Wadera odwróciła się z wolna, jak to robią w książkach o charakterze dreszczowców bądź horrorów. Jeszcze gdybym zamiast mieć postać wilka, byłbym wyższy o parę metrów, z mojego pyska wystawałyby setki ostrych kłów, ociekających jej krwią, a ciało pokryte było łuskami... Wtedy byłby to klasyk, chociaż trochę przynudnawy. Bo najbardziej straszne jest to, co skrywa tajemnice, a przynajmniej moim zdaniem tak właśnie jest.
- Jestem Halt, nie masz się czego obawiać z mojej strony - rzekłem energicznie i wesoło, w końcu poznaję nowego wilka. A raczej wilczycę - jej białe futro, gdzieniegdzie przyprószone szarym lub brązowawym odcieniem. Postawiła uszy do góry, ale wiedziałem, że to jeszcze nie oznacza przyjaznego nastawienia. W końcu uciekała, czego więc mogła się obawiać? Ukradła coś? Jest nowa i napotkała pierwszego na tym terenie nieznajomego wilka?
- Jestem Naili... - przedstawiła się, z lekkim wahaniem. Z każdą chwilą jednak nabierała pewności siebie, stanęła już wyprostowana na łapach, pod którymi niewątpliwie skrywały się potężne mięśnie. Była ona bardziej masywna, niż ja sam. Ale właściwie nie dziwiło mnie to, nie często stawiałem na siłę - raczej na sprawność umysłową, jak i fizyczną, ale nie na siłę. Udana ucieczka jest w końcu zawsze lepsza od nieudanej walki, czyż nie? Chyba, że w grę wchodzi własny honor. Ale czy stracenie życia naprawdę jest warte obronienia jedynie własnego imienia? Gorzej, gdy w wydarzeniu bierze udział jeszcze drugi wilk, bezbronny, któremu należy pomóc. Ucieczka wtedy byłaby jednak gorsza od śmierci, przynajmniej moim zdaniem. Bo czy warto żyć z krwią na własnych łapach, z myślą, iż miało się okazje uratować komuś życie, a uniknęło się tego, jednocześnie skazując drugiego wilka na śmierć? Okrucieństwo, i to w czystej postaci.
- Miło mi - powiedziałem żartobliwym tonem, chociaż nie miałem na celu nikogo ani niczego wyśmiać. Cóż, tak już mam, powaga jest mi bliska, choć dość trudna do wykrycia. - Czego się obawiasz z mojej strony? Co taki starzec, jak ja, mógłby zrobić tobie, silnej oraz młodej wilczycy? - uniosłem wysoko brwi, o ile można to tak ująć. Chciałem sprawdzić, jak bardzo uzna mnie za nic niepotrafiącego, już zbyt starego, by mieć jakiekolwiek szansę z nią, basiora. Uśmiechnąłem się lekko, gdy otworzyła pysk, już chcąc zabrać głos w tej sprawie. Wciąż byłem gotów stanąć do walki, chociaż szczerze mówiąc, nie miałem na to najmniejszej ochoty. I dobrze wiedziałem, że gdybym jej nie docenił, faktycznie skończyłbym bardzo, ale to bardzo źle. Mógłbym w porę nie zareagować, dając się pociachać na małe kawałeczki. Do tego nie znałem działania jej mocy, a skoro mówi ludzkim językiem, to musi być chociaż po części... magiczna, wyjątkowa. Jak wszyscy członkowie naszej watahy.
< Naili? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz