środa, 7 czerwca 2017

Zawieszenie!

A więc cóż doszło do tego. Najprawdopodobniej niedługo go zamknę. Niektóre osoby mają blog w czterech literach, bo inaczej tego nazwać nie można. Niektórzy nas zostawili, bo stwierdzili, że blog się sypie i nie raczyli nawet mi pomóc go odbudować tylko go zostawili. Niestety moi drodzy, ale ja sama przy "życiu" go nie utrzymam. To wy musicie mi w tym pomóc, bo to wy tworzycie ten blog i w zasadzie bez was byłby niczym. Mało osób wchodzi na czat, opowiadania pojawiają się raz na dzień lub jeszcze rzadziej i nikt już nie dołącza. To był raczej zły pomysł, aby tworzyć blog. To już raczej nie te czasy, w których popularne są blogi o tematyce zwierzęcej. Myślałam, że blog się rozwinie, bo właśnie na to wyglądało, ale jak widać myliłam się. Zaczął być nie aktywny. 
Oto wiadomość, którą wysłałam dla Isil, kiedy powiedziała, że blog umarł:
"Niby czemu mówisz, że blog umarł? Chyba nie za bardzo wiesz co to słowo oznacza. Blog jest wciąż aktywny. Są publikowane postu. Ludzie piszą na czacie. Gdyby było jednak przeciwnie wtedy by dopiero umarł. Trochę mnie to zdenerwowało kiedy ludzie tak mówią. Mimo, iż wcale tak nie jest. To, że druga administratorka odeszła to nic takiego nie oznacza. To jest jej decyzja, a my na nią wpływu nie mamy. To nie jest powód, aby od razu mówić, że blog upadł. A jeśli tak jest to powinnaś zostać i pomóc nam go "odbudować", a nie od razu odchodzić. Trzeba walczyć, a ty od razu po jedynym incydencie się poddałaś i go zostawiłaś. Nie ukrywajmy tego, ale w każdym blogu zawsze coś się zdarzy, a członkom, którym zależy, aby dalej istniał zapominają o takich sytuacjach i nadal piszą opowiadania. Jeśli WY nie będziecie o niego walczyć to ja też tego nie będę robić, bo to będzie bez sensu. To nie jest tylko moja zasługa, że on istnieje i jest aktywny."
~Administratorka
Edit 1: Nie zwieszony. XD Możecie pisać opowiadania i wysyłać formularze.
Edit 2: Jednak zawieszony. Nikt nic nie pisze, więc może zróbmy przerwę, a ja trochę jakoś odświeżę bloga.

wtorek, 6 czerwca 2017

Od Exana do Naili

 Obserwowałem pasące się stado jeleni. Czekałem, aż złapię dobrą okazję, aby dobrać się do jednego ze słabszych, niskich i mniej sprawnych osobników. Na razie nie zanosił się na to, więc pozostało mi tylko poczekać. Czekając tak próbowałem zabić czas wspomnieniami. A konkretnie wspomnienia ze szczenięcych lat. Wtedy wspominałem też brata. Ma na imię Nero. I to on zawsze był lepszy, to on był przystojniejszy, pierwszy zdobył waderę i to on był silniejszy, a ja przy nim byłem tylko cieniem samego siebie... ale to czasy dorosłości. W czasach szczenięcych też objawiał się silniejszymi cechami ode mnie. Zawsze przy zabawie w chowanego on mnie pierwszy znajdował, w siłowaniu się, zawsze kładł mnie na glebę. Jednak on i tak, jak co do czego doszło... to on zawsze ratował mi ogon, to on nie raz uratował mnie z sytuacji z której jednej nie wyszedłbym żywo. Jednak i on ma u mnie dług. Podczas wyprawy w góry, grunt pod nogami Nera osunął się spod niego. Sam dobrze to widziałem, jak zwisał nad przepaścią. Trzymał się ze wszystkich sił szponami, krzyczał....

Wyrwałem się ze wspomnień i wróciłem do rzeczywistości. Właśnie mój cel został zrealizowany, bo osobnik jak wyczuwam był słaby, podszedł zbyt blisko... czekając na odpowiednią okazję i zatopiłem kły w szyję jelenia. Usłyszałem tylko krzyk. On skojarzył mi się z krzykiem mojego brata.

***

- Pomóż mi- wykrzyczał mój brat
Tak ten mój brat, wiecznie najlepszy i doskonały prosił o pomoc mnie. Słabego, beznadziejnego braciszka. Oczywiście pomogłem mu, ale od tamtego czasu się do niego nie odezwałem. Sam nie wiem czemu??
To mój brat do cholery... lepszy, dominujący i silny, ale brat.

***

Jeleń padł, a ja już zdążyłem odczuć żelazny smak krwi. Jeleń umarł szybko, bo wykrwawił się w miarę szybko. Na polanie byłem tylko ja i moja ofiara. Złapałem jelenia za poroże i zacząłem ciągnąć go w miarę spokojniejsze miejsce na konsumpcję. Wtedy napotkałem wilka, a konkretnie waderę.
- Cześć- przywitała się
- Siema- odrzekłem i dalej ciągnąłem zdobycz
- Może ci pomóc?
Nie ukrywam, potrzebowałem pomoc, ale raczej zrezygnowałem. Co to za basior który prosił o pomoc wadery.
- Nie trzeba, dziękuję- odpowiedziałem miłym głosem- a może chcesz się poczęstować?

<Naili>

poniedziałek, 5 czerwca 2017

Od Halta c.d. Yume

Spadaliśmy, zdawało mi się to trwać wieczność. Miliony kropel wody dosięgały mnie z wszystkich możliwych stron, zmuszony zamknąć oczy przez nie, wpadające do nich z boleścią, mogłem tylko się domyślać, ile dzieli mnie od wzburzonej, spienionej dziko wody. W końcu poczułem, jak jej chaotyczna powierzchnia jest już ponad mną. Tak - właśnie szedłem na dno koryta rzecznego, o dziwo bardzo głębokiego jak na rzekę. Cóż, chyba, że to jezioro, ale czy aby na pewno? Uradowany nie zastanawiałem się nad tym dłużej, przecież żyję, i to się teraz liczy. Ale przecież nie tylko ja spadałem, nie tylko mi groziła śmierć poprzez utonięcie, czy chociażby nadzianie się na skały uformowane na kształt stalagmitów. Yume mogła mieć mniej szczęścia i trafić na takie właśnie formy kamienne. Rozejrzałem się pośpiesznie wokół, ale nigdzie nie dostrzegłem jej charakterystycznego, brązowego futra. Zacząłem więc przełamywać opór, jaki woda stawiała przede mną i dostawać się nad powierzchnię. Jednak w momencie poczułem, jak coś chwyta mnie za ogon i ciągnie w dół. Obróciłem się zdziwiony i mocno zaniepokojony. Wnet poczułem ból, lekkie ukłucia i dostrzegłem zawieszone na moim ogonie... ryby? O mało co nie wypuściłem resztek powietrza, jakie mi pozostały w płucach. Nie zdołałem wziąć głębokiego wdechu, zanim wpadłem do wody. Przednia prawą łapą uderzyłem z całej siły w jednego szkodnika, który swoimi ostrymi zębiskami zaczął coraz bardziej wgryzać się w mój ogon, na szczęście obrośnięty gęstym futrem, chroniącym mnie teraz przed dotkliwym bólem. Z każdą chwilą jednak czułem, jak powoli ich szczęki wgłębiają się w moją sierść i zaczynają dochodzić do samej skóry ogona. Poruszałem nim na boki, ale takie obciążenie plus woda wszystko utrudniły i nie dało to żadnego rezultatu. Nie zwracając na nich prawie żadnej uwagi, zacząłem ponownie brnąć w stronę niespokojnej tafli wody, której pomarszczony wierzch uniemożliwiał zobaczenia, co czai się poza wodą. Gdy tylko się wynurzyłem, zacząłem głośno oddychać. Myślałem, że wypluję płuca, ale mimo wszystko starałem się odnaleźć wzrokiem Yume. Dostrzegłem jakieś piętnaście metrów dalej wyrzucaną do góry wodę i usłyszałem głośny, aczkolwiek stłumiony plusk. Mając nadzieję, że to ona i że już zdążyła połapać się, że w wodzie grasują piranie, sam zacząłem zajmować się tymi, które zgromadziły się wokół mnie, a było ich coraz więcej. Wziąłem głęboki wdech i gdy tylko zanurkowałem, poczułem ostry ból na uchu, rodzący w moim wnętrzu głośny ryk. Jednak zamiast niego z mojego pyska uleciało parę bąbelków wody, gdy wgryzałem się w ciało około trzydzieści centymetrów twardego z wierzchu cielska, brnącego prosto w moją stronę. Potrząsnąłem parę razy łbem, zabarwiając wodę wokół na czerwony kolor i jednocześnie zrzucając rybę na moim uchu gdzieś w dal. Łapami szaleńczo młóciłem szkarłatną wodę, rozrywając kolejnego osobnika, tym razem z większą zawziętością. Tylnymi łapami starałem się strącić te czające się na moim ogonie, teraz już mocno mi doskwierające.

< Yume? >

Od Yume c.d. Halta

Warknęłam cicho tuż po tym, jak zrobił to Halt. Moja wilcza dusza nakazywała mi cały czas to robić, wydawać z siebie niskie, przeciągłe brzmienia. Zerwałam się na równe nogi mimo wszechobecnego zmęczenia oraz wciąż palących mnie mięśni.
- Nie damy rady, nurt jest zbyt silny - mówiłam szybko, z ciężko bijącym od strachu i wysiłku sercem. Nie możemy spaść, możemy tego nie przeżyć! A jeśli na dole czeka na nas płycizna? Co wtedy, czy dane jest nam umrzeć? Śmierć poprzez spadnięcie z wodospadu może i nie brzmi tak nijako, ale każda śmierć nie brzmi zwyczajnie. Natomiast gdyby była to śmierć poprzez spadnięcie z wodospadu, by kogoś uratować, bronić watahy, pomóc komuś lub czemuś,... to byłoby coś. Ale czy umieranie przez zwykłą styczność z twardą powierzchnią lub utopienie się brzmi tak wspaniale?
- Wiem, ale im szybciej to zrobimy, tym większe szanse mamy, aby przeżyć - wytłumaczył i zaczął przygotowywać się do skoku. Wiedziałam, że ma racje, ale gdzie moglibyśmy się zatrzymać? Nigdzie, jedyne wyjście stąd to wodospad. Ponownie warknęłam, powstrzymując staruszka przed skokiem - od razu zrozumiał, że to o to chodziło, gdyż odwrócił się i z irytacją na mnie spojrzał.
- Nurtu nie pokonamy, jest już za silny. Z resztą, kto wie, ile ta rzeka ciągnie się przy tak stromych brzegach. Będziemy musieli skoczyć - powiedziałam ze zgrozą, szybko wymieniając swoje zdanie. Wiedziałam, że to szaleństwo, ale ku mojemu zdziwieniu ujrzałam błysk zrozumienia w oczach basiora.
- Zdaję sobie z tego sprawę - ostatni raz spojrzał w górę, zrobiłam to samo. Akurat w tym momencie skały były uformowane w nienagannym pionie, bez szans wspinaczki. Może tylko górskie zwierzęta, na przykład umięśnione kozy przystosowane do takich warunków, dałyby radę to zrobić. - Gdy tylko poczujesz, że się obniżamy, skacz jak najdalej potrafisz. Staraj się nie wpaść do wody głową w dół, to może skończyć się strategią. Bądź w gotowości - powiedział szybko. Napięłam mięśnie, strach omamił mój umysł, wdarł się do niego i obezwładnił. Byłam w stanie polegać już tylko na instynkcie, który nakazywał mi wskakiwać do wody i przebierać łapami, chcąc odpłynąć stąd czym prędzej. Ale nim zdążyłam to zrobić, znajdowałam się już w powietrzu. Woda spadała na mnie z chyba każdej możliwej strony, przynajmniej takie miałam wrażenie. Że jestem pod wodą zorientowałam się dopiero wtedy, gdy zatrzymałam się w miejscu, a daleko w górze widziałam burzliwe odcienie bieli, szarości oraz błękitu - to tam wodospad się kończył. Ucieszona, że nic sobie nie zrobiłam, miałam ochotę zacząć piszczeć i śpiewać, ale szybko zorientowałam się, że nigdzie w pobliżu nie widzę Halta. Może jest już na powierzchni? Mając złe przeczucia, zaczęłam płynąć coraz wyżej, chcąc ponownie móc oddychać. Gdy tylko wynurzyłam łeb, zaczerpnęłam ogromny haust powietrza, niemal się od niego krztusząc. Woda pchała mnie w prawo, pozwoliłam się jej nieść. Rozglądając się za szarym wilkiem nie dostrzegłam go. Spanikowana zanurzyłam się pod wodę i ujrzałam płynące prosto w moją stronę ryby z otwartymi gębami pełnymi ostrych jak brzytwa zębów - piranie?

Halt?

niedziela, 4 czerwca 2017

piątek, 2 czerwca 2017

Od Halta c.d. Naili

Wadera odwróciła się z wolna, jak to robią w książkach o charakterze dreszczowców bądź horrorów. Jeszcze gdybym zamiast mieć postać wilka, byłbym wyższy o parę metrów, z mojego pyska wystawałyby setki ostrych kłów, ociekających jej krwią, a ciało pokryte było łuskami... Wtedy byłby to klasyk, chociaż trochę przynudnawy. Bo najbardziej straszne jest to, co skrywa tajemnice, a przynajmniej moim zdaniem tak właśnie jest.
- Jestem Halt, nie masz się czego obawiać z mojej strony - rzekłem energicznie i wesoło, w końcu poznaję nowego wilka. A raczej wilczycę - jej białe futro, gdzieniegdzie przyprószone szarym lub brązowawym odcieniem. Postawiła uszy do góry, ale wiedziałem, że to jeszcze nie oznacza przyjaznego nastawienia. W końcu uciekała, czego więc mogła się obawiać? Ukradła coś? Jest nowa i napotkała pierwszego na tym terenie nieznajomego wilka?
- Jestem Naili... - przedstawiła się, z lekkim wahaniem. Z każdą chwilą jednak nabierała pewności siebie, stanęła już wyprostowana na łapach, pod którymi niewątpliwie skrywały się potężne mięśnie. Była ona bardziej masywna, niż ja sam. Ale właściwie nie dziwiło mnie to, nie często stawiałem na siłę - raczej na sprawność umysłową, jak i fizyczną, ale nie na siłę. Udana ucieczka jest w końcu zawsze lepsza od nieudanej walki, czyż nie? Chyba, że w grę wchodzi własny honor. Ale czy stracenie życia naprawdę jest warte obronienia jedynie własnego imienia? Gorzej, gdy w wydarzeniu bierze udział jeszcze drugi wilk, bezbronny, któremu należy pomóc. Ucieczka wtedy byłaby jednak gorsza od śmierci, przynajmniej moim zdaniem. Bo czy warto żyć z krwią na własnych łapach, z myślą, iż miało się okazje uratować komuś życie, a uniknęło się tego, jednocześnie skazując drugiego wilka na śmierć? Okrucieństwo, i to w czystej postaci.
- Miło mi - powiedziałem żartobliwym tonem, chociaż nie miałem na celu nikogo ani niczego wyśmiać. Cóż, tak już mam, powaga jest mi bliska, choć dość trudna do wykrycia. - Czego się obawiasz z mojej strony? Co taki starzec, jak ja, mógłby zrobić tobie, silnej oraz młodej wilczycy? - uniosłem wysoko brwi, o ile można to tak ująć. Chciałem sprawdzić, jak bardzo uzna mnie za nic niepotrafiącego, już zbyt starego, by mieć jakiekolwiek szansę z nią, basiora. Uśmiechnąłem się lekko, gdy otworzyła pysk, już chcąc zabrać głos w tej sprawie. Wciąż byłem gotów stanąć do walki, chociaż szczerze mówiąc, nie miałem na to najmniejszej ochoty. I dobrze wiedziałem, że gdybym jej nie docenił, faktycznie skończyłbym bardzo, ale to bardzo źle. Mógłbym w porę nie zareagować, dając się pociachać na małe kawałeczki. Do tego nie znałem działania jej mocy, a skoro mówi ludzkim językiem, to musi być chociaż po części... magiczna, wyjątkowa. Jak wszyscy członkowie naszej watahy.
 < Naili? >

Od Hitachiego C.D. Naili

W watasze byłem nowy, lecz zdążyłem zaznajomić się już z całym terenem, na jakim znajdowało się Królestwo Dnia. Wszystko tu tętniło życiem, z wszystkich stron otoczony byłem żywymi kolorami, a zapach wiosny miło łaskotał moje nozdrza. Podobało mi się tu, nie ukrywam.
Tego wczesnego ranka zachciałem ponownie przejść się po tych terenach. Nie przechadzałem się długo, a wyczułem obcą mi woń, z pewnością należącą do wilka. Z wszystkimi wilkami zamieszkującymi Królestwo Dnia się już zapoznałem – choć niezbyt chętnie, zważając na moją aspołeczność – więc zaniepokoiłem się nową wonią.
Skierowałem się w tę stronę i po chwili ujrzałem śnieżnobiałą wilczycę, leżącą pod jednym z drzew. Oddychała szybko, jej białe futro przesiąknięte było potem. Wyglądało na to, że ten sen, jaki miała, szczęśliwy nie był. Nie miałem ochoty jej budzić. Nie miałem pojęcia, kim jest. Już chciałem podnieść się ze swojej siedzącej pozycji, gdy nieznajoma gwałtownie się przebudziła. Odruchowo spojrzałem w jej stronę, niemile zaskoczony nagłym ruchem. Nie chciałem towarzystwa innego wilka, a już na pewno nie zupełnie mi obcego wilka. Wypełniłem mój poprzedni zamiar szybko podrywając się z ziemi. Nie spuszczałem uważnego wzroku z wilczycy, która wydawała się również nie chcieć być w moim towarzystwie. Jej spojrzenie było spłoszone.
Szybko wstała i zapewne już chciała się oddalić, lecz spróbowałem ją zatrzymać. Musiałem się czegoś o niej dowiedzieć.
- Hej, zaczekaj! - Siliłem się na stanowczy ton głosu, co najwidoczniej mi się udało, gdyż wadera stanęła w pół kroku, po czym powoli i ostrożnie odwróciła się w moją stronę. Musiała mieć duże wątpliwości co do tego, co w tej sytuacji powiedzieć czy zrobić, gdyż jej wzrok wyrażał niepewność i ledwo dostrzegalną... obawę. Nie wiedziałem, przed czym. - Skąd jesteś? - zapytałem po chwili. Otworzyła pysk, by coś powiedzieć, lecz zaraz potem znów go zamknęła, a w jej oczach dostrzegłem wahanie.
- Z Królestwa Nocy - przyznała w końcu. Nie wyglądało mi to na kłamstwo.
Królestwo Nocy... Samica musiała być z tych terenów sąsiadujących z naszymi, jak się domyśliłem. Na pysk cisnęło mi się pytanie: ,,Kim jesteś?", lecz zastąpiłem je innym:
- Dlaczego tu przyszłaś?
Wilczyca jakby spięła się jeszcze bardziej. Ja też nie czułem się luźno w towarzystwie innego wilka, dlatego moje pytanie zapewne zabrzmiało bardziej oschle, niż chciałem.

Naili?

Od Raphael'a C.d. Dakoty

No nie powiem, chyba się nie popisałem przed Alfą. Właściwie to po co miałbym to robić? Ehhh, niby to pierwsze wrażenie jest najważniejsze, lecz ja je właśnie spaprałem. Niezły jestem nie? Nie! No tak...Stanowisko wojownika bardzo przypadło mi do gustu, co znaczy że Dakota trafiła w moje zainteresowania. Lub od tak strzelała co jest bardziej możliwe, raczej nie czyta w myślach. No chyba...Jeszcze to wycie, ahh tak dawno nie wyłem że nie mogłem się już powstrzymać.
-To teraz już wiesz. Możesz się rozgościć, poznać innych, a ja już idę.-usłyszałem z jej pyska.
Wzruszyłem ramionami zdziwiony nie wiedząc o co jej chodzi, no dobra jest przywódcą i ma pewnie wiele obowiązków więc nie powinienem się jej czepiać, ale powinna spędzać czas z członkami watahy nie...? W oddali widać było wiele postaci, parę sporych samców, i jeszcze mniej niż parę samic. Tak, zdecydowanie przeważała płeć silniejsza. Głupio to ująłem, przecież samice też potrafią być nieźle dziarskie. Uśmiechnąłem się szyderczo i wcale nie poszedłem poznać kilku członków, pobiegłem w inną stronę by lepiej przyjrzeć się ternom. Nagle coś mnie oślepiło, wystawało spod piasku. Zacząłem kopać i kopać, skapnąłem się że jest to swego rodzaju błyskotka. Zaśmiałem się i podbiegłem do strumyka chcąc się przejrzeć. Wyglądałem okropnie, byłem cały brudny od piachu, ale co tam. Poszedłem po brudną błyskotkę i wskoczyłem z nią do wody, tą że błyskotką okazał się niezły naszyjnik. Co ma oznaczać niezły? No...niezły, dobry, ładny, piękny, olśniewający. Umyłem go i położyłem na jednym z kamieni, a wyglądał tak:

Sam postanowiłem się wykąpać, ale nie wyschłem do końca ponieważ nadeszła piękna noc. Wziąłem naszyjnik i chodziłem z nim po terenach. Nagle zaczęły spadać gwiazdy, wyglądało to niesamowicie. Poczułem znajomy zapach Alfy, pobiegłem tam bez wahania by sprawdzić co robi i czy to ona włada tym zjawiskiem. Kiedy tam dotarłem siedziała wpatrzona w meteory spadające co chwile z nieba, okazało się iż to nie ona je tworzy. Uśmiechnąłem się i wstałem po czym zacząłem udawać że łapię gwiazdy:
Ona śmiała się widząc we mnie pajaca, jednak mój cel był inny. Zdjąłem z ogona naszyjnik ruchem dość sprytnym nagle pokazałem jej go. Zrobiła wielkie oczy i nie dowierzała. Zaśmiałem się i wyciągnąłem do niej łapę z błyskotką. Bo po co mi ona, samiec w naszyjniku...wyśmialiby mnie! A jej pasuje...tak sądzę.
-Weź.-uśmiechnąłem się zawadiacko.

Dakota?

Od Naili

W środku nocy wyszłam z jaskini. Była piękna pełnia, która nie dawała mi zasnąć. Zwykle w takie noce nie mogę spać, ale czułam że ta była bardziej wyjątkowa niż inne na tych terenach. Wychodząc spojrzałam na boki, widząc członków watahy którzy pogrążają się w pięknych snach ...uśmiechnęłam się. Sama nie wiem czemu, widok kogoś śpiącego zawsze wywoływał we mnie uśmiech. Tym razem też tak było. Bo w końcu to właśnie we śnie możemy się odprężyć, pomarzyć, rozmarzyć i spełnić marzenia. Choć w prawdziwym świecie również jest to możliwe, jedynie trzeba bardzo mocno w to wierzyć, no i wcale ale to wcale nie wątpić.  Postanowiłam przejść się po terenach, lecz złamałam swoje postanowienie zatrzymując się przy jednej z rzek. Położyłam się i spoglądałam w taflę wody na moje odbicie jak i również na księżyc. Czasami nawet zdarzało mi się robić głupie miny do samej siebie, co wyglądało po pierwsze bardzo zabawnie, jak i po drugie z lekka psychopatycznie. Zwykle w takie noce chce mi się śpiewać, teraz nie czułam taj potrzeby, sama nie rozumiem dlaczego.  Rozkoszowałam się ciszą i spokojem, pięknem tej chwili...nagle usłyszałam kroki łap. Nieopodal ktoś był, ktoś ze Królestwa Nocy...kogo jeszcze nie poznałam. Ale, ja znam wszystkich, no prawie wszystkich. To musiał być ktoś nowy. Po kilku minutach jego zapach ulotnił się, nie było już nic niepokojącego. Chciałam to jeszcze dokładnie sprawdzić, jednak darowałam sobie chodzenie wokół rzeki. A gdyby ktoś się zapytał co ja tutaj robię o tak później porze. Raczej bym wszystko szczerze wyznała, no lub mruknęła że jestem szpiegiem i patroluje sobie od tak tereny. Co by nie było kłamstwem, bo według mnie to ja cały czas na służbie jestem. Nawet gdy od tak sobie spaceruje.  Weźmy taki przykład , policja . Kiedy policjant w świecie ludzi jest na służbie to ryzykuje życie, łapie groźnych przestępców itp. Kiedy ma wolne i zobaczy że jakiejś staruszce ukradziono torebkę, to co machnie na to ręką? Może w świecie ludzi tak, ale moim zdaniem powinno być tak że od razu powinien zmienić strój niczym Superman i biec na pomoc. Taka jestem JA , ciągle na służbie nawet w wolne dni. Westchnęłam ciesząc się tą chwilą. Wstałam dość szybko, napiłam się zimnej wody z rzeki i już mnie wzięło. Na początku zaczęłam tylko podśpiewywać pod nosem i cichutko nucić. Zwykle od razu przechodzę do cichego śpiewu, później jest coraz głośniej. Sprawdzam też czy nikogo nie ma w promieniu kilku kilometrów, kogoś kto by mnie zobaczył jak śpiewam. Tym razem się nie rozejrzałam...nie wytrzymując zaczęłam śpiewać:


Niestety nie udało mi się powstrzymać śpiewu, kocham śpiewać i kocham muzykę. Uradowana zeszłam z kamienia na którym znalazłam się kiedy śpiewałam. Nie potrafiłam stać w miejscu, podążałam za rytmem muzyki. Nieopodal mnie jeden z krzaków się poruszył i jakby zachichotał. No co to ma znaczyć? Ta zniewaga, krwi wymaga. Podeszłam bliżej, modląc się by nie był to ktoś z watahy. Mając nadzieje że to jakiś malutki zajączek...cokolwiek . Byleby nie ktoś kto mnie zna. Strasznie nie lubiłam jak ktoś mnie podsłuchiwał, od tak słuchał mnie gdy śpiewam. Odkryłam krzaki łapą, wtedy to...ktoś z nich wyskoczył. Był to wilk, jeszcze mi nie znany. Czułam że zaraz spalę się ze wstydu...
(Ktoś kogo jeszcze nie znam? Czyli: Exan, Invicta, Yume, Manip?)

Od Naili

Łaziłam sobie patrząc aktualny na stan pogody, nagle zaczęło padać. Może i spodziewałam się tego, ale kochałam deszcz i  nie miałam z tym problemu. Mogłam sobie tak chodzić i chodzić, bo czemu by nie. Nie jestem z cukru, jak inne zwierzęta. Wiadomo nie każdy lubi wodę, podobno tygrysy nawet się jej boją. Zaczęłam tak sobie o tym wszystkie rozmyślać kiedy nagle obok mnie prześmignęła jakaś wilcza sylwetka, była to samica. Czułam niewyraźnie jej zapach, ale mogłam określić płeć.
-Zbiera się na burzę.
Jej głos usłyszałam dopiero po chwili, jak powiedziała tak też się stało. Sama czułam że coś jest nie tak, taka ta wiosenka figlarna. Wiadomo te wszystkie wahania pogodowe i takie tam. Uśmiechnęłam się i powiedziałam jakby radośnie:
-Najwidoczniej. Może lepiej się zbierajmy bo nie zdążymy się schować.
Wilczyca skinęła głową i przedstawiła się jako Rachel, zaczął się wyścig z burzą. Nie należał on co prawda do najprostszych, ale ja kocham to ryzyko. Wiadomo jest ryzyko jest zabawa (albo szpital, albo sława), lecz nie zawsze i przy wszystkich wykazywałam się moim ukrytym ryzykiem. Tak, na wszystko  u mnie wpływa właśnie towarzystwo.
-Nie zdążymy do jaskini.
Krzyknęłam w biegu. Nieźle się rozpadało. W oddali zauważyłam jakiś dziwny kształt....przypominał konia. Lecz po chwili znikł, jak gdyby cień który snuje się po jaskini. Słońce w pełni został przykryty przez parę ciemnych chmur. Które swoimi czarnymi ślepiami spoglądały na mnie i na moją nową znajomą. Westchnęłam tylko w biegu, wiedząc że ta sytuacja w której się znajdujemy nie jest zbyt korzystna.
-A masz lepszy pomysł niż jaskinia lub nora?!
Usłyszałam ją dopiero teraz, musiała pewnie kilka razy powtórzyć dość głośno. Ponieważ niedwno dość rozpętała się burza, która ciskała co chwilę w ziemię jasnymi błyskawicami które zwie się piorunami. Brakowało mi już tchu...drogi jeszcze został sporawy kawałek. Przekręciłam oczyma i zaczęłam się rozglądać. W oddali dostrzegłam pewną starą kryjówkę. Znalazłam ją dość niedawno...podczas szpiegowania pewnego osobnika który i tak jakimś cudem mi się wyrwał. Mogę zdradzić tyle iż był to lisek urwisek, którego miałam na oku ale drań się wyślizgnął jak ta żmija.
-Tam!
Krzyknęłam w miarę głośno i melodyjnie by mnie usłyszała. Pierwsza skierowałam się w tamtą stronę, zaczęło robić się niebezpiecznie. Wskoczyłam do pnia ogromnego dębu. Wilczyca po chwili znalazła się obok mnie, szczerze starczyłoby miejsca jeszcze dla jednego osobnika. Sporawa kryjówka, ale no niezbyt wygodna gdyby chciało tutaj wejść więcej osobników.
-Nic Ci nie jest?
Zapytałam spoglądając na nią kątem oka. Ona otrzepała się i odparła:
-A co ma być. Jedynie jestem mokra.
Jakby fuknęła. Muszę przyznać nieźle się rozpadało. Więc zostaniemy tu razem dobre 5 godzin.
-No, patrz...ja też jestem mokra. To solidne drzewo...wytrzyma.
Chciałam przerwać tę niezręczną ciszę która psuła wszystko. Na końcu dotknęłam drzewa łapą jakby okazując wdzięczność co pewnie dziwnie wyglądało. Po chwili jednak dotarło do mnie że się nie przedstawiłam...
-Przepraszam, gdzie moje maniery...Naili jestem.
Uśmiechnęłam się pokazując przy tym biel moich kłów, po czym podałam jej łapkę na znak zawarcia znajomości. Ona wpatrzona w dziurę zrobioną w drzewie wcale nie zwróciła na mnie uwagi. Dopiero po chwili potrząsnęła łbem i spojrzała na mnie mówiąc:
-Ah, tak, tak.
Jakby wiedziała o co chodzi, spojrzałam na nią zdziwiona mimo to uśmiechnęłam się w miarę radośnie.
(Rachel?)

Od Naili

Zwykle chodziłam tylko po Naszych terenach, co macie przez to rozumieć? Terenach Królestwa Nocy, które były dość mroczne ale jakie piękne...Jednak zastanawiało mnie co jest poza nimi, te oświetlone tereny które mijałam wcześniej. Pełne roślinności, zwierząt które również mi imponowały. To chyba nie znaczy że żyjemy na ciemnej stronie mocy, jakby to źle brzmiało? Yhhh, może by czas nie mówić nic nikomu i zniknąć na jakiś czas z ,,domu''. Chodzi mi głównie o pracę szpiega, nikt mi nie wytłumaczył czy obok Nas są jakieś inne watahy, stada, sfory czy coś w tym rodzaju. Choć pewnie nie było takiej potrzeby, jestem zwykłym szarym członkiem, a raczej członkinią.  A szkoda, bo jestem ciekawska i teraz zmuszona to zbadać czy coś w ten deseń.
Nie usiedzę długo na tych terenach, chciałabym zobaczyć tamte i dowiedzieć się czy do kogoś należą. Alfa nigdy mi o nich nie wspominała, co również mnie zdziwiło bo chyba gdyby byli to wrogowie to powiedziałaby od razu, prawda? Więc nie jest pewnie aż tak źle! Właśnie z uśmieszkiem na pysku zdawało mi się że przekroczyłam granicę terenu. A raczej zrobiła to jedna z moich łap. Wcale już się nie wahałam, ruszyłam pędem po pięknych słonecznych terenach. Nagle poczułam zapach, stanęłam prędko i zaczęłam obracać uszami w różne strony, chcąc usłyszeć ruch w krzakach. Muszę przyznać że zaczęło się ściemniać, a ja nie wiedziałam do końca gdzie jestem. Lecz były to piękne tereny i nie chciałam tak szybko z nich uciec, nie jestem tchórzliwą samicą. Położyłam się obok jednego z drzew, na obcym terenie. Po prostu chciałam zasnąć, obudzę się pewnie za jakiś czas i wrócę do Królestwa Nocy. Zasnęłam dość szybko...Lecz obudziłam się w środku nocy z dziwnym uczuciem... noc była wyjątkowo piękna, księżyc w pełni świecił jasno, a na niebie migotały miliony gwiazd. Słyszałam głos zwierzęcia, który kazał mi zejść z drzewa i pójść w las. Tak też uczyniłam, tylko jak znalazłam się na drzewie? W podskokach pobiegłam przedzierając się przez krzaki by dotrzeć do źródła głosu. Wpadłam na nieznaną mi polanę. Po środku stał potwór... z króliczkiem w łapach. Popatrzyłam na niego kątem oka. Zaatakowałam szybko i spróbowałam wyrwać biedne zwierzątko (inna by go zjadła, ale ja jestem wegetarianką) z jego łap, ale na próżno. Tak, potwór z pewnością spróbował mnie zwabić w to miejsce...tylko po jakiego grzyba? Nie... nie... nie pozwoliłam zaprzątać sobie głowy tymi bzdurami. Warknęłam i zastosowałam ten cały wilczy szczek ostrzegający. Bestia wrzuciła króliczka do jakiegoś rowu, by nie uciekł. Nagle obok mnie pojawił się jakiś wilk. Ciemno było więc nie widziałam, kto to. Ten ktoś skoczył na potwora i wbił zęby w jego kark. Ja skoczyłam wydostać zwierze z rowu. Niespodziewanie coś mnie przygniotło... łapa pokonanej przez samca maszkary spadła na mnie. Próbowałam się wydostać...No i wtedy...obudziłam się w rzeczywistości...Na całe szczęście, był to tylko głupi koszmar. Moje futro było posklejane i mokre, spocona sierść pachniała niezbyt przyjemnie. Dopiero teraz przypomniałam sobie gdzie dokładne się znajduję. Świtało, ptaszki śpiewały a nieopodal siedział nieznajomy mi zupełnie wilk. Wzdrygnęłam się, wiedząc że jest z tych terenów. Wstałam pośpiesznie i chciałam się wynosić stąd jak najszybciej, w końcu co powie Dakota jak złapią mnie na tych obcych terenach. Jeszcze mnie wyrzuci z watahy i co będzie? Oczywiście odeszłabym w dość spokojny sposób gdyby nie głos samca:
-Hej, zaczekaj!
No nie, chyba właśnie wpadłam w niezłe i głębokie bagno. I z tego co wiem, szybko się z niego nie wydostanę. Albo będę grać, albo od razu się przyznam że nie pochodzę z tond. Właściwie ...sama nie wiem co mam zrobić. Powoli odwróciłam się mając na uwadze iż wilk jest mi zupełnie obcy.

(Halt lub Hitachi? Albo obaj, powstanie kilka historii XD)

czwartek, 1 czerwca 2017

Od Exana cd Hope

Gdy wynurzyłem się z wody, od razu poczułem ulgę, gdy uwolniłem się od tego gorąca... na chwilę. Nagle coś usłyszałem. Skierowałem swój przenikliwy wzrok na jaskinię pod wodospadem. Zbliżałem się po woli, cicho... wolałem zachować ostrożność, już przygotowywałem szpony, obnażałem kły.
Przeniknąłem przez wodospad, jak i od razu poczułem wilgoć, to mokre powietrze.. ah, to jest dopiero jaskinia, poezja dla wilka!
Coś widziałem w wodzie, jak biały śnieg ukryty pod wodą, podszedłem bliżej i wyczułem waderę, zanurzyłem łeb jak niedźwiedź w celu złapania ryby. Wyjąłem z wody bez trudu białego wilka, którego wyglądał jak zmoczona szmatka, w sumie tak jak ja. Zanim chciałem zapytać kim jest, zorientowałem się, że to wadera, więc zmieniłem zdanie pytające
- Wadera na literkę "H"?
- Jestem Hope- wymruczała wadera
- Wiedziałem, twoje imię umknęło mi w niepamięć
- Skąd wiesz, że moje imię zaczyna się na taką literę?
- Słyszałem- przyznałem i puściłem waderę, a ona cofnęła się, rzucała we mnie wzrokiem nieufności. Zbliżyłem się do niej, a ta co raz to cofała się, aż nie miała możliwości cofnięcia się. Stała pod ścianą, więc przyległa do niej. Idealna okazją, aby ją chociaż pocałować, jest zbyt przerażona, aby zaprotestować. Jednak nie jestem takim, co nietykalność cudzą narusza... więc spytałem.
- Czemu się mnie tak boisz?

<Hope?>

Od Halta c.d. Invicty

Truchtałem przed siebie, mocno pobudzony zapachem miodu. Tak, zdecydowanie gdzieś w pobliżu musiało znajdować się jakieś gniazdo pracowitych pszczół, których bzyczenie dało się słyszeć już od parunastu minut. Wiedziony argumentami nakładanymi przez moje własne zmysły, przyśpieszyłem kroku, w poszukiwaniu swojego przysmaku. Czymże byłby świat, gdyby nie ten złoty skarb, wolno spływający po przedmiocie, na którego natrafił? Gdy wyobraziłem sobie jego aromatyczny smak, złoto-biały blask gdy skąpany w promieniach słonecznych aż czekał, by go skosztować i utonąć w morzu, a raczej oceanie ( tak, raczej to drugie ) szczęścia oraz wiecznego urodzaju. Ale skoro wszystko trwa tylko chwilę - połknięcie, napawanie się boskim smakiem, wszystko to tak szybko umyka z wilczych pojęć... Właśnie, jeśli mowa o czymś boskim, usłyszałem właśnie coś, co po części było z tym związane. Otóż, zaraz po mocnym uderzeniu z przodu, prosto w klatkę piersiową, które na moment odebrało mi wdech, usłyszałem piskliwe "Och, na miłość Boską!", a zaraz po tym krótkie "Przepraszam.". Speszony na ułamek sekundy, opuściłem łeb wciąż tkwiący w pionie w poszukiwaniu smakowitego, jak już wcześniej było wspomniane, boskiego podarunku wspaniałych pszczół. Tak, zdecydowanie ci mali, pasiaści przyjaciele nadrabiali ból spowodowany użądleniem produkcją tak wspaniałego pokarmu od nich pochodzącego.
- Nic się nie stało, to ja powinienem uważać - spojrzałem prosto w szare oczy wadery, otoczone niemalże czarnym futrem. Wydawały się na moment obarczone winą, ale gdy tylko złapałem na powrót równowagę, która na moment zdawała mi się ode mnie uciekać, odezwałem się ponownie, zostawiając wcześniejszy wypadek za nami:
- Jestem Halt, a ty? - spytałem, już potwierdzając swoje myśli, iż nic sobie nie zrobiła przez to niefortunne zderzenie. Na moment moja towarzyszka zdawała się zastanawiać nad odpowiedzią, ale w końcu również się przedstawiła. Invicta,bardzo ładne imię, chyba nigdy nie spotkałem kogokolwiek o takim. Być może oryginalne, wymyślone, bądź pochodzące z jakiegoś języka. Od razu skojarzyłem jego znaczenie, Niepokonana. Uśmiechnąłem się pod nosem, czyli trudna przeszłość, bądź chęć odstraszenia potencjalnych przeciwników. A może imię nadane przez nie nią samą, co chyba jest powszechniejsze. Bo kto nadaje sobie sam imię? Chociaż takie rzeczy także się zdarzają, ale o wiele rzadziej. Twardy orzech do zgryzienia, a może nawet nie zdająca sobie ze znaczenia własnego imienia, młoda samica. Zapowiadało się ciekawie, na prawdę ciekawie. Spojrzałem na nią niepoważnym wzrokiem, całkowicie pomijając fakt, iż właśnie poszukiwałem miodu.
- Spacerujesz po okolicy, a może czegoś szukasz? Może ci pomóc? Przydałoby mi się towarzystwo - wyznałem z nadzieją, że się zgodzi bądź też wymyśli jakąś inną czynność, którą moglibyśmy razem porobić.

< Invicta? >

Od Halta c.d. Yume

Czułem chyba każdy mięsień mojego ciała. Ale wiedziałem, że szybko dojdę do siebie, zmęczenie odejdzie, jak również z wciąż dającym o sobie znać bólem w boku po zetknięciu z twardą niczym skała (?), skałą.
- Chyba coś widzę - mruknęła nieco niezrozumiale, ale nie winiłem jej za to. W końcu to nie jej wina, że tutaj trafiliśmy. No, może po części, w końcu to ona spadła jako pierwsza, ale nie zrobiła tego umyślnie. Poza tym, miałem szansę ją złapać, i to dwukrotnie, a tego nie zrobiłem. A więc oboje jesteśmy po równi winowajcami, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Podążyłem za jej wzrokiem, również dostrzegając coś. No właśnie, "coś", nawet nie wiedziałem, co. Z początku zdawało mi się, że widzę unoszącą się chaotycznie mgłę, później skaczące nad wodą srebrne ryby. Po chwili jednak doszło do mnie, jak bardzo mamy przerąbane. Jakieś trzydzieści metrów przed nami rzeka pieniła się wściekle, miotając wokół nieco zbrązowiałe kłęby piany. Zdawało mi się, że pojedyncze krople już padały na moją sierść.
- Wodospad - wybełkotała z opanowaną zgrozą Yume. Tak, w rzeczy samej mieliśmy przed sobą wodospad. Moje serce przyśpieszyło. Jak długo będziemy spadać, jeśli nic nie zrobimy? Przeżyjemy? Co ns czeka tam, na dole? Wiedziałem, że jeśli szybko nie znajdziemy jakiegoś wyjścia z sytuacji innego, niż spadniecie z nieznanej odległości w dół, możemy umrzeć nam miejscu. Utopić się, uderzyć o ostre jak brzytwa krawędzie skał.
- Chyba będziemy musieli ponownie płynąć - mówiłem szybko, rozglądając się na boki w poszukiwaniu chociaż najmniejszego skrawka skał, na których byśmy mogli ze swobodą stanąć, bez ryzykowania wpadnięcia do wody. Alen ie ujrzałem niczego podobnego. Warknąłem cicho, ponownie obrzucając wszystko wokół niespokojnym, złym spojrzeniem. Tak, byłem przepełniony po brzegi niepewnością i z lekka gniewem, ale niezbyt wiedziałem, skąd wzięło się u mnie to drugie uczucie. Może byłem zły na siebie za to, że dopuściłem do takiego obrotu spraw?

< Yume? >

Od Hope cd Exan'a

Ciągle zdawało mi się, że ktoś mnie obserwuje. Może mi się tylko to zdawało.
Chodziłam do rannych zwierząt i pomagałam im swoimi ziołami. Ufały mi dozgonnie. Czasem nawet pomagały mi również w zbieraniu ziół. Było strasznie gorąco a ja poszłam do niedźwiedzia. Była to samica z młodym. Mały był bardzo energiczny. Ale niestety nie mógł za dużo bawić się na dworze, gdyż jego futro było tak gęste że szybko się męczył i przegrzewał.
Posmarowałam futro małego niedźwiadka maścią. Dzięki czemu nie będzie się przegrzewał i będzie mógł dłużnej latać w słońcu.
Samica podziękowała mi. A raczej podniosła mnie i przytuliła. Później odstawiła z powrotem. Ja tylko uśmiechnęłam się i ruszyłam dalej. Było tak gorąco że nawet ja potrzebowałam się ochłodzić. Postanowiłam , że pójdę nad wodospad by się ochłodzić. Wodospad był duży . Ja zamiast wskoczyć do wody podeszłam do strumienia , który się lał. Wszedłam do jaskini która tam była. Było tam chłodno i mokro. Idealnie dla mnie.Mogłam oglądać co jest po drugiej stronie. Kto przechodzi , kto pije. Oczywiście obraz był lekko zamazany , ale mi to nie przeszkadzało.
Nagle zauważyłam, że jakiś wilk wynurza sie z wody. Zdziwiłam się. Nie wyczułam zapachu który zostawił zanim wskoczył do wody. Nie zdarzało mi się to nigdy. Uważnie mu się przypatrywałam. Lecz niestety był cały zamazany. Wychyliłam kawałek pyska z nad wodospadu by lepiej mu się przyjrzeć. Był to basior. Bardzo postawny. Nie to co ja. Drobna mała wadera , która nie radzi sobie nawet w polowaniu... Wilk sie otrzepał i spojrzał na wodospad. Chyba mnie nie ujrzał. Lecz po chwili zauważył mnie. Schowałam wystający łeb za wodą i odsunełam się od wodospadu aż do końca jaskini. Skuliłam się .

Exan?

Od Invicty

On skręcał się w śmiertelnej agonii, ja stałam i patrzyłam. Uśmiechając się podeszłam bliżej, znajdując się nad ciałem basiora. Spojrzał na mnie z nadzieją, ja położyłam łapę na jego klatce piersiowej. Po chwili rozległ się trzask kości, basior jęknął z bólu. Wtedy ujrzałam to coś w jego oczach. Szaleństwo. Wyskoczył spod moich łap, rozległ się pisk szczenięcia. Briggan skoczył na mnie, a jego warknięcie było ostatnią rzeczą jaką zarejestrowałam.

Obudziłam się zlana potem. Szybko podniosłam się z ziemi i rozejrzałam się nerwowo. Po chwili pochyliłam głowę, żeby uspokoić myśli. Poczułam zapach zająca i mimowolnie się oblizałam. Nie
wiem jak dawno nie czułam świeżego mięsa w pysku. Powoli ruszyłam w za zapachem i
wskoczyłam w najbliższe krzaki. Nagle tuż przede mną przeskoczyło to małe brązowe coś.
Wystrzeliłam jak torpeda i po chwili martwe zwierzątko padło na ziemię. Od razu zabrałam się za jedzenie. Tym razem poczułam zapach wilków, prawdopodobnie całej watahy. Wrogowie? Sojusznicy? Powróciłam myślami do soczystego zajęczego mięsa.
Później, Invicta. 
Oskubałam ostatnią kostkę z mięsa i zakopałam szkielet ofiary w małym dole. Omiotłam okolicę spojrzeniem, analizując zapach wilków. Kilka basiorów, kilka wader, raczej nic co mogłoby sprawiać kłopot. Postąpiłam kilka kolejnych kroków do przodu, zbliżając się do krawędzi lasu i wyrżnęłam się o kamień.
- Serio?- warknęłam, mocniej przyciskając łeb do ziemi.- Do jasnej...
Podniosłam się i otrzepałam z kurzu. Byłam moim cieniem- zmęczona, głodna, nieogarnięta. Gdyby nie te koszmary wciąż byłabym najlepsza. Pokręciłam łbem w zamyśleniu i ponownie ruszyłam przed siebie. Po dłuższej chwili wpadłam na coś... albo na kogoś.
- Och, na miłość Boską!- mruknęłam.- Przepraszam.
Miałam szczerą nadzieję że był to ktoś. Dziwnie wyglądałabym przepraszając drzewo czy głaz. Głęboko zaczerpnęłam powietrza. Tak, to na pewno był wilk.

Ktuś?
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony