Warknęłam cicho tuż po tym, jak zrobił to Halt. Moja wilcza dusza nakazywała mi cały czas to robić, wydawać z siebie niskie, przeciągłe brzmienia. Zerwałam się na równe nogi mimo wszechobecnego zmęczenia oraz wciąż palących mnie mięśni.
- Nie damy rady, nurt jest zbyt silny - mówiłam szybko, z ciężko bijącym od strachu i wysiłku sercem. Nie możemy spaść, możemy tego nie przeżyć! A jeśli na dole czeka na nas płycizna? Co wtedy, czy dane jest nam umrzeć? Śmierć poprzez spadnięcie z wodospadu może i nie brzmi tak nijako, ale każda śmierć nie brzmi zwyczajnie. Natomiast gdyby była to śmierć poprzez spadnięcie z wodospadu, by kogoś uratować, bronić watahy, pomóc komuś lub czemuś,... to byłoby coś. Ale czy umieranie przez zwykłą styczność z twardą powierzchnią lub utopienie się brzmi tak wspaniale?
- Wiem, ale im szybciej to zrobimy, tym większe szanse mamy, aby przeżyć - wytłumaczył i zaczął przygotowywać się do skoku. Wiedziałam, że ma racje, ale gdzie moglibyśmy się zatrzymać? Nigdzie, jedyne wyjście stąd to wodospad. Ponownie warknęłam, powstrzymując staruszka przed skokiem - od razu zrozumiał, że to o to chodziło, gdyż odwrócił się i z irytacją na mnie spojrzał.
- Nurtu nie pokonamy, jest już za silny. Z resztą, kto wie, ile ta rzeka ciągnie się przy tak stromych brzegach. Będziemy musieli skoczyć - powiedziałam ze zgrozą, szybko wymieniając swoje zdanie. Wiedziałam, że to szaleństwo, ale ku mojemu zdziwieniu ujrzałam błysk zrozumienia w oczach basiora.
- Zdaję sobie z tego sprawę - ostatni raz spojrzał w górę, zrobiłam to samo. Akurat w tym momencie skały były uformowane w nienagannym pionie, bez szans wspinaczki. Może tylko górskie zwierzęta, na przykład umięśnione kozy przystosowane do takich warunków, dałyby radę to zrobić. - Gdy tylko poczujesz, że się obniżamy, skacz jak najdalej potrafisz. Staraj się nie wpaść do wody głową w dół, to może skończyć się strategią. Bądź w gotowości - powiedział szybko. Napięłam mięśnie, strach omamił mój umysł, wdarł się do niego i obezwładnił. Byłam w stanie polegać już tylko na instynkcie, który nakazywał mi wskakiwać do wody i przebierać łapami, chcąc odpłynąć stąd czym prędzej. Ale nim zdążyłam to zrobić, znajdowałam się już w powietrzu. Woda spadała na mnie z chyba każdej możliwej strony, przynajmniej takie miałam wrażenie. Że jestem pod wodą zorientowałam się dopiero wtedy, gdy zatrzymałam się w miejscu, a daleko w górze widziałam burzliwe odcienie bieli, szarości oraz błękitu - to tam wodospad się kończył. Ucieszona, że nic sobie nie zrobiłam, miałam ochotę zacząć piszczeć i śpiewać, ale szybko zorientowałam się, że nigdzie w pobliżu nie widzę Halta. Może jest już na powierzchni? Mając złe przeczucia, zaczęłam płynąć coraz wyżej, chcąc ponownie móc oddychać. Gdy tylko wynurzyłam łeb, zaczerpnęłam ogromny haust powietrza, niemal się od niego krztusząc. Woda pchała mnie w prawo, pozwoliłam się jej nieść. Rozglądając się za szarym wilkiem nie dostrzegłam go. Spanikowana zanurzyłam się pod wodę i ujrzałam płynące prosto w moją stronę ryby z otwartymi gębami pełnymi ostrych jak brzytwa zębów - piranie?
Halt?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz