. W czasach szczenięcych też objawiał się silniejszymi cechami ode mnie. Zawsze przy zabawie w chowanego on mnie pierwszy znajdował, w siłowaniu się, zawsze kładł mnie na glebę. Jednak on i tak, jak co do czego doszło... to on zawsze ratował mi ogon, to on nie raz uratował mnie z sytuacji z której jednej nie wyszedłbym żywo. Jednak i on ma u mnie dług. Podczas wyprawy w góry, grunt pod nogami Nera osunął się spod niego. Sam dobrze to widziałem, jak zwisał nad przepaścią. Trzymał się ze wszystkich sił szponami, krzyczał....

Wyrwałem się ze wspomnień i wróciłem do rzeczywistości. Właśnie mój cel został zrealizowany, bo osobnik jak wyczuwam był słaby, podszedł zbyt blisko... czekając na odpowiednią okazję i zatopiłem kły w szyję jelenia. Usłyszałem tylko krzyk. On skojarzył mi się z krzykiem mojego brata.

***

- Pomóż mi- wykrzyczał mój brat
Tak ten mój brat, wiecznie najlepszy i doskonały prosił o pomoc mnie. Słabego, beznadziejnego braciszka. Oczywiście pomogłem mu, ale od tamtego czasu się do niego nie odezwałem. Sam nie wiem czemu??
To mój brat do cholery... lepszy, dominujący i silny, ale brat.

***

Jeleń padł, a ja już zdążyłem odczuć żelazny smak krwi. Jeleń umarł szybko, bo wykrwawił się w miarę szybko. Na polanie byłem tylko ja i moja ofiara. Złapałem jelenia za poroże i zacząłem ciągnąć go w miarę spokojniejsze miejsce na konsumpcję. Wtedy napotkałem wilka, a konkretnie waderę.
- Cześć- przywitała się
- Siema- odrzekłem i dalej ciągnąłem zdobycz
- Może ci pomóc?
Nie ukrywam, potrzebowałem pomoc, ale raczej zrezygnowałem. Co to za basior który prosił o pomoc wadery.
- Nie trzeba, dziękuję- odpowiedziałem miłym głosem- a może chcesz się poczęstować?

<Naili>

poniedziałek, 5 czerwca 2017

Od Halta c.d. Yume

Spadaliśmy, zdawało mi się to trwać wieczność. Miliony kropel wody dosięgały mnie z wszystkich możliwych stron, zmuszony zamknąć oczy przez nie, wpadające do nich z boleścią, mogłem tylko się domyślać, ile dzieli mnie od wzburzonej, spienionej dziko wody. W końcu poczułem, jak jej chaotyczna powierzchnia jest już ponad mną. Tak - właśnie szedłem na dno koryta rzecznego, o dziwo bardzo głębokiego jak na rzekę. Cóż, chyba, że to jezioro, ale czy aby na pewno? Uradowany nie zastanawiałem się nad tym dłużej, przecież żyję, i to się teraz liczy. Ale przecież nie tylko ja spadałem, nie tylko mi groziła śmierć poprzez utonięcie, czy chociażby nadzianie się na skały uformowane na kształt stalagmitów. Yume mogła mieć mniej szczęścia i trafić na takie właśnie formy kamienne. Rozejrzałem się pośpiesznie wokół, ale nigdzie nie dostrzegłem jej charakterystycznego, brązowego futra. Zacząłem więc przełamywać opór, jaki woda stawiała przede mną i dostawać się nad powierzchnię. Jednak w momencie poczułem, jak coś chwyta mnie za ogon i ciągnie w dół. Obróciłem się zdziwiony i mocno zaniepokojony. Wnet poczułem ból, lekkie ukłucia i dostrzegłem zawieszone na moim ogonie... ryby? O mało co nie wypuściłem resztek powietrza, jakie mi pozostały w płucach. Nie zdołałem wziąć głębokiego wdechu, zanim wpadłem do wody. Przednia prawą łapą uderzyłem z całej siły w jednego szkodnika, który swoimi ostrymi zębiskami zaczął coraz bardziej wgryzać się w mój ogon, na szczęście obrośnięty gęstym futrem, chroniącym mnie teraz przed dotkliwym bólem. Z każdą chwilą jednak czułem, jak powoli ich szczęki wgłębiają się w moją sierść i zaczynają dochodzić do samej skóry ogona. Poruszałem nim na boki, ale takie obciążenie plus woda wszystko utrudniły i nie dało to żadnego rezultatu. Nie zwracając na nich prawie żadnej uwagi, zacząłem ponownie brnąć w stronę niespokojnej tafli wody, której pomarszczony wierzch uniemożliwiał zobaczenia, co czai się poza wodą. Gdy tylko się wynurzyłem, zacząłem głośno oddychać. Myślałem, że wypluję płuca, ale mimo wszystko starałem się odnaleźć wzrokiem Yume. Dostrzegłem jakieś piętnaście metrów dalej wyrzucaną do góry wodę i usłyszałem głośny, aczkolwiek stłumiony plusk. Mając nadzieję, że to ona i że już zdążyła połapać się, że w wodzie grasują piranie, sam zacząłem zajmować się tymi, które zgromadziły się wokół mnie, a było ich coraz więcej. Wziąłem głęboki wdech i gdy tylko zanurkowałem, poczułem ostry ból na uchu, rodzący w moim wnętrzu głośny ryk. Jednak zamiast niego z mojego pyska uleciało parę bąbelków wody, gdy wgryzałem się w ciało około trzydzieści centymetrów twardego z wierzchu cielska, brnącego prosto w moją stronę. Potrząsnąłem parę razy łbem, zabarwiając wodę wokół na czerwony kolor i jednocześnie zrzucając rybę na moim uchu gdzieś w dal. Łapami szaleńczo młóciłem szkarłatną wodę, rozrywając kolejnego osobnika, tym razem z większą zawziętością. Tylnymi łapami starałem się strącić te czające się na moim ogonie, teraz już mocno mi doskwierające.

< Yume? >

Od Yume c.d. Halta

Warknęłam cicho tuż po tym, jak zrobił to Halt. Moja wilcza dusza nakazywała mi cały czas to robić, wydawać z siebie niskie, przeciągłe brzmienia. Zerwałam się na równe nogi mimo wszechobecnego zmęczenia oraz wciąż palących mnie mięśni.
- Nie damy rady, nurt jest zbyt silny - mówiłam szybko, z ciężko bijącym od strachu i wysiłku sercem. Nie możemy spaść, możemy tego nie przeżyć! A jeśli na dole czeka na nas płycizna? Co wtedy, czy dane jest nam umrzeć? Śmierć poprzez spadnięcie z wodospadu może i nie brzmi tak nijako, ale każda śmierć nie brzmi zwyczajnie. Natomiast gdyby była to śmierć poprzez spadnięcie z wodospadu, by kogoś uratować, bronić watahy, pomóc komuś lub czemuś,... to byłoby coś. Ale czy umieranie przez zwykłą styczność z twardą powierzchnią lub utopienie się brzmi tak wspaniale?
- Wiem, ale im szybciej to zrobimy, tym większe szanse mamy, aby przeżyć - wytłumaczył i zaczął przygotowywać się do skoku. Wiedziałam, że ma racje, ale gdzie moglibyśmy się zatrzymać? Nigdzie, jedyne wyjście stąd to wodospad. Ponownie warknęłam, powstrzymując staruszka przed skokiem - od razu zrozumiał, że to o to chodziło, gdyż odwrócił się i z irytacją na mnie spojrzał.
- Nurtu nie pokonamy, jest już za silny. Z resztą, kto wie, ile ta rzeka ciągnie się przy tak stromych brzegach. Będziemy musieli skoczyć - powiedziałam ze zgrozą, szybko wymieniając swoje zdanie. Wiedziałam, że to szaleństwo, ale ku mojemu zdziwieniu ujrzałam błysk zrozumienia w oczach basiora.
- Zdaję sobie z tego sprawę - ostatni raz spojrzał w górę, zrobiłam to samo. Akurat w tym momencie skały były uformowane w nienagannym pionie, bez szans wspinaczki. Może tylko górskie zwierzęta, na przykład umięśnione kozy przystosowane do takich warunków, dałyby radę to zrobić. - Gdy tylko poczujesz, że się obniżamy, skacz jak najdalej potrafisz. Staraj się nie wpaść do wody głową w dół, to może skończyć się strategią. Bądź w gotowości - powiedział szybko. Napięłam mięśnie, strach omamił mój umysł, wdarł się do niego i obezwładnił. Byłam w stanie polegać już tylko na instynkcie, który nakazywał mi wskakiwać do wody i przebierać łapami, chcąc odpłynąć stąd czym prędzej. Ale nim zdążyłam to zrobić, znajdowałam się już w powietrzu. Woda spadała na mnie z chyba każdej możliwej strony, przynajmniej takie miałam wrażenie. Że jestem pod wodą zorientowałam się dopiero wtedy, gdy zatrzymałam się w miejscu, a daleko w górze widziałam burzliwe odcienie bieli, szarości oraz błękitu - to tam wodospad się kończył. Ucieszona, że nic sobie nie zrobiłam, miałam ochotę zacząć piszczeć i śpiewać, ale szybko zorientowałam się, że nigdzie w pobliżu nie widzę Halta. Może jest już na powierzchni? Mając złe przeczucia, zaczęłam płynąć coraz wyżej, chcąc ponownie móc oddychać. Gdy tylko wynurzyłam łeb, zaczerpnęłam ogromny haust powietrza, niemal się od niego krztusząc. Woda pchała mnie w prawo, pozwoliłam się jej nieść. Rozglądając się za szarym wilkiem nie dostrzegłam go. Spanikowana zanurzyłam się pod wodę i ujrzałam płynące prosto w moją stronę ryby z otwartymi gębami pełnymi ostrych jak brzytwa zębów - piranie?

Halt?

niedziela, 4 czerwca 2017

piątek, 2 czerwca 2017

Od Halta c.d. Naili

Wadera odwróciła się z wolna, jak to robią w książkach o charakterze dreszczowców bądź horrorów. Jeszcze gdybym zamiast mieć postać wilka, byłbym wyższy o parę metrów, z mojego pyska wystawałyby setki ostrych kłów, ociekających jej krwią, a ciało pokryte było łuskami... Wtedy byłby to klasyk, chociaż trochę przynudnawy. Bo najbardziej straszne jest to, co skrywa tajemnice, a przynajmniej moim zdaniem tak właśnie jest.
- Jestem Halt, nie masz się czego obawiać z mojej strony - rzekłem energicznie i wesoło, w końcu poznaję nowego wilka. A raczej wilczycę - jej białe futro, gdzieniegdzie przyprószone szarym lub brązowawym odcieniem. Postawiła uszy do góry, ale wiedziałem, że to jeszcze nie oznacza przyjaznego nastawienia. W końcu uciekała, czego więc mogła się obawiać? Ukradła coś? Jest nowa i napotkała pierwszego na tym terenie nieznajomego wilka?
- Jestem Naili... - przedstawiła się, z lekkim wahaniem. Z każdą chwilą jednak nabierała pewności siebie, stanęła już wyprostowana na łapach, pod którymi niewątpliwie skrywały się potężne mięśnie. Była ona bardziej masywna, niż ja sam. Ale właściwie nie dziwiło mnie to, nie często stawiałem na siłę - raczej na sprawność umysłową, jak i fizyczną, ale nie na siłę. Udana ucieczka jest w końcu zawsze lepsza od nieudanej walki, czyż nie? Chyba, że w grę wchodzi własny honor. Ale czy stracenie życia naprawdę jest warte obronienia jedynie własnego imienia? Gorzej, gdy w wydarzeniu bierze udział jeszcze drugi wilk, bezbronny, któremu należy pomóc. Ucieczka wtedy byłaby jednak gorsza od śmierci, przynajmniej moim zdaniem. Bo czy warto żyć z krwią na własnych łapach, z myślą, iż miało się okazje uratować komuś życie, a uniknęło się tego, jednocześnie skazując drugiego wilka na śmierć? Okrucieństwo, i to w czystej postaci.
- Miło mi - powiedziałem żartobliwym tonem, chociaż nie miałem na celu nikogo ani niczego wyśmiać. Cóż, tak już mam, powaga jest mi bliska, choć dość trudna do wykrycia. - Czego się obawiasz z mojej strony? Co taki starzec, jak ja, mógłby zrobić tobie, silnej oraz młodej wilczycy? - uniosłem wysoko brwi, o ile można to tak ująć. Chciałem sprawdzić, jak bardzo uzna mnie za nic niepotrafiącego, już zbyt starego, by mieć jakiekolwiek szansę z nią, basiora. Uśmiechnąłem się lekko, gdy otworzyła pysk, już chcąc zabrać głos w tej sprawie. Wciąż byłem gotów stanąć do walki, chociaż szczerze mówiąc, nie miałem na to najmniejszej ochoty. I dobrze wiedziałem, że gdybym jej nie docenił, faktycznie skończyłbym bardzo, ale to bardzo źle. Mógłbym w porę nie zareagować, dając się pociachać na małe kawałeczki. Do tego nie znałem działania jej mocy, a skoro mówi ludzkim językiem, to musi być chociaż po części... magiczna, wyjątkowa. Jak wszyscy członkowie naszej watahy.
 < Naili? >

Od Hitachiego C.D. Naili

W watasze byłem nowy, lecz zdążyłem zaznajomić się już z całym terenem, na jakim znajdowało się Królestwo Dnia. Wszystko tu tętniło życiem, z wszystkich stron otoczony byłem żywymi kolorami, a zapach wiosny miło łaskotał moje nozdrza. Podobało mi się tu, nie ukrywam.
Tego wczesnego ranka zachciałem ponownie przejść się po tych terenach. Nie przechadzałem się długo, a wyczułem obcą mi woń, z pewnością należącą do wilka. Z wszystkimi wilkami zamieszkującymi Królestwo Dnia się już zapoznałem – choć niezbyt chętnie, zważając na moją aspołeczność – więc zaniepokoiłem się nową wonią.
Skierowałem się w tę stronę i po chwili ujrzałem śnieżnobiałą wilczycę, leżącą pod jednym z drzew. Oddychała szybko, jej białe futro przesiąknięte było potem. Wyglądało na to, że ten sen, jaki miała, szczęśliwy nie był. Nie miałem ochoty jej budzić. Nie miałem pojęcia, kim jest. Już chciałem podnieść się ze swojej siedzącej pozycji, gdy nieznajoma gwałtownie się przebudziła. Odruchowo spojrzałem w jej stronę, niemile zaskoczony nagłym ruchem. Nie chciałem towarzystwa innego wilka, a już na pewno nie zupełnie mi obcego wilka. Wypełniłem mój poprzedni zamiar szybko podrywając się z ziemi. Nie spuszczałem uważnego wzroku z wilczycy, która wydawała się również nie chcieć być w moim towarzystwie. Jej spojrzenie było spłoszone.
Szybko wstała i zapewne już chciała się oddalić, lecz spróbowałem ją zatrzymać. Musiałem się czegoś o niej dowiedzieć.
- Hej, zaczekaj! - Siliłem się na stanowczy ton głosu, co najwidoczniej mi się udało, gdyż wadera stanęła w pół kroku, po czym powoli i ostrożnie odwróciła się w moją stronę. Musiała mieć duże wątpliwości co do tego, co w tej sytuacji powiedzieć czy zrobić, gdyż jej wzrok wyrażał niepewność i ledwo dostrzegalną... obawę. Nie wiedziałem, przed czym. - Skąd jesteś? - zapytałem po chwili. Otworzyła pysk, by coś powiedzieć, lecz zaraz potem znów go zamknęła, a w jej oczach dostrzegłem wahanie.
- Z Królestwa Nocy - przyznała w końcu. Nie wyglądało mi to na kłamstwo.
Królestwo Nocy... Samica musiała być z tych terenów sąsiadujących z naszymi, jak się domyśliłem. Na pysk cisnęło mi się pytanie: ,,Kim jesteś?", lecz zastąpiłem je innym:
- Dlaczego tu przyszłaś?
Wilczyca jakby spięła się jeszcze bardziej. Ja też nie czułem się luźno w towarzystwie innego wilka, dlatego moje pytanie zapewne zabrzmiało bardziej oschle, niż chciałem.

Naili?

Od Raphael'a C.d. Dakoty

No nie powiem, chyba się nie popisałem przed Alfą. Właściwie to po co miałbym to robić? Ehhh, niby to pierwsze wrażenie jest najważniejsze, lecz ja je właśnie spaprałem. Niezły jestem nie? Nie! No tak...Stanowisko wojownika bardzo przypadło mi do gustu, co znaczy że Dakota trafiła w moje zainteresowania. Lub od tak strzelała co jest bardziej możliwe, raczej nie czyta w myślach. No chyba...Jeszcze to wycie, ahh tak dawno nie wyłem że nie mogłem się już powstrzymać.
-To teraz już wiesz. Możesz się rozgościć, poznać innych, a ja już idę.-usłyszałem z jej pyska.
Wzruszyłem ramionami zdziwiony nie wiedząc o co jej chodzi, no dobra jest przywódcą i ma pewnie wiele obowiązków więc nie powinienem się jej czepiać, ale powinna spędzać czas z członkami watahy nie...? W oddali widać było wiele postaci, parę sporych samców, i jeszcze mniej niż parę samic. Tak, zdecydowanie przeważała płeć silniejsza. Głupio to ująłem, przecież samice też potrafią być nieźle dziarskie. Uśmiechnąłem się szyderczo i wcale nie poszedłem poznać kilku członków, pobiegłem w inną stronę by lepiej przyjrzeć się ternom. Nagle coś mnie oślepiło, wystawało spod piasku. Zacząłem kopać i kopać, skapnąłem się że jest to swego rodzaju błyskotka. Zaśmiałem się i podbiegłem do strumyka chcąc się przejrzeć. Wyglądałem okropnie, byłem cały brudny od piachu, ale co tam. Poszedłem po brudną błyskotkę i wskoczyłem z nią do wody, tą że błyskotką okazał się niezły naszyjnik. Co ma oznaczać niezły? No...niezły, dobry, ładny, piękny, olśniewający. Umyłem go i położyłem na jednym z kamieni, a wyglądał tak:

Sam postanowiłem się wykąpać, ale nie wyschłem do końca ponieważ nadeszła piękna noc. Wziąłem naszyjnik i chodziłem z nim po terenach. Nagle zaczęły spadać gwiazdy, wyglądało to niesamowicie. Poczułem znajomy zapach Alfy, pobiegłem tam bez wahania by sprawdzić co robi i czy to ona włada tym zjawiskiem. Kiedy tam dotarłem siedziała wpatrzona w meteory spadające co chwile z nieba, okazało się iż to nie ona je tworzy. Uśmiechnąłem się i wstałem po czym zacząłem udawać że łapię gwiazdy:
Ona śmiała się widząc we mnie pajaca, jednak mój cel był inny. Zdjąłem z ogona naszyjnik ruchem dość sprytnym nagle pokazałem jej go. Zrobiła wielkie oczy i nie dowierzała. Zaśmiałem się i wyciągnąłem do niej łapę z błyskotką. Bo po co mi ona, samiec w naszyjniku...wyśmialiby mnie! A jej pasuje...tak sądzę.
-Weź.-uśmiechnąłem się zawadiacko.

Dakota?

Od Naili

W środku nocy wyszłam z jaskini. Była piękna pełnia, która nie dawała mi zasnąć. Zwykle w takie noce nie mogę spać, ale czułam że ta była bardziej wyjątkowa niż inne na tych terenach. Wychodząc spojrzałam na boki, widząc członków watahy którzy pogrążają się w pięknych snach ...uśmiechnęłam się. Sama nie wiem czemu, widok kogoś śpiącego zawsze wywoływał we mnie uśmiech. Tym razem też tak było. Bo w końcu to właśnie we śnie możemy się odprężyć, pomarzyć, rozmarzyć i spełnić marzenia. Choć w prawdziwym świecie również jest to możliwe, jedynie trzeba bardzo mocno w to wierzyć, no i wcale ale to wcale nie wątpić.  Postanowiłam przejść się po terenach, lecz złamałam swoje postanowienie zatrzymując się przy jednej z rzek. Położyłam się i spoglądałam w taflę wody na moje odbicie jak i również na księżyc. Czasami nawet zdarzało mi się robić głupie miny do samej siebie, co wyglądało po pierwsze bardzo zabawnie, jak i po drugie z lekka psychopatycznie. Zwykle w takie noce chce mi się śpiewać, teraz nie czułam taj potrzeby, sama nie rozumiem dlaczego.  Rozkoszowałam się ciszą i spokojem, pięknem tej chwili...nagle usłyszałam kroki łap. Nieopodal ktoś był, ktoś ze Królestwa Nocy...kogo jeszcze nie poznałam. Ale, ja znam wszystkich, no prawie wszystkich. To musiał być ktoś nowy. Po kilku minutach jego zapach ulotnił się, nie było już nic niepokojącego. Chciałam to jeszcze dokładnie sprawdzić, jednak darowałam sobie chodzenie wokół rzeki. A gdyby ktoś się zapytał co ja tutaj robię o tak później porze. Raczej bym wszystko szczerze wyznała, no lub mruknęła że jestem szpiegiem i patroluje sobie od tak tereny. Co by nie było kłamstwem, bo według mnie to ja cały czas na służbie jestem. Nawet gdy od tak sobie spaceruje.  Weźmy taki przykład , policja . Kiedy policjant w świecie ludzi jest na służbie to ryzykuje życie, łapie groźnych przestępców itp. Kiedy ma wolne i zobaczy że jakiejś staruszce ukradziono torebkę, to co machnie na to ręką? Może w świecie ludzi tak, ale moim zdaniem powinno być tak że od razu powinien zmienić strój niczym Superman i biec na pomoc. Taka jestem JA , ciągle na służbie nawet w wolne dni. Westchnęłam ciesząc się tą chwilą. Wstałam dość szybko, napiłam się zimnej wody z rzeki i już mnie wzięło. Na początku zaczęłam tylko podśpiewywać pod nosem i cichutko nucić. Zwykle od razu przechodzę do cichego śpiewu, później jest coraz głośniej. Sprawdzam też czy nikogo nie ma w promieniu kilku kilometrów, kogoś kto by mnie zobaczył jak śpiewam. Tym razem się nie rozejrzałam...nie wytrzymując zaczęłam śpiewać:


Niestety nie udało mi się powstrzymać śpiewu, kocham śpiewać i kocham muzykę. Uradowana zeszłam z kamienia na którym znalazłam się kiedy śpiewałam. Nie potrafiłam stać w miejscu, podążałam za rytmem muzyki. Nieopodal mnie jeden z krzaków się poruszył i jakby zachichotał. No co to ma znaczyć? Ta zniewaga, krwi wymaga. Podeszłam bliżej, modląc się by nie był to ktoś z watahy. Mając nadzieje że to jakiś malutki zajączek...cokolwiek . Byleby nie ktoś kto mnie zna. Strasznie nie lubiłam jak ktoś mnie podsłuchiwał, od tak słuchał mnie gdy śpiewam. Odkryłam krzaki łapą, wtedy to...ktoś z nich wyskoczył. Był to wilk, jeszcze mi nie znany. Czułam że zaraz spalę się ze wstydu...
(Ktoś kogo jeszcze nie znam? Czyli: Exan, Invicta, Yume, Manip?)

Od Naili

Łaziłam sobie patrząc aktualny na stan pogody, nagle zaczęło padać. Może i spodziewałam się tego, ale kochałam deszcz i  nie miałam z tym problemu. Mogłam sobie tak chodzić i chodzić, bo czemu by nie. Nie jestem z cukru, jak inne zwierzęta. Wiadomo nie każdy lubi wodę, podobno tygrysy nawet się jej boją. Zaczęłam tak sobie o tym wszystkie rozmyślać kiedy nagle obok mnie prześmignęła jakaś wilcza sylwetka, była to samica. Czułam niewyraźnie jej zapach, ale mogłam określić płeć.
-Zbiera się na burzę.
Jej głos usłyszałam dopiero po chwili, jak powiedziała tak też się stało. Sama czułam że coś jest nie tak, taka ta wiosenka figlarna. Wiadomo te wszystkie wahania pogodowe i takie tam. Uśmiechnęłam się i powiedziałam jakby radośnie:
-Najwidoczniej. Może lepiej się zbierajmy bo nie zdążymy się schować.
Wilczyca skinęła głową i przedstawiła się jako Rachel, zaczął się wyścig z burzą. Nie należał on co prawda do najprostszych, ale ja kocham to ryzyko. Wiadomo jest ryzyko jest zabawa (albo szpital, albo sława), lecz nie zawsze i przy wszystkich wykazywałam się moim ukrytym ryzykiem. Tak, na wszystko  u mnie wpływa właśnie towarzystwo.
-Nie zdążymy do jaskini.
Krzyknęłam w biegu. Nieźle się rozpadało. W oddali zauważyłam jakiś dziwny kształt....przypominał konia. Lecz po chwili znikł, jak gdyby cień który snuje się po jaskini. Słońce w pełni został przykryty przez parę ciemnych chmur. Które swoimi czarnymi ślepiami spoglądały na mnie i na moją nową znajomą. Westchnęłam tylko w biegu, wiedząc że ta sytuacja w której się znajdujemy nie jest zbyt korzystna.
-A masz lepszy pomysł niż jaskinia lub nora?!
Usłyszałam ją dopiero teraz, musiała pewnie kilka razy powtórzyć dość głośno. Ponieważ niedwno dość rozpętała się burza, która ciskała co chwilę w ziemię jasnymi błyskawicami które zwie się piorunami. Brakowało mi już tchu...drogi jeszcze został sporawy kawałek. Przekręciłam oczyma i zaczęłam się rozglądać. W oddali dostrzegłam pewną starą kryjówkę. Znalazłam ją dość niedawno...podczas szpiegowania pewnego osobnika który i tak jakimś cudem mi się wyrwał. Mogę zdradzić tyle iż był to lisek urwisek, którego miałam na oku ale drań się wyślizgnął jak ta żmija.
-Tam!
Krzyknęłam w miarę głośno i melodyjnie by mnie usłyszała. Pierwsza skierowałam się w tamtą stronę, zaczęło robić się niebezpiecznie. Wskoczyłam do pnia ogromnego dębu. Wilczyca po chwili znalazła się obok mnie, szczerze starczyłoby miejsca jeszcze dla jednego osobnika. Sporawa kryjówka, ale no niezbyt wygodna gdyby chciało tutaj wejść więcej osobników.
-Nic Ci nie jest?
Zapytałam spoglądając na nią kątem oka. Ona otrzepała się i odparła:
-A co ma być. Jedynie jestem mokra.
Jakby fuknęła. Muszę przyznać nieźle się rozpadało. Więc zostaniemy tu razem dobre 5 godzin.
-No, patrz...ja też jestem mokra. To solidne drzewo...wytrzyma.
Chciałam przerwać tę niezręczną ciszę która psuła wszystko. Na końcu dotknęłam drzewa łapą jakby okazując wdzięczność co pewnie dziwnie wyglądało. Po chwili jednak dotarło do mnie że się nie przedstawiłam...
-Przepraszam, gdzie moje maniery...Naili jestem.
Uśmiechnęłam się pokazując przy tym biel moich kłów, po czym podałam jej łapkę na znak zawarcia znajomości. Ona wpatrzona w dziurę zrobioną w drzewie wcale nie zwróciła na mnie uwagi. Dopiero po chwili potrząsnęła łbem i spojrzała na mnie mówiąc:
-Ah, tak, tak.
Jakby wiedziała o co chodzi, spojrzałam na nią zdziwiona mimo to uśmiechnęłam się w miarę radośnie.
(Rachel?)

Od Naili

Zwykle chodziłam tylko po Naszych terenach, co macie przez to rozumieć? Terenach Królestwa Nocy, które były dość mroczne ale jakie piękne...Jednak zastanawiało mnie co jest poza nimi, te oświetlone tereny które mijałam wcześniej. Pełne roślinności, zwierząt które również mi imponowały. To chyba nie znaczy że żyjemy na ciemnej stronie mocy, jakby to źle brzmiało? Yhhh, może by czas nie mówić nic nikomu i zniknąć na jakiś czas z ,,domu''. Chodzi mi głównie o pracę szpiega, nikt mi nie wytłumaczył czy obok Nas są jakieś inne watahy, stada, sfory czy coś w tym rodzaju. Choć pewnie nie było takiej potrzeby, jestem zwykłym szarym członkiem, a raczej członkinią.  A szkoda, bo jestem ciekawska i teraz zmuszona to zbadać czy coś w ten deseń.
Nie usiedzę długo na tych terenach, chciałabym zobaczyć tamte i dowiedzieć się czy do kogoś należą. Alfa nigdy mi o nich nie wspominała, co również mnie zdziwiło bo chyba gdyby byli to wrogowie to powiedziałaby od razu, prawda? Więc nie jest pewnie aż tak źle! Właśnie z uśmieszkiem na pysku zdawało mi się że przekroczyłam granicę terenu. A raczej zrobiła to jedna z moich łap. Wcale już się nie wahałam, ruszyłam pędem po pięknych słonecznych terenach. Nagle poczułam zapach, stanęłam prędko i zaczęłam obracać uszami w różne strony, chcąc usłyszeć ruch w krzakach. Muszę przyznać że zaczęło się ściemniać, a ja nie wiedziałam do końca gdzie jestem. Lecz były to piękne tereny i nie chciałam tak szybko z nich uciec, nie jestem tchórzliwą samicą. Położyłam się obok jednego z drzew, na obcym terenie. Po prostu chciałam zasnąć, obudzę się pewnie za jakiś czas i wrócę do Królestwa Nocy. Zasnęłam dość szybko...Lecz obudziłam się w środku nocy z dziwnym uczuciem... noc była wyjątkowo piękna, księżyc w pełni świecił jasno, a na niebie migotały miliony gwiazd. Słyszałam głos zwierzęcia, który kazał mi zejść z drzewa i pójść w las. Tak też uczyniłam, tylko jak znalazłam się na drzewie? W podskokach pobiegłam przedzierając się przez krzaki by dotrzeć do źródła głosu. Wpadłam na nieznaną mi polanę. Po środku stał potwór... z króliczkiem w łapach. Popatrzyłam na niego kątem oka. Zaatakowałam szybko i spróbowałam wyrwać biedne zwierzątko (inna by go zjadła, ale ja jestem wegetarianką) z jego łap, ale na próżno. Tak, potwór z pewnością spróbował mnie zwabić w to miejsce...tylko po jakiego grzyba? Nie... nie... nie pozwoliłam zaprzątać sobie głowy tymi bzdurami. Warknęłam i zastosowałam ten cały wilczy szczek ostrzegający. Bestia wrzuciła króliczka do jakiegoś rowu, by nie uciekł. Nagle obok mnie pojawił się jakiś wilk. Ciemno było więc nie widziałam, kto to. Ten ktoś skoczył na potwora i wbił zęby w jego kark. Ja skoczyłam wydostać zwierze z rowu. Niespodziewanie coś mnie przygniotło... łapa pokonanej przez samca maszkary spadła na mnie. Próbowałam się wydostać...No i wtedy...obudziłam się w rzeczywistości...Na całe szczęście, był to tylko głupi koszmar. Moje futro było posklejane i mokre, spocona sierść pachniała niezbyt przyjemnie. Dopiero teraz przypomniałam sobie gdzie dokładne się znajduję. Świtało, ptaszki śpiewały a nieopodal siedział nieznajomy mi zupełnie wilk. Wzdrygnęłam się, wiedząc że jest z tych terenów. Wstałam pośpiesznie i chciałam się wynosić stąd jak najszybciej, w końcu co powie Dakota jak złapią mnie na tych obcych terenach. Jeszcze mnie wyrzuci z watahy i co będzie? Oczywiście odeszłabym w dość spokojny sposób gdyby nie głos samca:
-Hej, zaczekaj!
No nie, chyba właśnie wpadłam w niezłe i głębokie bagno. I z tego co wiem, szybko się z niego nie wydostanę. Albo będę grać, albo od razu się przyznam że nie pochodzę z tond. Właściwie ...sama nie wiem co mam zrobić. Powoli odwróciłam się mając na uwadze iż wilk jest mi zupełnie obcy.

(Halt lub Hitachi? Albo obaj, powstanie kilka historii XD)

czwartek, 1 czerwca 2017

Od Exana cd Hope

Gdy wynurzyłem się z wody, od razu poczułem ulgę, gdy uwolniłem się od tego gorąca... na chwilę. Nagle coś usłyszałem. Skierowałem swój przenikliwy wzrok na jaskinię pod wodospadem. Zbliżałem się po woli, cicho... wolałem zachować ostrożność, już przygotowywałem szpony, obnażałem kły.
Przeniknąłem przez wodospad, jak i od razu poczułem wilgoć, to mokre powietrze.. ah, to jest dopiero jaskinia, poezja dla wilka!
Coś widziałem w wodzie, jak biały śnieg ukryty pod wodą, podszedłem bliżej i wyczułem waderę, zanurzyłem łeb jak niedźwiedź w celu złapania ryby. Wyjąłem z wody bez trudu białego wilka, którego wyglądał jak zmoczona szmatka, w sumie tak jak ja. Zanim chciałem zapytać kim jest, zorientowałem się, że to wadera, więc zmieniłem zdanie pytające
- Wadera na literkę "H"?
- Jestem Hope- wymruczała wadera
- Wiedziałem, twoje imię umknęło mi w niepamięć
- Skąd wiesz, że moje imię zaczyna się na taką literę?
- Słyszałem- przyznałem i puściłem waderę, a ona cofnęła się, rzucała we mnie wzrokiem nieufności. Zbliżyłem się do niej, a ta co raz to cofała się, aż nie miała możliwości cofnięcia się. Stała pod ścianą, więc przyległa do niej. Idealna okazją, aby ją chociaż pocałować, jest zbyt przerażona, aby zaprotestować. Jednak nie jestem takim, co nietykalność cudzą narusza... więc spytałem.
- Czemu się mnie tak boisz?

<Hope?>

Od Halta c.d. Invicty

Truchtałem przed siebie, mocno pobudzony zapachem miodu. Tak, zdecydowanie gdzieś w pobliżu musiało znajdować się jakieś gniazdo pracowitych pszczół, których bzyczenie dało się słyszeć już od parunastu minut. Wiedziony argumentami nakładanymi przez moje własne zmysły, przyśpieszyłem kroku, w poszukiwaniu swojego przysmaku. Czymże byłby świat, gdyby nie ten złoty skarb, wolno spływający po przedmiocie, na którego natrafił? Gdy wyobraziłem sobie jego aromatyczny smak, złoto-biały blask gdy skąpany w promieniach słonecznych aż czekał, by go skosztować i utonąć w morzu, a raczej oceanie ( tak, raczej to drugie ) szczęścia oraz wiecznego urodzaju. Ale skoro wszystko trwa tylko chwilę - połknięcie, napawanie się boskim smakiem, wszystko to tak szybko umyka z wilczych pojęć... Właśnie, jeśli mowa o czymś boskim, usłyszałem właśnie coś, co po części było z tym związane. Otóż, zaraz po mocnym uderzeniu z przodu, prosto w klatkę piersiową, które na moment odebrało mi wdech, usłyszałem piskliwe "Och, na miłość Boską!", a zaraz po tym krótkie "Przepraszam.". Speszony na ułamek sekundy, opuściłem łeb wciąż tkwiący w pionie w poszukiwaniu smakowitego, jak już wcześniej było wspomniane, boskiego podarunku wspaniałych pszczół. Tak, zdecydowanie ci mali, pasiaści przyjaciele nadrabiali ból spowodowany użądleniem produkcją tak wspaniałego pokarmu od nich pochodzącego.
- Nic się nie stało, to ja powinienem uważać - spojrzałem prosto w szare oczy wadery, otoczone niemalże czarnym futrem. Wydawały się na moment obarczone winą, ale gdy tylko złapałem na powrót równowagę, która na moment zdawała mi się ode mnie uciekać, odezwałem się ponownie, zostawiając wcześniejszy wypadek za nami:
- Jestem Halt, a ty? - spytałem, już potwierdzając swoje myśli, iż nic sobie nie zrobiła przez to niefortunne zderzenie. Na moment moja towarzyszka zdawała się zastanawiać nad odpowiedzią, ale w końcu również się przedstawiła. Invicta,bardzo ładne imię, chyba nigdy nie spotkałem kogokolwiek o takim. Być może oryginalne, wymyślone, bądź pochodzące z jakiegoś języka. Od razu skojarzyłem jego znaczenie, Niepokonana. Uśmiechnąłem się pod nosem, czyli trudna przeszłość, bądź chęć odstraszenia potencjalnych przeciwników. A może imię nadane przez nie nią samą, co chyba jest powszechniejsze. Bo kto nadaje sobie sam imię? Chociaż takie rzeczy także się zdarzają, ale o wiele rzadziej. Twardy orzech do zgryzienia, a może nawet nie zdająca sobie ze znaczenia własnego imienia, młoda samica. Zapowiadało się ciekawie, na prawdę ciekawie. Spojrzałem na nią niepoważnym wzrokiem, całkowicie pomijając fakt, iż właśnie poszukiwałem miodu.
- Spacerujesz po okolicy, a może czegoś szukasz? Może ci pomóc? Przydałoby mi się towarzystwo - wyznałem z nadzieją, że się zgodzi bądź też wymyśli jakąś inną czynność, którą moglibyśmy razem porobić.

< Invicta? >

Od Halta c.d. Yume

Czułem chyba każdy mięsień mojego ciała. Ale wiedziałem, że szybko dojdę do siebie, zmęczenie odejdzie, jak również z wciąż dającym o sobie znać bólem w boku po zetknięciu z twardą niczym skała (?), skałą.
- Chyba coś widzę - mruknęła nieco niezrozumiale, ale nie winiłem jej za to. W końcu to nie jej wina, że tutaj trafiliśmy. No, może po części, w końcu to ona spadła jako pierwsza, ale nie zrobiła tego umyślnie. Poza tym, miałem szansę ją złapać, i to dwukrotnie, a tego nie zrobiłem. A więc oboje jesteśmy po równi winowajcami, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Podążyłem za jej wzrokiem, również dostrzegając coś. No właśnie, "coś", nawet nie wiedziałem, co. Z początku zdawało mi się, że widzę unoszącą się chaotycznie mgłę, później skaczące nad wodą srebrne ryby. Po chwili jednak doszło do mnie, jak bardzo mamy przerąbane. Jakieś trzydzieści metrów przed nami rzeka pieniła się wściekle, miotając wokół nieco zbrązowiałe kłęby piany. Zdawało mi się, że pojedyncze krople już padały na moją sierść.
- Wodospad - wybełkotała z opanowaną zgrozą Yume. Tak, w rzeczy samej mieliśmy przed sobą wodospad. Moje serce przyśpieszyło. Jak długo będziemy spadać, jeśli nic nie zrobimy? Przeżyjemy? Co ns czeka tam, na dole? Wiedziałem, że jeśli szybko nie znajdziemy jakiegoś wyjścia z sytuacji innego, niż spadniecie z nieznanej odległości w dół, możemy umrzeć nam miejscu. Utopić się, uderzyć o ostre jak brzytwa krawędzie skał.
- Chyba będziemy musieli ponownie płynąć - mówiłem szybko, rozglądając się na boki w poszukiwaniu chociaż najmniejszego skrawka skał, na których byśmy mogli ze swobodą stanąć, bez ryzykowania wpadnięcia do wody. Alen ie ujrzałem niczego podobnego. Warknąłem cicho, ponownie obrzucając wszystko wokół niespokojnym, złym spojrzeniem. Tak, byłem przepełniony po brzegi niepewnością i z lekka gniewem, ale niezbyt wiedziałem, skąd wzięło się u mnie to drugie uczucie. Może byłem zły na siebie za to, że dopuściłem do takiego obrotu spraw?

< Yume? >

Od Hope cd Exan'a

Ciągle zdawało mi się, że ktoś mnie obserwuje. Może mi się tylko to zdawało.
Chodziłam do rannych zwierząt i pomagałam im swoimi ziołami. Ufały mi dozgonnie. Czasem nawet pomagały mi również w zbieraniu ziół. Było strasznie gorąco a ja poszłam do niedźwiedzia. Była to samica z młodym. Mały był bardzo energiczny. Ale niestety nie mógł za dużo bawić się na dworze, gdyż jego futro było tak gęste że szybko się męczył i przegrzewał.
Posmarowałam futro małego niedźwiadka maścią. Dzięki czemu nie będzie się przegrzewał i będzie mógł dłużnej latać w słońcu.
Samica podziękowała mi. A raczej podniosła mnie i przytuliła. Później odstawiła z powrotem. Ja tylko uśmiechnęłam się i ruszyłam dalej. Było tak gorąco że nawet ja potrzebowałam się ochłodzić. Postanowiłam , że pójdę nad wodospad by się ochłodzić. Wodospad był duży . Ja zamiast wskoczyć do wody podeszłam do strumienia , który się lał. Wszedłam do jaskini która tam była. Było tam chłodno i mokro. Idealnie dla mnie.Mogłam oglądać co jest po drugiej stronie. Kto przechodzi , kto pije. Oczywiście obraz był lekko zamazany , ale mi to nie przeszkadzało.
Nagle zauważyłam, że jakiś wilk wynurza sie z wody. Zdziwiłam się. Nie wyczułam zapachu który zostawił zanim wskoczył do wody. Nie zdarzało mi się to nigdy. Uważnie mu się przypatrywałam. Lecz niestety był cały zamazany. Wychyliłam kawałek pyska z nad wodospadu by lepiej mu się przyjrzeć. Był to basior. Bardzo postawny. Nie to co ja. Drobna mała wadera , która nie radzi sobie nawet w polowaniu... Wilk sie otrzepał i spojrzał na wodospad. Chyba mnie nie ujrzał. Lecz po chwili zauważył mnie. Schowałam wystający łeb za wodą i odsunełam się od wodospadu aż do końca jaskini. Skuliłam się .

Exan?

Od Invicty

On skręcał się w śmiertelnej agonii, ja stałam i patrzyłam. Uśmiechając się podeszłam bliżej, znajdując się nad ciałem basiora. Spojrzał na mnie z nadzieją, ja położyłam łapę na jego klatce piersiowej. Po chwili rozległ się trzask kości, basior jęknął z bólu. Wtedy ujrzałam to coś w jego oczach. Szaleństwo. Wyskoczył spod moich łap, rozległ się pisk szczenięcia. Briggan skoczył na mnie, a jego warknięcie było ostatnią rzeczą jaką zarejestrowałam.

Obudziłam się zlana potem. Szybko podniosłam się z ziemi i rozejrzałam się nerwowo. Po chwili pochyliłam głowę, żeby uspokoić myśli. Poczułam zapach zająca i mimowolnie się oblizałam. Nie
wiem jak dawno nie czułam świeżego mięsa w pysku. Powoli ruszyłam w za zapachem i
wskoczyłam w najbliższe krzaki. Nagle tuż przede mną przeskoczyło to małe brązowe coś.
Wystrzeliłam jak torpeda i po chwili martwe zwierzątko padło na ziemię. Od razu zabrałam się za jedzenie. Tym razem poczułam zapach wilków, prawdopodobnie całej watahy. Wrogowie? Sojusznicy? Powróciłam myślami do soczystego zajęczego mięsa.
Później, Invicta. 
Oskubałam ostatnią kostkę z mięsa i zakopałam szkielet ofiary w małym dole. Omiotłam okolicę spojrzeniem, analizując zapach wilków. Kilka basiorów, kilka wader, raczej nic co mogłoby sprawiać kłopot. Postąpiłam kilka kolejnych kroków do przodu, zbliżając się do krawędzi lasu i wyrżnęłam się o kamień.
- Serio?- warknęłam, mocniej przyciskając łeb do ziemi.- Do jasnej...
Podniosłam się i otrzepałam z kurzu. Byłam moim cieniem- zmęczona, głodna, nieogarnięta. Gdyby nie te koszmary wciąż byłabym najlepsza. Pokręciłam łbem w zamyśleniu i ponownie ruszyłam przed siebie. Po dłuższej chwili wpadłam na coś... albo na kogoś.
- Och, na miłość Boską!- mruknęłam.- Przepraszam.
Miałam szczerą nadzieję że był to ktoś. Dziwnie wyglądałabym przepraszając drzewo czy głaz. Głęboko zaczerpnęłam powietrza. Tak, to na pewno był wilk.

Ktuś?

środa, 31 maja 2017

Od Exana do Hope

Słyszałem, że dołączyła do watahy nowa wadera. Widziałem ją nawet, bo była samicą o pięknej, śnieżnej sierści. Kiedy widziała innego samca, natychmiast omijała go szerokim łukiem, jakby myślała że rzuci się na nią i porwie, lub zabije. Później samica tylko poszła do wodopoju, długo piła... musiała być spragniona- nie dziwota, było strasznie gorąco,nie spuszczałem z niej wzroku.
Zacisnąłem zęby- coś mi do holery strzyknęło w łapie, no tak... wczorajsze ukąszenie przez żmiję, ledwo wytrzymałem od działania trucizny. Więc dziś zamiast leżeć w jaskini u medyka, postanowiłem się przejść, a tu taka niespodzianka- Wadera miała na imię... chyba coś na literkę "H" nie słyszałem do końca. Wadera spojrzała w moją stronę, przyległem do ziemi, ale nie straciłem jej z oczu, wadera chyba nie do końca dostrzegła moją obecność. Lecz zaniepokoiła się. Usiadłem więc i patrzyłem jak odchodziła na północ, nie szedłem za nią... miałem dobry widok, aby mieć ją na oku. Obserwowałem ją na wzgórzu. Gorąc jednak zmuszał mnie, abym poszedł dalej. Zszedłem tylko do wodopoju, aby szybko ugasić pragnienie i jednocześnie ochłodzić się nie tylko od wewnątrz, ale i od zewnątrz, po prostu gorąc doprowadzał mnie do szaleńczego potu. Ułożyłem się tak, że woda sięgała mi do szyi.... po chwili zanurzyłem cały łeb.

<Hope?>

Nowa wilczyca - Hope

KONTAKT: Tekeru
Hope 
Chodź nie jest to jej rodowite imię. Lecz woli by tak do niej mówiono. Naprawdę zwie się Mythica,
PŁEĆ: Samica
WIEK: 2,5
PARTNER: Jest za młoda na partnera chodź tylko ona tak myśli
KRÓLESTWO: Nocy
OPIS: Hope jest bardzo wrażliwą i pogodna samicą. Cieszy sie każdym dniem i w pełni wykorzystuje każdą chwilę. Gdy widzi samców kuli się lub ucieka. Jest bardzo strachliwa. Trudno zdobyć jej zaufanie. Troszczy się o szczeniaki nawet jak nie są jej. Uwielbia te małe pełne energii małe szczeniaki. Lubi przyrodę i towarzystwo samic. Czasem lubi popływać i chodzić po górach. Jej historia jest straszna. Mieszkała w pewnej watasze zwanej Enchant. Jej rodzina była członkami watahy zwykłymi. Ojciec Wojownik, matka opiekunka szczeniąt. Brat był zwiadowcą. Niestety tragedia dopadła i rodzinę i watahę. Najpierw zmarła matka na dziwną chorobę. Później wybuchła wojna pomiędzy watahami. I gdy garstka wilków przetrwała wraz z nią i jej bratem, zmarł też na tą samą chorobę co matka. Hope przestraszyła się że ją też to czeka. Uciekła z watahy i podróżowała przez równiny aż dotarła tu do watahy. Wtedy przedstawiła się jako inny wilk. Jako Hope. Od zawsze interesowały ją zwierzęta i rośliny. Fascynuje ją wszystko co z tym związane. Jest dobrą zielarką. Nienawidzi mchu. Czasem mech przydaje się do mikstur ale śmierdzi dla niej. Od czasu do czasu śpi pod gołym niebem. Wtedy patrzy w gwiazdy i myśli o chorobie na która zmarła matka. Próbuje zapomnieć o tym co ja spotkało ale nie udaje jej się. Stara się zdrowo odżywiać ćwiczyć oraz brać różne mikstury by nie zachorować na tą przerażającą chorobę. Czasem też robi pułapki. Kocha też różne psikusy. Jest bardzo miła i przyjazna. Nie była jeszcze zakochana więc nie wie co to za uczucie. Ale wie co to rodzina i traktuje watahę jak rodzinę. Troszczy się o nią i martwi się.
WYGLĄD: Śnieżnobiałe futro. Bursztynowe oczy oraz czarne opuszki łap. Bardzo jest wysportowana oraz gibka.
STANOWISKO: Opiekunka Szczeniąt
RODZINA: mama : Sophie ( nie żyje ) tata : Righ ( nie żyje ) , brat Tripus ( nie żyje )
SZCZENIĘTA: Nie ma jest za młoda
MOC: Jest zmiennokształtna. Umie przeobrazić się w cokolwiek zwierzę , roślinę , przedmiot, a nawet wilka. Lecz gdy stanie się równą kopią wilka w wyglądzie nie zdobędzie jego mocy.
WOLFLARY: 100
CIEKAWOSTKI: 
-prawdopodobnie jest chora genetycznie na okropną chorobę, która wyniszcza organizm powoli co powoduje wolną i bardzo bolesną śmierć. Nie wiadomo o tej chorobie nic. Możliwe że jest zakaźna.

Od Yume c.d. Halta

Wycieńczona spojrzałam na wyczyny starszego wilka. Starał się wspinać na pień drzewa tak, by to nawet nieco się nie obróciło wokół własnej osi. Gdyby tak się stało, prawdopodobnie oboje znaleźlibyśmy się pod wodą, a ponieważ nie widać dna, moglibyśmy również uderzyć o nie, jeśli znajdowałoby się o parę metrów wyżej niż przedtem. Stęknęłam głośno, gdy również zaczęłam się zmagać ze śliską powierzchnią drzewa. Wbijałam pazury jak najgłębiej umiałam, ale kora jedynie odlatywała, a w twarde drewno bardzo trudno było się uczepić. Starałam się znaleźć oparcie dla tylnych łap, których mięśnie płonęły żywym ogniem. Wspięłam się trochę wyżej, ale kłoda nieco się przekrzywiła na naszą stronę, chociaż mogło mi się zdawać - przecież jest stale pchana przez nurt rzeki, to nic dziwnego, że się przechyliło. Ale jeśli ciężar po naszej stronie okaże się zbytnio duży, to jednak znajdziemy się ponownie w tej groźnej, granatowej wodzie. A to będzie już cios poniżej pasa, ledwo wytrzymują czynność, którą wykonuję teraz. Ponowne zmagania pod wodą chyba by mnie zabiły. Mój towarzysz zdążył już dojść na sam szczyt i cicho sapiąc zająć się znajdywaniem pewniejszego oparcia dla łap. Stał na zgiętych łapach, by było mu łatwiej utrzymać równowagę. Kątem oka mnie obserwował, gdybym w razie czego potrzebowała pomocy, ale od końca wędrówki dzieliło mnie tylko parę kroków. W końcu znalazłam jakąś gałąź, na której mogłam bez problemu stanąć i dzięki temu wdrapałam się na sam szczyt pniaka, chwiejąc się na boki. Nie mogłam zrobić nic innego, jak powoli i ostrożnie położyć się na nim, z łapami zwisającymi po obu jego stronach. Głośno wciągałam powietrze przez otwarty pysk, a jeszcze głośniej wydychałam. Halt już zaczął się rozglądać za czymś, co pewnie miało okazać się jakimś lądem. Ze zmęczeniem także zaczęłam to robić, ale skały nadal otaczały nas z obu stron.
- To na nic, musimy czekać dotąd, aż nie wypłyniemy stąd. Gdy już to zrobimy, będziemy musieli w jakiś sposób dopłynąć do brzegu - wytłumaczył, a ja cicho stęknęłam. Myśl o kolejnej przeprawie w wodzie napawała mnie znużeniem i strachem jednocześnie. Ale rzeka powinna się uspokoić, gdy już nie będzie uderzać o strome pułki skalne, fale będą wtedy znacznie mniejsze. Przynajmniej tak to sobie wyobraziłam...

Halt?

wtorek, 30 maja 2017

Od Dakoty CD Raphael'a

Pytania i pytania. Głowa mi pękała od nich, ale cóż trzeba było na nie odpowiedzieć.
- Jak na razie jest nas dziewięcioro. Są to tereny Królestwa Dnia. Przywódczyni, która się nimi zajmowała odeszła od nich, a teraz Królestwo pozostało bez przywódcy. Natomiast jeśli chodzi o stanowiska to mamy różne. Co ty na to, aby być wojownikiem? Jeśli ci to nie odpowiada to mogę znaleźć jakieś inne.
- Hm. Wojownik, mówisz? W zasadzie całkiem ciekawie. A więc będę wojownikiem. - wstał i wszedł na koniec wielkiego kamienia zachowując się przy tym jak alfa, a następnie wyjąc. Wszystkie wilki popatrzyły się tylko na niego jak na jakiegoś idiotę.
- Wszystkie wilki wyją razem. Z czego pierwsza zaczyna przywódczyni. - oznajmiałam obojętnym głosem.
- Nie wiedziałem. - zszedł z kamienia i stanął naprzeciwko mnie
- To teraz już wiesz. Możesz się rozgościć, poznać innych, a ja już idę. - ruszyłam w kierunku lasu.
W zasadzie to nie szłam tylko pobiegłam. Byłam strasznie głodna i chciałam coś przekąsić. Poszłam na pobliską polanę, gdzie księżyc pięknie ją oświetlał. Spojrzałam w górę i nie było, ani jednej chmury. Nagle ujrzałam spadającą gwiazdę.
Zamknęłam oczy i pomyślałam życzenie. Kiedy je otworzyłam zaczęło pojawiać się więcej spadających gwiazd. Najwidoczniej dzisiejszej nocy był deszcz meteorytów. Tylko czemu nic o tym nie wiedziałam? Położyłam się na trawie i zaczęłam oglądać to piękne zjawisko. Podniosłam się delikatnie i w krzakach ujrzałam oczy jakiegoś wilka. Szybko podniosłam się na równe nogi i po cichu kierowałam się w stronę osobnika. Jednak zanim doszłam do niego, ten sam wyszedł. Zapach tak samo jak i wygląd były znajome.
- No cześć. Co robisz? - usiadł przede mną z uśmiechem
- Raphael. - powiedziałam do siebie po cichu i westchnęłam. Chciałam pobyć trochę sama, ale ja już przyszedł to nie będę go wyganiać.
- Oglądam deszcz meteorytów. - usiadłam wygodnie na trawie i się położyłam.
- To ty go zrobiłaś? - przybliżył się do mnie i także popatrzył na niebo.
- Nie. Na to nie mam wpływu. To natura, jednak zazwyczaj wiem kiedy ma to być. - uśmiechnęłam się.

Raphael?

poniedziałek, 29 maja 2017

Nowy wilk - Exan

KONTAKT: howrse- marcinekj995
 Exan
PŁEĆ: Samiec
WIEK: 3 lata
PARTNER: Nope
KRÓLESTWO: Nocy
OPIS: Przypomina Ci się sen lub bajka o "Roszpunce"? O dziewczynie, która miała nadludzką długość włosów? Charakter Exana jest tak jak te włosy. Jest ciągły i nieco rozplatany. Ciągłość jaką przedstawia charakter Exana jest zbiorem negatywnych i pozytywnych cech. Jednak wyjawniając wszystkie cechy Exana zajęłoby mi ze dwa tygodnie. Exan jednak cechuje się rozwagą, inteligencją i czystą logiką którą posługuje się w życiu codziennym, nieraz wyrywny, wybuchowy i agresywny, i udaje mu się w tym stanie powiedzieć kilka słów za dużo, jednak z natury panuje nad językiem i myśli to co mówi, lub co ma zamiar powiedzieć. Nie można też zaprzeczyć, że Exan jest przyjacielski, ciepły i uczuciowy, i posiada też "pozytywną" wadę (ciekawy oksymoron default smiley xd) szybko się zakochuje. Ale stara się traktować miłość nie na serio, jak coś nie potrzebnego i szkodliwego w jego beztroskim i pełnym przygód życiu. Wierny i posłuszny, a przynajmniej stara się być taki, gdyż, próbując np ratując komuś życie, zawsze napada go dziwne wahania, jakby chwytał go "cykor" przed niebezpieczeństwem o swoje życie, jednak stara się być odważny i szlachetny, jednak nie zawsze mu to wychodzi, nauczysz go tych, jakże pożądanych przez niego cech? Życzę powodzenia. Spokoju najczęściej szuka w książkach, eliksirach bądź alkoholu po którym staje się rozbrykanym, roześmianym romantykiem i podrywaczem, nie czuje żadnych wahań, aby nawet kogoś zaatakować, nie będzie czuł lęku przed największym waligórą któremu z miłą chęcią przetrzepał zad pokazując mu, że to on tu rządzi. Jednak alkohol jest źródłem tych pożądanych i jakże mogące się wymknąć spod kontroli tych cech. Exan lubi wyzwania i nie boi się ich. Po wpływem fantazji co nie ukrywa ma wyjątkowo bujną podpowiada mu, że może wygrać i wyobraża sobie takiego. Silnego i dumnego zwycięzcę. Jeśli chodzi o towarzystwo to bardziej akceptuje otoczenie wader. Lecz otoczenie basiorów w charakterze "kolegów do pogawędki " też nie ma nic przeciwko. Tyle jeśli chodzi o jego charakter, a podkreślam, że jest o wiele dłuższy.
WYGLĄD: Na pierwszy rzut oka Exan wygląda, jakby miał krótki pysk jak i uszy. Długa sierść, zdolna do mocnego zjeżenia się podczas okazania agresji przez basiora. Ma brązowe i piękne oczy, ale też i przenikliwe. Sierść ma szarą, a końcówka ogona ma kolor biały, co świadczy że prawdopodobnie miał w rodzinie lisa.
STANOWISKO: Zabójca
RODZINA:
Matka : Izis
Ojciec: Kron
Brat: Nero
SZCZENIĘTA: Nope... sprawa jest taka, że Exan jest bezpłodny.
MOC: Ogień
WOLFLARY: 100
CIEKAWOSTKI: 
- Nie lubi nudy, gdy tak jest jego sierść lekko opada
- Nie lubi odtłuszczonego mleka
- Lubi rywalizację
- Lubi towarzystwo samic (jak każdy samiec)
- Lubi dobrze przyprawiony posiłek

niedziela, 28 maja 2017

Nowy wilk - Hitachi

KONTAKT: Asha999999 - hw, theblackedcheetah@gmail.com - e-mail.
 Hitachi
Mówią na niego też Hita, tudzież Achi.
PŁEĆ: Basior, tak sądzę... *zagląda mu pod ogon* Tak, z pewnością samiec.
WIEK: 4 lata na karku.
PARTNERKA: Nie szuka miłości, ale to dlatego, że tak naprawdę po prostu boi się stracić bliskich. Już raz tego doświadczył i od tamtego zdarzenia odpycha od siebie właściwie wszystkich, nie chcąc dopuścić do tego, by zaczęło mu na kimś szczególnie zależeć.
KRÓLESTWO: Dnia
OPIS: Hitachi to zawsze racjonalnie myślący, (już nieco rzadziej) zrównoważony i spokojny wilk. Mimo, że bywa roztrzepany i lekko nadpobudliwy, umie się na czymś porządnie skoncentrować gdy przyjdzie co do czego, a zwykle jest bardzo czujny, więc nie podejdzie się do niego z zaskoczenia.
On nie należy do tchórzy, zdecydowanie nie. Podczas walki naprawdę rzadko kiedy panikuje, zawsze jest spokojny i skupiony. Niektórzy nawet żartobliwie twierdzą, że wycięli mu nerwy.
Hita brzydzi się kłamstwem. Naprawdę, jeśli sytuacja tego nie wymaga to nigdy ani nie będzie kłamać, ani naciągać prawdy, ani owijać w bawełnę. Ten basior ponad własne życie ceni sobie swój honor, który przez długi czas tak bardzo pielęgnował.
Ma swoje lepsze, jak i gorsze dni. Rzadziej to pierwsze, podczas którego nawet dla nowopoznanych bywa... sympatyczny. Chyba tak to można określić. Jednak o wiele częściej jest oschły, bezuczuciowy i niezbyt przyjaźnie nastawiony do innych. Należy podkreślić, iż jest również bardzo tajemniczym samcem. Ale gdy się go lepiej pozna, ujrzy się tą jego o wiele lepszą, miłą, przyjazną i gotową poświęcić bez wahania własne życie dla życia przyjaciół, stronę. Choć nie da się tego tak łatwo wychwycić, to często się uśmiecha, czasem może nawet się roześmieje. Zazwyczaj szczerze.
Po wyrzuceniu z watahy, w której się wychowywał (to, z jakich powodów, jest jego prywatną sprawą, jak dotąd nikomu nie zaufał na tyle, by o tym mu opowiedzieć), wędrował w samotności, będąc tak nieufny, że wolał zachowywać dystanse nawet przed pojedynczymi, niby przyjaźnie nastawionymi wilkami. Przypałętał się aż do granic tej watahy. Podjął decyzję, iż dołączy.
WYGLĄD: Jego futro jest w różnych odcieniach szarości - od ciemnoszarego, po jasnoszary, jednak dominującym kolorem jest biały. Intensywnie złote oczy zdają się świecić nawet w jasnościach, mają hipnotyzujący, niepowtarzalny urok. Sierść dłuższą ma jedynie na podbrzuszu i ogonie. Wyróżniającą go cechą są nieco dłuższe niż u normalnego wilka uszy - ma świetny słuch. Jego sylwetka jest zgrabna, nie posiada nadmiaru mięśni, czego jednak nie uznaje za wadę, gdyż ponad siłę ceni sobie szybkość i zwinność - to właśnie go cechuje.
STANOWISKO: Dowódca polowań
RODZINA: Nie zna ich, i dobrze. Nie chce mieć z nimi żadnych powiązań, po tym, co mu zrobili.
SZCZENIĘTA: -
MOC: Przywołanie niebieskiej energii, przypominającej swoim zachowaniem i wyglądem kłębowisko błyskawic. Technika ta jest bardzo skuteczna, wystarczy, by Hitachi miejscem, w którym zebrał elektryczność, dotknął przeciwnika, a to natychmiastowo doprowadzi go do śmierci. Jest to jednak bardzo wyczerpujące, a po zbyt długim czasie używania tej mocy Achi może stracić przytomność nawet do czterech dni.
WOLFLARY: 100
CIEKAWOSTKI: -

sobota, 27 maja 2017

Od Rachel

Woda, woda, wszędzie woda. Przeskakiwałam przez strumyki, kałuże u większe wodospady. Kto by pomyślał, że woda może być tak denerwująca. W końcu się zatrzymałam i napiłam trochę wody. Minęłam jakąś grupkę wilków, które gapiły się na mnie dziwnie, 3 sarny, 1 żabę i gałąź. W końcu dotarłam na granicę. Odrobinkę nudno. Był wczesny ranek, zaskakująco wcześnie dzisiaj wstałam. Rosa moczyła mi futro, co nie było tym razem takie przyjemne, gdyż już zmoczyłam się w kałużach. Trawa nie była tutaj urodzajna, ale jednak nadawała temu miejscu uroku. Zaczęłam grzebać łapą w ziemi. Matko.... nudzej być nie mogło? Wzięłam do łapy jakiś kawałek patyka, i nabazgrałam w ziemi nazwę jaka smoka. Gry tylko to zrobiłam, z ziemi wyłoniło się jajo. Heh, jeszcze nigdy czegoś takiego nie robiłam. Gdy dotknęłam skorupki, jajko zaczęło pękać. E no, hej! Czy ja wszystko muszę zepsuć? Przecież to mogło być takie fajne jajko do mojej kolekcji rzeczy znalezionych. Gdy jajko pękło, wyłoniła się z niego... jaszczurka. A nie, chwila. To był biały smok wielkości jaszczurki. Mały biały smok, z niebiesko-białymi skrzydłami, oraz rządkiem nie za bardzo nie bezpiecznych kolców na grzbiecie. Smok popatrzył na mnie dziwnie. Takie wielkie jajo, a taki mały gad. Życie mnie coraz bardziej zaskakuje. Smok zaczął się na mnie gapić.
- No co? - zapytałam. - spadaj, chyba masz do kąt iść. - ten nadal się gapił. No tak... przecież go stworzyłam. A nie, przepraszam. Ja stworzyłam jajko, ON ( albo ona ) się z niego chamsko wykluł. Miałam ochotę wrzucić tą jaszczurkę do stawu.
- Spoko. Siedź se tutaj. - burknęłam, wstałam, i poszłam. Parę kroków dalej odwróciłam głowę. Była tylko skorupka jajka. Uśmiechnęłam się sama do siebie stylem ,, Heh, wiedziałam że sobie pójdzie" Gdy moja głowa wróciła do normalnego stanu przede mną na ziemi siedział smok, i gapił się na mnie. Popatrzyłam na niego spode łba.
- Czyli nie odpuścisz. - mruknęłam. Ten tylko " skrzeknął" Czy co to wogóle było, i po mojej łapie wspiął się na mój grzbiet.


piątek, 26 maja 2017

Odejście

Powód: Przestaję wierzyć w fakt istnienia tego bloga i obecna na nim sytuacja jest dla mnie po prostu... No nie ważne.
~Isil

Od Halta c.d. Yume

Gdy wypłynąłem nad powierzchnie, a powietrze wypełniło moje palące żywym ogniem płuca, zacząłem dyszeć niczym biegł co najmniej tydzień, bez przerwy. Chciałem podziękować, ale gardło zbytnio mnie drapało, a ponad to teraz należało zająć się bardziej koniecznymi rzeczami. Gdyby nie Yume, pewnie nie dotarłbym na czas i nie wynurzyłbym się. Już nigdy więcej. Wiedziałem, że jestem dla niej niepotrzebnym ciężarem. Mgła owijająca się wokół mojego umysłu zaczęła odchodzić, dlatego też ostatecznie wybrałem dobrą decyzję - gdy tylko zsunąłem się z wadery, ta uniosła się nieco bardziej nad wzburzoną wodę, co było znakiem, iż faktycznie musiałem jej ciążyć.
- Żyję - wysapałem, gdy miała się odwrócić. Zapewne myślała, że moje bezwładne ciało samo zsunęło się z jej grzbietu, ponownie tonąc w mętnej wodzie. Wszystko mnie bolało, wilczyca także nie wyglądała najlepiej. Na jej pysku zebrało się nieco krwi - pewnie jakieś drobne skaleczenie od kamieni, których było pełno w wodzie. Przebierałem łapami, by utrzymać się na powierzchni, ale prąd wody sam pchał mnie do przodu, nie musiałem nic robić. Niepotrzebna walka z nim tylko jeszcze bardziej by mnie zmęczyła, w dodatku pewnie zwyczajnie stałbym w miejscu. Kiedy w końcu to urwisko się skończy i natrafimy na brzeg, gdzie będziemy mogli się zatrzymać? Na moment ponownie znalazłem się pod wodą, ale ostatecznie udało mi się wypłynąć.
- Długo tak nie pociągniemy - oznajmiłem wiedząc, iż nie tylko ja jestem wyczerpany. Po wcześniejszych zmaganiach tak na prawdę to ona powinna znajdować się wcześniej na dnie, a nie ja. Ale cóż, dobrze że stało się tak, jak się stało. Kto wie, czy zareagowałbym w odpowiednim momencie i jej pomógł. Ja żyję, ona też, chociaż tyle szczęścia mamy.
- Kłoda! - wydarła się, po czym zaczęła kaszleć. Zachłysnęła się wodą, to było oczywiste, ale dłużej nad tym nie rozmyślałem, gdyż faktycznie przed nami widniał spory pień drzewa, już bez liści na gałęziach, co świadczyło od co najmniej parudniowego przebywania w wodzie. Pognałem, jeśli tak można powiedzieć, jak najszybciej potrafiłem w jego kierunku. Jeśli uda się a niego wejść, dane nam będzie odpocząć, przynajmniej po części. Yume zrobiła to samo i po dłuższych zmaganiach wycieńczony zarzuciłem jedną łapę na konarze, po czym postąpiłem podobnie z drugą. Wadera wykonywała niemalże identyczne ruchy. Wyraźnie czułem, jak drewno wręcz wypycha mnie do góry, nie pozwalając utonąć. Ale ta pozycja, trzeba przyznać, mimo odpoczynku dla tylnych łap, dla przednich byłą prawdziwą mordownią. Stęknąłem głucho, gdy zacząłem się podciągać wyżej, ostrożnie się poruszając, by nie odwrócić do góry nogami martwej rośliny.
< Yume? >

Od Yume c.d. Halta

Przebierałam łapami tak, jak tylko mocno mogłam. Chciałam wydostać się na powierzchnię i w końcu, ku mojej ogromnej uldze, udało mi się to. Nie obiłam się o skały, wciąż ŻYJĘ! Hurra! Ale zaraz, zaraz... co z Haltem? Gdzie on jest, przecież on też był na skałach, gdy spadłam. Spojrzałam w górę, łapiąc kolejną falę na swoją twarz. Zakrztusiłam się i zaczęłam kaszleć, ponownie znajdując się na parę chwil pod wodą. Gdy w końcu udało mi się wypłynąć na powierzchnię, nie ujrzałam na stromych skałach żadnego wilka. A więc także spadł? I jeszcze się nie wynurzył?! Nie wiedziałam, co zrobić. Zanurkować i zaryzykować tym, że już więcej nie wypłynę na powierzchnię, czy czekać tutaj? Sapnęłam cicho, gdy łapą natrafiłam na jakiś kształt - patyk, czy coś. Spojrzałam przed siebie. Rzeka wyprostowała swój bieg na paręnaście metrów, teraz albo nigdy. Wzięłam głęboki wdech, po czym zanurkowałam pod wodą i walcząc z jej nurtem, brnęłam w dół. Zobaczyłam swobodnie niesione ciało szarego wilka parę metrów dalej. Zaczęłam brnąć w tamtym kierunku ile sił w łapach, jeśli zemdlał, mógł zachłysnąć się wodą. Czułam palące mnie mięśnie łap oraz szyi po wcześniejszych wydarzeniach, ale nie zważałam na to. Oczy piekły mnie niemiłosiernie od niesionych wraz z wodą drobin piasku oraz innych tego typu rzeczy. wlatujących prosto w nie. Czułam, że w płucach zaczyna już brakować mi powietrza, ale dystans, jaki dzielił mnie i Halta to tylko niecały metr. Dopłynęłam w końcu do niego i wpłynęłam pod, by następnie z samcem na plecach zacząć podobną wyprawę, tyle że w drugą stronę. Czułam się winna temu wszystkiemu, przecież mogłam wcześniej w porę zareagować. Nie musiałabym teraz pomagać mu wydostać się na powietrze. Szło mi coraz gorzej, centymetry zdawały się metrami, a sekundy godzinami. Miałam ochotę odpuścić, ale wiedziałam, że jeśli to zrobię oboje umrzemy. Utoniemy. Gdy tylko wychyliłam łeb nad powierzchnię wody, zaczęłam głośno oddychać. Mój ciężki oddech wydawał mi się zakłócać nawet dźwięk rozbijających się o skały, fal. Z ulgą stwierdziłam, że czuję, jak klatka piersiowa Halta porusza się na moim grzbiecie, czyli on także był ponad wodą, a co ważniejsze, żył i oddychał.

Halt?

czwartek, 25 maja 2017

Odejście

Znalezione obrazy dla zapytania wilk 
YENNEFER
Powód: Po prostu. 

Od Manip'a

Pustka.... Pustkę mam w głowie nie wiem co począć. Stóje nad przepaścią wpatruję się w nicość. Ciemną otchłań. Po drugiej stronie... jest piękny gaj, a w nim wilczyca. Śnieżnobiałe futro i błękitne oczy idealnie kontrastują się z zielenią gaju. Patrzy na mnie jakby mnie znała. Lecz ja jej nie znam, jest mi obca. Mówiła coś ale jakby była między nami bariera. Widziałem tylko jak rusza ustani lecz nie słyszałem co mówi. Spojrzałem w przepaść. Był tam mrok nic więcej, a co za nim się kryło mogłem tylko się domyślać. Cofnąłem się od krawędzi klifu i spojrzałem jeszcze raz na wilczyce. Ona uśmiechnęła się i odeszła do gaju. Byłem ciekaw kim ona jest i czemu uśmiechała się do mnie. Czyżby mnie znała ? Ale skąd ? Tyle pytań i brak jakiejkolwiek odpowiedzi. Przyszykowałem się do skoku. Ruszyłem pełną parą i odbiłem się od krawędzi klifu. Gdy już myślałem, że dotykam drugiej krawędzi nagle zacząłem spadać w nicość. Biała wilczyca wychyliła się z krawędzi i uśmiechnęła się złowieszczo. 

Obudziłem się cały spocony moje serce biło szybko. Wstałem i próbowałem się uspokoić. Nic nie działało. Po chwili wszystko wróciło do normy. Spokój wrócił, a tętno nie przyśpieszało. Wstałem i rozciągnąłem się. Moje sny zawsze coś mówią. Czasem je rozumiem i umiem uniknąć katastrofy ale teraz nie umiałem za nic domyślić się o co chodziło w tym śnie. Rozejrzałem się po swojej jaskini. Była inna niż innych jaskinie. Miała tajne wejścia i wyjścia. Główne wejście było w drzewie
Znalezione obrazy dla zapytania magiczna jaskinia
Niestety może zmylić. Gdy sie wejdzie do pnia wielkiego drzewa nic nie ma prócz pustej przestrzeni. Dopiero jak się wypowie pewne słowa. Ukarzą się schody w głąb ziemni. Schody prowadzą do portalu. Gdy go sie przekroczy dopiero ujrzy się całą jaskinie, która jest jak mówię ja  jego światem, a raczej cząstka.
Znalezione obrazy dla zapytania magiczna jaskinia
Ruiny świątyń i pokrywające je mech i pnącza wyglądają w blasku słońca magicznie. Płynie też tu strumień by można z niego pić. Można też usłyszeć jak ptaki pięknie śpiewają swą melodie. Gdy się pójdzie w głąb tej pięknej puszczy ukaże się piękna altana. Górny czubek porośnięty mchem dodaje altanie starości. Niebieskie płomienie płoną tam cały czas nigdy nie gasną. Mieszka w altanie pewny strażnik duch, którego nie łatwo zobaczyć. Ja nazywa ducha Wyrocznią. Pomaga mu zrozumieć moje sny.
Podobny obraz
Niestety w jaskini też jest zakazana cześć. Mroczna i przerażająca. Tam nie padają tak często promienie słońca jest tam pół mrok. Wielkie kolumny, wiele rzeźb. Gdy się wejdzie ujrzy się trumnę, która lewituje dzięki jakiemuś niebieskiemu promieniowi. Trumny nie da sie otworzyć jest zapieczętowana. Gdy się obróci do wyjście skąd się przyszło ujrzy się czaszkę której oczodoły i buzia płonie niebieskim światłem. Nad nią jest tajne wejście.
Podobny obraz
Przejdzie sie tam do lasu z dębami. Znajduje tam się małe jeziorko. Często tam bierze się kąpiel. Wona jest bardzo przezroczysta. Żyje w niej wiele ryb różnego rodzaju. Rosną tam grzyby które świecą na niebiesko. Można je zjeść nie są trujące raczej lecznicze. W tym miejscu jest wiele leczniczych roślin.
Znalezione obrazy dla zapytania magiczna jaskinia
Na środku jeziorka jest wyspa na, której rośnie drzewo koloru niebiesko-zielonego. Korzenie również świecą na niebiesko i zanurzają się aż w wodę. Nad drzewem jest otwór przez które pada światło, lecz nie jest ani za jasno na dzień ani za ciemno na noc. Dzięki temu drzewu mogę przenosić się do tego pięknego świata w którym mieszkam. Drzewo pochodzi z mojego świata niestety nie z tej galaktyki lecz nikt o nim nic nie wiem tak samo o mnie.
Podobny obraz
Wyszedłem przez portal i schodami do góry do pnia drzewa. Wyszedłem i oślepiające światło słoneczne oślepiło mnie. Mrugnąłem oczami kilka razy by moje oczy się przyzwyczaiły. Gdy już to się stało ruszyłem w las. Nie byłem głodny chociaż wyglądałem na wygłodniałego. Nie wiem czemu ale zawsze jak spotykałem jakiegoś wilka był mniejszy ode mnie. Zawsze byłem o te 30 cm większy od innych. Oby w nowej watasze do której dołączyłem nie sprawiło to im kłopotu i podejrzeń...
To już 32 wataha... ostatnia szansa... jeżeli wyrzucą mnie z tej to już koniec... po mnie... mogę się pożegnać z powierzoną mi misą. Przyślą wtedy kogoś innego... ale to by oznaczało... eh lepiej nie myśleć o tym w taki sposób jeszcze stanę się pesymistą, a przecież jestem realistą. Zatrzymałem się koło wielkiego dębu. Był piękny ile historii w nim się kryło. Wyciągnąłem się. Usłyszałem w pobliżu wycie. No tak mieszkałem poza granicami watahy no ale cóż nigdy nie rozstawałem się ze swoim pniakiem. Rzadko chodziłem na terytorium watahy do której należałem. Wolałem pozostać na uboczu by nie widywać często innych wilków. Poszedłem w przeciwną stronę niż znajduje sie wataha. Niedaleko mojej "jaskini"znajdował się wodospad, w którym mogłem się zawsze wykąpać lub ugasić pragnienie. Wodospad był piękny. Zawsze gdy była zima strumień wody malał, lecz w wiosnę i lato był wielki.. można było przejść pod wodą do ukrytego wtedy pomieszczenia. Chodź nie było duże, ale można było tam się położyć i się zdrzemnąć. Dotarłem do wodospadu w jakieś 45 minut.
Znalezione obrazy dla zapytania wodospad tumblr
oczywiście tu jest mały strumień ale powiedzmy ze jednak jest duży :)
Jak zwykle przepiękny szum wody oraz przezroczysta woda. Widać było jak pływają ryby.
Napiłem się troszkę wody i położyłem się na brzegu obserwując jak ryby pływają. Zawsze inspirowało mnie zielarstwo oraz różnego rodzaju kwiaty. Niektóre okazy były zagrożone zawsze zabierałem jeden okaz do jaskini i hoduje je by było ich więcej a później biorę nasiona i rozsiewam je po łąkach tutejszych. Dzisiejszym zagrożonym gatunkiem jakiego dostrzegłem podczas wylegiwania był piękny fioletowo-biały Orlik. Wstałem i podszedłem do rzadkiego okazu. Kwiat pięknie się komponował. Jego zapach był tak wyczuwalny, że nie musiałem nawet nachylać się i go wąchać. Pachniał bardzo pięknie jakby wiedział że jest jedyny ostatni i jedyny w swoim rodzaju.
Znalezione obrazy dla zapytania fioletowy kwiat
Delikatnie wykopałem go z ziemi i zaniosłem go do swojej jaskini. Przeszedłem przez portal i poszedłem do altany. Wykopałem duł i posadziłem tam kwiat. Usiadłem i zacząłem wpatrywać się wpatrywać w kwiat.  Koło mnie pojawiła się Wyrocznia.
- Cóż za rzadki okaz fioletowego Orlika - odparła delikatnym głosem, który miał nutę zadowolenia
- Tak jest piękny i rzadki - odparłem - Dbaj o niego proszę chcę by było ich więcej, by miał swoich braci, by nie był sam - odparłem szarym i nie melodyjnym głosem. Jakby ktoś grał fałszywe nuty na moich strunach głosowych.
Wstałem i odszedłem. Spacerowałem po puszczy i ruinach bez celu zastanawiałem się. Badałem wilki i ich zachowania, ich uczucia... nie rozumiałem czemu tak im bardzo zależy na miłości i traktują ją poważnie. Był dla mnie to ciężki orzech do zgryzienia musiałem zrozumieć ich bliżej.
Wyszedłem z jaskini i z pnia. Zastanowiłem się i ruszyłem w stronę terenów watahy. Przeszedłem koło wielkiego dęby u wszedłem na tereny watahy. Zapach trawy i kwiatów radował me nozdrza. Usłyszałem jak zaburczało mi z głodu w brzuchu, ale nie przejąłem się. Mam taką zasadę jem co 7 dni. By uodpornić się na ból i by była potrzeba taka wytrzymać w ekstremalnych warunkach. Usiadłem na łące i zamknąłem oczy. Wiosenny wiatr muskał moje futro, a słońce ogrzewało mnie. Nagle usłyszałem, że ktoś się zbliża. Otworzyłem oczy i ujrzałem niedaleko wilka. Była to wadera. Schowałem się w wysokiej trawie. Nie byłem zbytnio skory do rozmów.

Wadera jakaś ?




środa, 24 maja 2017

Od Nathair'a CD Isil

Obudziłem się cały obolały, każdy chociażby najmniejszy ruch sprawiał mi cierpienie. Przesadziłem wczoraj, o ile to na pewno było wczoraj. Podniosłem się z posłania, a całe moje ciało przeszedł porażający ból. Choć nie robię tego często tym razem po prostu musiałem zakląć. Potrzebowałem dłuższej chwili na doprowadzenie się do stanu użyteczności. Raczej szybko ból mnie nie opuści, ale potrafiłem z nim funkcjonować, do wszystkiego można się w życiu przyzwyczaić do tego też. Przynajmniej w teorii tak to powinno działać.
Miałem ogromną ochotę położyć się i przez resztę dnia po prostu nie ruszać, albo zasnąć. Tutaj zawsze jest ciemno, więc nie byłoby z tym problemu. Zdawałem sobie jednak sprawę, że nie mogę, powinienem coś sobie upolować by zredukować siły. Dlatego też udałem się na poszukiwania jakiejś zwierzyny starając się przy tym unikać innych wilków. Nie udało mi się to jednak, gdyż w momencie, gdy przechodziłem niedaleko jaskini Alphy ta zjawiła się i wybrała mnie do oprowadzenia nowej, stwierdzając że już ją znam. Zadanie jest zadaniem i należy je wykonać, choć wcale nie brzmiało to zachęcająco. Wolałbym od tego o wiele bardziej samotny patrol terenu, ale mus to mus.
Odnalezienie wadery nie było jakoś specjalnie trudne, przywitałem się z nią i wymieniłem parę zdań (nie chce mi się tego kopiować), nie spodziewałem się jej podziękowań, więc odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że broniłem siebie samego. Potem poszliśmy w stronę potoku, później na polanę i jeszcze parę bardziej uczęszczanych miejsca. O wszystkich starałem się coś powiedzieć, ale jednak zazwyczaj ograniczało się do nazwy i co tutaj się zazwyczaj odbywa. Nie miałem pomysłu jakie jeszcze informacje byłyby przydatne, osobiście zazwyczaj trzymałem się z dala od tych miejsc. Podczas opisywania starałem się też unikać stwierdzenia "jak widzisz" z wiadomych powodów. Większość czasu jednak i tak milczeliśmy.
Byliśmy właśnie w drodze do lasu cieni, gdy wyczułem woń zwierzyny, uświadomiło mi to, że od rana dalej nic nie jadłem, a to mogłoby bardzo pomóc.
- Poczekaj chwilę - powiedziałem cicho. Wadera posłusznie się zatrzymała - wracam za chwilę. - dodałem i ruszyłem na łowy. Moim celem okazał się spokojnie pasący się w jednym z niewielu strumieni światła jeleń. Ciemność działała na moją korzyść, więc mogłem spokojnie przyczaić się niedaleko niego. Zwierze zajęte było konsumpcją trawy i nie zdawało sobie sprawy z zagrożenia jakie na nie czyha. Tym lepiej dla mnie.

*tutaj rozgrywa się krwawe polowanie na jelenia, więc gdyż jestem leniwa pozostawię je waszej wyobraźni*

Jeleń przestał wierzgać, więc rozluźniłem uścisk na jego szyi. Był to dość młody samiec, zapewne dlatego tak łatwo udało mi się go powalić. Wadera chyba domyśliła się co się właśnie wydarzyło, gdyż zobaczyłem jej wyłaniającą się z ciemności sylwetkę.
- Jesteś głodna? - spytałem. I tak nie byłbym w stanie zjeść całego, więc mogłem się podzielić. Zwłaszcza, że wilczyca raczej nie była w stanie upolować czegoś dla siebie.

Isil? Jest zue, ale nie mam czasu na lepsze .-.

wtorek, 23 maja 2017

Od Halta

Skoczyłem jeszcze wyżej, już prawie łapiąc tę rudą kitę owijającą się wokół gałęzi i znikającą już po drugiej stronie drzewa. Jakim cudem te małe stworzenia, o tak krótkich łapach i małych zębach mogą tak bardzo zaszkodzić?! To już trzeci raz, gdy dostałem po głowie twardym niczym skała orzechem i tym razem miałem zamiar złapać winowajcę i przerobić na pasztet. Lub na kotleta, ale co można zdziałać, gdy nie posada się patelni?  Stanąłem na tylnych łapach, przednimi podpierając się o nierówną, chropowatą korę i wyciągając mocno głowę do góry, chcąc znaleźć tę małą bestię, ciskającą jeszcze przed chwilą swoimi małymi, ale jakże skutecznymi, pociskami.
- WRACAJ TUTAJ! - krzyknąłem, a raczej głośno warknąłem, gdy rudy łeb ponownie się ukazał, tym razem zza jednej z bliższych mi gałęzi. Zgiąłem łokcie i wystrzeliłem do góry, ponownie kłapiąc szczękami i raniąc... powietrze. Szlag! Znowu mi uciekła! Przeskoczyła na drugie drzewo, pognałem w tamtym kierunku z taką prędkością, że zamiast zatrzymać się w odpowiednim miejscu, straciłem równowagę i przeturlałem się prawie dwa metry dalej. Świat wirował nawet, gdy już nie czułem wyraźnego poruszania się po nierównej ściółce leśnej. Do moich nozdrzy dotarł silny, nieprzyjemny zapach odchodów. Kichnąłem, zamykając przy tym szczelnie oczy. Pokręciłem łbem, po czym ponownie je otwarłem i zauważyłem jakiś metr przed sobą sarnie bobki. Skrzywiłem pysk, nawet wcześniej nie zwróciłem uwagi na tę nieprzyjemną woń. Wstałem i otrzepałem się ze wszelkich liści, igieł, kamyków, ziemi oraz Bóg wie, czego jeszcze. Spojrzałem w górę - ani śladu po natarczywym przeciwniku.
- Nawet nie myśl, że ci odpuszczę- mruknąłem, mrużąc groźnie powieki. I  wtedy usłyszałem przenikliwe piski, świsty oraz podrapywanie - tak, to bez dwóch zdań wiewiórka, która się ze mnie teraz naśmiewała. Zawarczałem na parę sekund, po czym skoczyłem nagle w prawo, skąd dochodził dźwięk. Wycelowałem idealnie i gdyby nie to, że zdobycz znajdowała się duży odcinek dalej, capnąłbym ją i porządnie przetrzepał cztery litery. We mnie rzucać orzechami! Co jej do głowy strzeliło? Zacząłem iść ostrożnie, jakbym się skradał. W rzeczywistości z cichym pomrukiem, a może powarkiwaniem, kroczyłem przed siebie i rozglądałem się czujnie na wszystkie strony, spodziewając się całego gradu amunicji wcześniej użytej przez tego iście irytującego osobnika. Zacząłem się już trochę relaksować, przedzierając się przez wyższe ode mnie o jakieś dwie głowy krzaki, wychodząc z nich i z ulgą stwierdzając, że już nie czuję kłucia gałęzi na całym ciele, co już mnie denerwowało. Ale teraz napotkałem inną przeszkodą ( a może i nie przeszkodę? ). Centralnie przede mną siedział wilk, zupełniej jakby oczekiwał mojego przybycia i już się na nie przygotował, przybierając tę pozę pełną opanowania.
- Cześć, jestem Halt! - rzuciłem jako pierwszy na powitanie, przedstawiając się nieznajomemu wilkowi. Ciekawe, czy to nowy przybysz, czy też członek tego stada?
< Ktoś? >

Nowa wilczyca - Invicta

KONTAKT: gloomrise@gmail.com| Advesari (howrse)
 Invicta
PŁEĆ: Samica
WIEK: 4 lata
PARTNER: Kiedyś- Briggan, wciąż poluje na Invictę
KRÓLESTWO: Nocy
OPIS: Jej charakteru nie da się tak po prostu opisać. Jej osobowość może zmieniać się z dnia na dzień, zależy od jej humoru, wydarzeń dnia czy nawet pogody. Jednak opiszę ją najlepiej jak to możliwe. Jest to wadera pozornie normalna, towarzyska, otwarta i wzbudzająca sympatię. Lecz przy bliższym poznaniu okazuje się egoistką pokrzywdzoną przez życie, a jej idealna natura jest w rzeczywistości murem, który blokuje przeszłość.
Jest postacią tajemniczą, nigdy tak naprawdę nie pokazuje swego prawdziwego oblicza, niewiele o niej wiadomo.
Jest aktorką, potrafi odgrywać dowolną rolę, umiejętnie udaje uczucia, płacze prawdziwymi łzami, wywołuje współczucie. Wszystko po to, by swobodnie manipulować innymi.
Potrafi dogadać się z każdym, zawsze znajduje odpowiednie słowa lub cięte riposty. Ma istny dar przekonywania, bez problemu mogłaby przekonać cię że zając jest krzakiem. Umiejętności tych używa do manipulowania wilkami i zwykle radzi sobie z nimi, przeciągając ich na swoją stronę.
Jest patologiczną kłamczynią. Często składa obietnice, których nie ma zamiaru dotrzymać, nie można na niej polegać ani wierzyć w jej słowa.
Gdy zostanie obrażona lub nastraszona reaguje gwałtownie – natychmiast lub wkrótce potem. Wyładowuje gniew, niszcząc i krzywdząc innych.
Nie zna pojęcia miłości, przyjaźni czy zaufania. Już nie... i nigdy więcej. Nie odczuwa także poczucia winy i nie ma wyrzutów sumienia odnośnie do swoich czynów. Jest metodyczna, sprytna i przebiegła. Jest przygotowana na każdą sytuację, a wszelkie plany potrafi wymyślić od tak na poczekaniu. Zabijanie sprawia jej przyjemność, lubi to co robi.

Potrafi tak dobrze ukrywać wszelkie emocje, że przyzwyczaiła się ich nie czuć.  Równocześnie panuje nad wszystkimi nerwowymi tikami, nie da się wykryć jej kłamstwa, zauważyć czy cierpi lub się denerwuje.
Jest wilczycą pociągającą i niebezpieczną, o skłonnościach psychopatycznych. Czasami może wydawać się nienormalna- gada do siebie lub śmieje się z niczego lub w złych sytuacjach. Trudno ją złamać, jest lojalna. Jednak honoru nie ma za grosz.
Historia: Historia Invicty jest w większym stopniu tajemnicą. Rzadko w ogóle zdradza swoją przeszłość, a już jeśli to przedstawia wszystko od czasu gdy skończyła dwa lata. Wcześniejszego życia woli kompletnie nie pamiętać, nie wspominać.
"Gdy Invicta miała dwa lata, była samotna, żyła w mroku, nie pokazywała się innym wilkom, nie zdradzała swojej obecności. Jednak pewnego dnia znalazł ją pewien basior, beta potężnej watahy. Z czasem Invicta zakochała się w tym wilku, a gdy Briggan odwzajemnił jej uczucia- stali się parą. I tak oto rok później przyszedł na świat mały Hood. Był istnym skarbem swoich rodziców i oczkiem w głowie Invicty. Wadera poświęcała dla niego cały swój czas, kochała go ponad życie. Niestety pewnej nocy Briggan oszalał. Nie wiadomo co się stało, ani dlaczego basior rzucił się na swoją partnerkę. Invicta próbowała go uspokoić... lecz nie udało jej się. Wilk złapał Hood'a- wtedy małe, bezbronne szczenię i skręcił mu kark, a następnie podrzucił je pod nogi osłabionej i zrozpaczonej wadery. Invicta skoczyła na partnera i wkręciła się w wir walki, po której blizny zostały na jej ciele aż do dziś. Wygoniła partnera i uciekła wraz z martwym szczenięciem. Tamtej nocy straciła wszystko, miłość, zaufanie, serce i duszę."
WYGLĄD: Invicta jest wysoką i dobrze zbudowaną waderą. Pod ciemnym i miejscami niebieskawym futrem skrywa naprawdę silne i pokaźne mięśnie. Jej sylwetka jest smukła, zdolna do szybkiego, zwinnego i bezszelestnego ruchu oraz wysportowana. Ma dobrą kondycję, zwinnością nie grzeszy.
Ma duże i szare oczy, ciemny, czujny nos oraz duże i wytężone na najmniejszy szelest uszy. Jej pazury są czarne i wytrzymałe, a zęby ostre, twarde i białe jak śnieg.
Jej znakiem charakterystycznym jest blizna biegnąca przez lewe oko oraz kilka pomniejszych blizn, które są pamiątkami po Brigganie.
STANOWISKO: Zabójca
RODZINA: Już nie został jej nikt kogo mogłaby nazwać rodziną.
SZCZENIĘTA: Hood- zabity przez partnera  †
MOC: Iluzja strachu:
- Invicta potrafi stworzyć lub zmienić się w odzwierciedlenie lęku swojej ofiary.
- Czerpie moc ze strachu lub bólu. Im więcej go jest, tym silniejsza jest wadera.
- Potrafi sprowadzić na kogoś koszmary lub/ i wejść do nich, aby przemówić do danego wilka.
- Wyczuwa nawet najbardziej skryty lęk ofiary.
- Kiedy przebywa w czyjejś obecności dłuższy czas, samoistnie doznaje wizji odnośnie strachu danej istoty. Wtedy jej oczy zachodzą mgłą, a z pyska i z oczu powoli leci jej krew. Sam taki widok potrafi nieźle przestraszyć, lecz Invicta już nad tym panuje.
- Kiedy długo nie używa mocy, jej całe oczy robią się czarne.
- Jest kompletnie odporna na strach.
WOLFLARY: 100
CIEKAWOSTKI:
- Jej życie jest ograniczone głównie do ciemności. Najlepiej funkcjonuje w nocy lub w cieniu.
- Nigdy nie bawi się jedzeniem lub ofiarami, śmierć zadana przez Invictę jest z reguły szybka i bezbolesna, choć zależy to od jej humoru.
- Czasami gdy wspomni się o jej partnerze lub szczeniaku, wadera traci panowanie nad sobą. Rozsądnie wtedy schodzić jej z drogi.
- Jedynymi rzeczami jakie ta wilczyca trawi poza mięsem są maliny, truskawki i jagody.
- Nie lubi wilków, które są bardziej bezczelne lub aroganckie od niej.
- Zdarza jej się mówić zagadkami.

poniedziałek, 22 maja 2017

Od Raphael'a CD Dakoty

Nie wiem czemu ale w jej towarzystwie uśmiech nie znikał mi z pyska, choć próbowałem przybrać inny wyraz. Nic, po prostu nic. Kicha, czasami nawet łapy mi drętwiały z jakiegoś dziwnego powodu. A jeśli jestem chory, może nie jestem w dobrym stanie? Chyba nic mi nie przeszkodziło ostatnimi czasy, ale to chyba. Niczego nie jestem pewien, a może ta choroba jest poważna...eee tam. Pewnie nie...Alfa odpowiedziała mi już na kilka szczegółowych pytań, miałem jeszcze kilka w zanadrzu. Więc gdy spytała czy mam jeszcze jakieś pytana stanąłem i zacząłem się zastawiać. Właściwie to chyba cieszyłem się że mnie przyjęto. Bo nie na co dzień można trafić na tak fajną...fajne tereny. A raczej co noc, bo z tego co mówiła Dakota co dzień-jest noc. Czyli, dziwne nie ma dnia? A tamte tereny przez które przechodziłem, te oświetlone...Analizowałem wszystko co powiedziała mi wadera, uśmiechnąłem się szelmowsko i zniknąłem używając swojej mocy. Tak, stałem się niewidzialny.
-Widać mnie?-to było pierwsze i chyba najgłupsze pytanie jakie mogłem zadać.
Wadera momentalnie odskoczyła nie wiedząc gdzie jestem. Co to jest: Słychać a nie widać? Odpowiedz: Raphael.
-Nie....-jakby szepnęła.
Podbiegłem do niej i znów stałem się materialny i widzialny, a teraz kilka normalnych pytań by się przydało.
-A to moja moc, po za tym mam kilka pytań. Czy jest Nas dużo? I co to za oświetlone tereny przez które niedawno przechodziłem? I jakie stanowisko mogę podjąć.-usiadłem obok niej, lecz ona stała. Spojrzałem na niebo, nadal było czyste. Moja moc nie dorównuje jej , ale pewnie kiedyś mi się przyda.

Dakota?

Od Naili

Dziś pierwszy raz patrolowałam tereny, jak przystało na szpiega który kocha swoją posadę. Szukałam czegoś podejrzanego, jakichś nowych śladów lub zapachów. Muszę przyznać że kocham tę robotę, pewnie wypominałam już iż moim powołaniem było zostać szpiegiem. To skradanie się, sztuka cichego śledzenia podejrzanego. Tylko do tego się nadawałam. Nie wiem czy poradziłabym sobie z innym stanowiskiem. Może to przeanalizować? Mniej więcej wiem jakie stanowiska są tutaj, ponieważ gdy musiałam wybrać jedno z nich podawano mi wszystkie. Wiadomo że wybrałam to które było mi najbliższe sercu. Zacznę od wojownika-pewnie co chwile bym się sadziła dowódcy ponieważ czasami już tak mam , będąc szpiegiem nie muszę wysłuchiwać narzekań i uwag jakiegoś dowódcy. Mogę pracować sama, lub z innym szpiegiem. Walka to chyba nie moja brocha, choć wiem iż poradziłabym sobie w wojnie. Dalej, obrońca...nie no żenada. Podobno to takie nudne zajęcie że naprawdę, przynajmniej tak słyszałam. A może strażnik? No, niezły zawód, może byłabym zdolna ogarnąć się i stać na straży. Chwila! Strateg! Tak, pasowałoby do mojej osobowości. Kocham wymyślać jakieś plany działania, wypalają w 99.9% , więc jest git. A może któryś z nauczycieli, choć sama nie wiem czy posiadam tę cierpliwość do takich rzeczy. Gdybym miała nauczyć szczeniaka czegokolwiek pewnie skończyłoby się to skargą od rodzica. Ahh a co do stanowisk związanych z polowaniem, sami wiecie o co mi chodzi, do tego w 100% się nie nadaje. Może i upolowałabym coś jednak sterylizowałabym sobie język co kilka sekund, wiedząc że czuje smak czegoś co zabiłam. Nie, na to to nawet się nie porywam, zbyt ryzykowne w odwrotnym sensie tego słowa. A gdyby tak dyplomata? Znam się na tych różnych sztuczkach, podobno mam gadane i ładnie się wysławiam więc czemu by nie...No czemu? Może dlatego że moje miejsce jest wśród szpiegów, pośród krzaków, z lekka w cieniu? Po prostu już zdecydowałam, serce zdecydowało. Szłam tak zamyślona rozmyślając o stanowiskach w watasze, które były do wybrania. W końcu ciągle chyba miałam jakiś wybór, oczywiście że nie zrezygnuje z posady szpiega! Po prostu analizuje inne ...wybory. Bo co gdyby okazało się że wcale nie nadaje się na to stanowisko na którym jestem? Co gdybym z niego zrezygnowała po jakimś czasie, wiedząc że to może nie było jak jak sadziłam? Miałam zamknięte oczy i chyba biłam się z myślami. Nagle ktoś na mnie wpadł, coś się wysypało.
-Uważaj!
Krzyknęłam wstając z ziemi i masując sobie łeb, zauważyłam że to co się wysypało było podobne do pieniędzy. Spoglądał na nie z rozpaczą i zaczął szybko zbierać. Westchnęłam i zaczęłam pomagać niebieskookiemu w podnoszeniu drogocennych monet. Właściwe ciekawe skąd je ma, a może to jego. No znów zaczęłam zadawać sobie pytania na które odpowiedz uzyskam tylko pytając się tego oto osobnika.
-Może pomogę?
Podniosłam ostatnią monetę i położyłam na kupce. Uśmiechnęłam się zawadiacko pokazując swoje białe kiełki. Które w blasku słońca potrafiły nawet oślepić przeciwnika, lub jak kto woli nieznajomego. Bo akurat taka była sytuacja, tego niebieskookiego samca widziałam pewnego dnia rozmawiającego z Alfą. Czyli musi należeć do Królestwa Nocy, w przeciwnym razie nie wchodziłby na to terytorium. Zresztą zapach mówił sam za siebie, był tutejszy...Czekałam na jakikolwiek odzew z jego strony.

(Laven?)

Od Halta c.d. Yume

Gdy upewniłem się, że samica jest już ( w miarę ) bezpieczna, oznajmiłem, że najlepiej się stąd wydostać. Obserwowałem, jak drzewo, o które niedawno była zaczepiona ląduje z pluskiem w wodzie, wpadając pod nią na parę sekund, a po chwili wypływając. Kilka gałęzi złamało się wraz z zetknięciem ze skałami lub nawet samą wodą, ponownie wzbijając się w powietrze. Spojrzałem na moment w górę i upewniłem się, że nic nie stoi nam na przeszkodzie. Nic, prócz stromych, niemal pionowo ułożonych skał, na których powierzchni czasem czaił się zdradliwy mech. Wiedziałem, że Yume jest wyczerpana i ta podróż będzie dla niej prawdziwym wyzwaniem, ale im szybciej się oddalimy, tym lepiej. Dobrze wiedziałem, jak kruche potrafią być narzutowce, zwłaszcza na urwiskach, ciągle targanych przez wiatr oraz obiekty wraz z nim niesione. W tej samej chwili, gdy wadera podniosła się niepewnie na nogi i stanęła chwiejnie, usłyszałem cichsze i głośniejsze trzaski. Ich źródło miało miejsce pod nami - na szarym kamieniu, na który akurat staliśmy. Przekląłem w duchu swoją nieuwagę, gdy delikatna rysa zaczęła pojawiać się na nim, tworząc nierówne zygzaki połączone z niepokojąco brzmiącymi dźwiękami.
- Skacz! - krzyknąłem do niej, gdy pęknięcie nagle się rozprzestrzeniło, obejmując już cały płat, na którym się znajdowaliśmy. Oboje skoczyliśmy przed siebie, rzucając się na niemalże pionową ścianę, ale grunt pod naszymi łapami zniknął, zaczął spadając już w dół, przez co straciliśmy możliwość odbicia się. Również zaczęliśmy dążyć do spotkania z szalejącą wodą. Serce tłukło mi się boleśnie o żebra, ale nie miałem zamiaru się poddawać. Kontakt z wodą był nieunikniony - jedyne, co mogłem zrobić to zadbać byśmy nie natrafili na żaden niebezpieczniejszy przedmiot, niż sama, niemalże czarna toń. Nad nami unosiło się, a przynajmniej takie miałem wrażenie, parę niewielkich odłamków skalnych, nie mogły wyrządzić nam poważnej krzywdy, co najwyżej zrobić płytkie przecięcie lub uderzyć z niewielką siłą, sądząc po ich masie. Pod nami nie wyłowiłem wzrokiem żadnych niepokojących kształtów - do kontaktu z wodą dzieliło mnie jakieś pięć metrów, Yume nieco mniej. Rozejrzałem się na boki. Jedyne zagrożenie, jakie aktualnie nad nami czyhało, to ostre dno, które mogło być na dosłownie dowolnej wysokości. Mogliśmy po prostu wpaść w głębinę, pochłonięci przez czeluści cieczy lub od razu umrzeć przez styczność ze śmiercionośnym podłożem. Wziąłem głęboki wdech, gdy pozostał jakiś metr. Fala strachu dotknęła go mnie nowo, gdy poczułem, że jestem już cały zamoczony, a piekielna moc żywiołu miota mną na wszystkie możłiwe strony. Ciśnięty o bok urwiska, wyplułem w bezdeń połowę powietrza, jakie mi pozostało. Na moment widok mi się zaćmił, ale szybko odgadnąłem, że to po prostu wina wszechobecnych bąbelków, jakie wydobywały się jeszcze przed chwilą z mego pyska. Zacząłem drastycznie przebierać łapami, chcąc dotrzeć na powierzchnię, ale wszelkie starania zdawały się nie przynosić najmniejszego skutku. Prócz bólu w kłębie, którym uderzyłem jeszcze przed chwilą w nie tak ostrą, niemalże płaską ścianę. Wiedziałem, że nie wskóram nic, gdy będę walczył. Postanowiłem dać się ponieść nurtowi i jeśli szczęście dopisze, natrafi się moment na wypłynięcie i zaczerpnięcie świeżego powietrza w nozdrza. Próbowałem wzrokiem wyłapać Yume. Dostrzegłem jakieś dziesięć metrów dalej istny chaos przy powierzchni, jakby coś stale o nią uderzało, mącąc jeszcze bardziej niespokojne fale.
< Yume? >

Od Yume c.d. Halta

Szczęka z każdą chwilą bolała mnie coraz bardziej. Czułam, jak cała moja szyja drętwieje i zaraz puszczę się jedynego, co trzyma mnie jeszcze przy życiu. Dosłownie zależy ono od lichej gałązki, która z każdą chwilą mogła nie wytrzymać. Albo ja nie mogłam. Wiedziałam, że już jestem na skraju wyczerpania. Mięśnie paliły mnie żywym ogniem, a cały kręgosłup zdawał się boleśnie rozciągać, wprawiając ciało w odrętwienie. Wydałam z siebie cichy jęk, gdy drzewo zaczęło się przechylać. A każdą chwilą cierpiałam coraz bardziej, a i pozostawało coraz mniej czasu. Udało mi się otworzyć po części oczy i ujrzałam zmierzającego do mnie... Halta! Chciałam do niego wykrzyczeć, by mi pomógł, ale z mojego gardła wydał się tylko cichy warkot, a moim moje ciało zatrzęsło się na boki, co przeważyło o nadchodzącym losie. Moje ciężko bijące serce na moment zamarło - poczułam, jak ponownie spadam w dół. Ale coś mnie zatrzymało - był to ogromne bolesny uścisk na moim karku. Zawisłam w powietrzu, starając się znaleźć oparcie łapami na półce skalnej. Gardło niemiłosiernie mnie paliło, tak samo jak płuca, które otrzymywały znacznie mniejszą część powietrza, niż potrzebowały. Z trudem oddychałam, a by to zrobić, musiałam nieco podnieść się na mięśniach szyi, inaczej bym się udusiła. Ciche stęknięcie dobiegło mnie z góry, zaczęłam stopniowo się unosić. Gdy tylko dosięgnęłam łapami skały, na której stał szary wilk, pomogłam sobie oraz jemu łapami, podciągając się. Opadłam bez sił na kamień, boleśnie tłukąc żebra. Nie byłam w stanie nic powiedzieć nawet podziękować. Zdałam sobie sprawę jakie wielkie szczęście miałam, że znalazł się przy mnie Halt. Ale z drugiej strony, gdyby nie on, prawdopodobnie by mnie tutaj nie było u nie spadłabym. Ale nie mogłam go o nic winić, przecież to nie jego wina. Zwłaszcza, że to właśnie on uratował mi życie. Po prostu tek leżałam z głową na przednich łapach, dysząc jak parowóz i zamykając oczy, które zaczęły mnie piec z niewiadomego powodu. Cały grzbiet mnie bolał, a najbardziej kark oraz szyja, które najbardziej ucierpiały.
- Dasz radę wstać? Tutaj nie jest bezpiecznie... - zaczął z zaniepokojonym głosem. Gdy otworzyłam oczy i spojrzałam w górę, jego czujne patrolowały teren, jakby wyszukując zagrożeń. Mimo wycieńczenia wiedziałam, że ma rację i spróbowałam wstać. Zrobiłam to powoli i niezdarnie, kończyny trzęsły mi się po części ze strachu, a po części ze zmęczenia.

Halt?
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony