środa, 7 czerwca 2017

Zawieszenie!

A więc cóż doszło do tego. Najprawdopodobniej niedługo go zamknę. Niektóre osoby mają blog w czterech literach, bo inaczej tego nazwać nie można. Niektórzy nas zostawili, bo stwierdzili, że blog się sypie i nie raczyli nawet mi pomóc go odbudować tylko go zostawili. Niestety moi drodzy, ale ja sama przy "życiu" go nie utrzymam. To wy musicie mi w tym pomóc, bo to wy tworzycie ten blog i w zasadzie bez was byłby niczym. Mało osób wchodzi na czat, opowiadania pojawiają się raz na dzień lub jeszcze rzadziej i nikt już nie dołącza. To był raczej zły pomysł, aby tworzyć blog. To już raczej nie te czasy, w których popularne są blogi o tematyce zwierzęcej. Myślałam, że blog się rozwinie, bo właśnie na to wyglądało, ale jak widać myliłam się. Zaczął być nie aktywny. 
Oto wiadomość, którą wysłałam dla Isil, kiedy powiedziała, że blog umarł:
"Niby czemu mówisz, że blog umarł? Chyba nie za bardzo wiesz co to słowo oznacza. Blog jest wciąż aktywny. Są publikowane postu. Ludzie piszą na czacie. Gdyby było jednak przeciwnie wtedy by dopiero umarł. Trochę mnie to zdenerwowało kiedy ludzie tak mówią. Mimo, iż wcale tak nie jest. To, że druga administratorka odeszła to nic takiego nie oznacza. To jest jej decyzja, a my na nią wpływu nie mamy. To nie jest powód, aby od razu mówić, że blog upadł. A jeśli tak jest to powinnaś zostać i pomóc nam go "odbudować", a nie od razu odchodzić. Trzeba walczyć, a ty od razu po jedynym incydencie się poddałaś i go zostawiłaś. Nie ukrywajmy tego, ale w każdym blogu zawsze coś się zdarzy, a członkom, którym zależy, aby dalej istniał zapominają o takich sytuacjach i nadal piszą opowiadania. Jeśli WY nie będziecie o niego walczyć to ja też tego nie będę robić, bo to będzie bez sensu. To nie jest tylko moja zasługa, że on istnieje i jest aktywny."
~Administratorka
Edit 1: Nie zwieszony. XD Możecie pisać opowiadania i wysyłać formularze.
Edit 2: Jednak zawieszony. Nikt nic nie pisze, więc może zróbmy przerwę, a ja trochę jakoś odświeżę bloga.

wtorek, 6 czerwca 2017

Od Exana do Naili

 Obserwowałem pasące się stado jeleni. Czekałem, aż złapię dobrą okazję, aby dobrać się do jednego ze słabszych, niskich i mniej sprawnych osobników. Na razie nie zanosił się na to, więc pozostało mi tylko poczekać. Czekając tak próbowałem zabić czas wspomnieniami. A konkretnie wspomnienia ze szczenięcych lat. Wtedy wspominałem też brata. Ma na imię Nero. I to on zawsze był lepszy, to on był przystojniejszy, pierwszy zdobył waderę i to on był silniejszy, a ja przy nim byłem tylko cieniem samego siebie... ale to czasy dorosłości. W czasach szczenięcych też objawiał się silniejszymi cechami ode mnie. Zawsze przy zabawie w chowanego on mnie pierwszy znajdował, w siłowaniu się, zawsze kładł mnie na glebę. Jednak on i tak, jak co do czego doszło... to on zawsze ratował mi ogon, to on nie raz uratował mnie z sytuacji z której jednej nie wyszedłbym żywo. Jednak i on ma u mnie dług. Podczas wyprawy w góry, grunt pod nogami Nera osunął się spod niego. Sam dobrze to widziałem, jak zwisał nad przepaścią. Trzymał się ze wszystkich sił szponami, krzyczał....

Wyrwałem się ze wspomnień i wróciłem do rzeczywistości. Właśnie mój cel został zrealizowany, bo osobnik jak wyczuwam był słaby, podszedł zbyt blisko... czekając na odpowiednią okazję i zatopiłem kły w szyję jelenia. Usłyszałem tylko krzyk. On skojarzył mi się z krzykiem mojego brata.

***

- Pomóż mi- wykrzyczał mój brat
Tak ten mój brat, wiecznie najlepszy i doskonały prosił o pomoc mnie. Słabego, beznadziejnego braciszka. Oczywiście pomogłem mu, ale od tamtego czasu się do niego nie odezwałem. Sam nie wiem czemu??
To mój brat do cholery... lepszy, dominujący i silny, ale brat.

***

Jeleń padł, a ja już zdążyłem odczuć żelazny smak krwi. Jeleń umarł szybko, bo wykrwawił się w miarę szybko. Na polanie byłem tylko ja i moja ofiara. Złapałem jelenia za poroże i zacząłem ciągnąć go w miarę spokojniejsze miejsce na konsumpcję. Wtedy napotkałem wilka, a konkretnie waderę.
- Cześć- przywitała się
- Siema- odrzekłem i dalej ciągnąłem zdobycz
- Może ci pomóc?
Nie ukrywam, potrzebowałem pomoc, ale raczej zrezygnowałem. Co to za basior który prosił o pomoc wadery.
- Nie trzeba, dziękuję- odpowiedziałem miłym głosem- a może chcesz się poczęstować?

<Naili>

poniedziałek, 5 czerwca 2017

Od Halta c.d. Yume

Spadaliśmy, zdawało mi się to trwać wieczność. Miliony kropel wody dosięgały mnie z wszystkich możliwych stron, zmuszony zamknąć oczy przez nie, wpadające do nich z boleścią, mogłem tylko się domyślać, ile dzieli mnie od wzburzonej, spienionej dziko wody. W końcu poczułem, jak jej chaotyczna powierzchnia jest już ponad mną. Tak - właśnie szedłem na dno koryta rzecznego, o dziwo bardzo głębokiego jak na rzekę. Cóż, chyba, że to jezioro, ale czy aby na pewno? Uradowany nie zastanawiałem się nad tym dłużej, przecież żyję, i to się teraz liczy. Ale przecież nie tylko ja spadałem, nie tylko mi groziła śmierć poprzez utonięcie, czy chociażby nadzianie się na skały uformowane na kształt stalagmitów. Yume mogła mieć mniej szczęścia i trafić na takie właśnie formy kamienne. Rozejrzałem się pośpiesznie wokół, ale nigdzie nie dostrzegłem jej charakterystycznego, brązowego futra. Zacząłem więc przełamywać opór, jaki woda stawiała przede mną i dostawać się nad powierzchnię. Jednak w momencie poczułem, jak coś chwyta mnie za ogon i ciągnie w dół. Obróciłem się zdziwiony i mocno zaniepokojony. Wnet poczułem ból, lekkie ukłucia i dostrzegłem zawieszone na moim ogonie... ryby? O mało co nie wypuściłem resztek powietrza, jakie mi pozostały w płucach. Nie zdołałem wziąć głębokiego wdechu, zanim wpadłem do wody. Przednia prawą łapą uderzyłem z całej siły w jednego szkodnika, który swoimi ostrymi zębiskami zaczął coraz bardziej wgryzać się w mój ogon, na szczęście obrośnięty gęstym futrem, chroniącym mnie teraz przed dotkliwym bólem. Z każdą chwilą jednak czułem, jak powoli ich szczęki wgłębiają się w moją sierść i zaczynają dochodzić do samej skóry ogona. Poruszałem nim na boki, ale takie obciążenie plus woda wszystko utrudniły i nie dało to żadnego rezultatu. Nie zwracając na nich prawie żadnej uwagi, zacząłem ponownie brnąć w stronę niespokojnej tafli wody, której pomarszczony wierzch uniemożliwiał zobaczenia, co czai się poza wodą. Gdy tylko się wynurzyłem, zacząłem głośno oddychać. Myślałem, że wypluję płuca, ale mimo wszystko starałem się odnaleźć wzrokiem Yume. Dostrzegłem jakieś piętnaście metrów dalej wyrzucaną do góry wodę i usłyszałem głośny, aczkolwiek stłumiony plusk. Mając nadzieję, że to ona i że już zdążyła połapać się, że w wodzie grasują piranie, sam zacząłem zajmować się tymi, które zgromadziły się wokół mnie, a było ich coraz więcej. Wziąłem głęboki wdech i gdy tylko zanurkowałem, poczułem ostry ból na uchu, rodzący w moim wnętrzu głośny ryk. Jednak zamiast niego z mojego pyska uleciało parę bąbelków wody, gdy wgryzałem się w ciało około trzydzieści centymetrów twardego z wierzchu cielska, brnącego prosto w moją stronę. Potrząsnąłem parę razy łbem, zabarwiając wodę wokół na czerwony kolor i jednocześnie zrzucając rybę na moim uchu gdzieś w dal. Łapami szaleńczo młóciłem szkarłatną wodę, rozrywając kolejnego osobnika, tym razem z większą zawziętością. Tylnymi łapami starałem się strącić te czające się na moim ogonie, teraz już mocno mi doskwierające.

< Yume? >

Od Yume c.d. Halta

Warknęłam cicho tuż po tym, jak zrobił to Halt. Moja wilcza dusza nakazywała mi cały czas to robić, wydawać z siebie niskie, przeciągłe brzmienia. Zerwałam się na równe nogi mimo wszechobecnego zmęczenia oraz wciąż palących mnie mięśni.
- Nie damy rady, nurt jest zbyt silny - mówiłam szybko, z ciężko bijącym od strachu i wysiłku sercem. Nie możemy spaść, możemy tego nie przeżyć! A jeśli na dole czeka na nas płycizna? Co wtedy, czy dane jest nam umrzeć? Śmierć poprzez spadnięcie z wodospadu może i nie brzmi tak nijako, ale każda śmierć nie brzmi zwyczajnie. Natomiast gdyby była to śmierć poprzez spadnięcie z wodospadu, by kogoś uratować, bronić watahy, pomóc komuś lub czemuś,... to byłoby coś. Ale czy umieranie przez zwykłą styczność z twardą powierzchnią lub utopienie się brzmi tak wspaniale?
- Wiem, ale im szybciej to zrobimy, tym większe szanse mamy, aby przeżyć - wytłumaczył i zaczął przygotowywać się do skoku. Wiedziałam, że ma racje, ale gdzie moglibyśmy się zatrzymać? Nigdzie, jedyne wyjście stąd to wodospad. Ponownie warknęłam, powstrzymując staruszka przed skokiem - od razu zrozumiał, że to o to chodziło, gdyż odwrócił się i z irytacją na mnie spojrzał.
- Nurtu nie pokonamy, jest już za silny. Z resztą, kto wie, ile ta rzeka ciągnie się przy tak stromych brzegach. Będziemy musieli skoczyć - powiedziałam ze zgrozą, szybko wymieniając swoje zdanie. Wiedziałam, że to szaleństwo, ale ku mojemu zdziwieniu ujrzałam błysk zrozumienia w oczach basiora.
- Zdaję sobie z tego sprawę - ostatni raz spojrzał w górę, zrobiłam to samo. Akurat w tym momencie skały były uformowane w nienagannym pionie, bez szans wspinaczki. Może tylko górskie zwierzęta, na przykład umięśnione kozy przystosowane do takich warunków, dałyby radę to zrobić. - Gdy tylko poczujesz, że się obniżamy, skacz jak najdalej potrafisz. Staraj się nie wpaść do wody głową w dół, to może skończyć się strategią. Bądź w gotowości - powiedział szybko. Napięłam mięśnie, strach omamił mój umysł, wdarł się do niego i obezwładnił. Byłam w stanie polegać już tylko na instynkcie, który nakazywał mi wskakiwać do wody i przebierać łapami, chcąc odpłynąć stąd czym prędzej. Ale nim zdążyłam to zrobić, znajdowałam się już w powietrzu. Woda spadała na mnie z chyba każdej możliwej strony, przynajmniej takie miałam wrażenie. Że jestem pod wodą zorientowałam się dopiero wtedy, gdy zatrzymałam się w miejscu, a daleko w górze widziałam burzliwe odcienie bieli, szarości oraz błękitu - to tam wodospad się kończył. Ucieszona, że nic sobie nie zrobiłam, miałam ochotę zacząć piszczeć i śpiewać, ale szybko zorientowałam się, że nigdzie w pobliżu nie widzę Halta. Może jest już na powierzchni? Mając złe przeczucia, zaczęłam płynąć coraz wyżej, chcąc ponownie móc oddychać. Gdy tylko wynurzyłam łeb, zaczerpnęłam ogromny haust powietrza, niemal się od niego krztusząc. Woda pchała mnie w prawo, pozwoliłam się jej nieść. Rozglądając się za szarym wilkiem nie dostrzegłam go. Spanikowana zanurzyłam się pod wodę i ujrzałam płynące prosto w moją stronę ryby z otwartymi gębami pełnymi ostrych jak brzytwa zębów - piranie?

Halt?

niedziela, 4 czerwca 2017

piątek, 2 czerwca 2017

Od Halta c.d. Naili

Wadera odwróciła się z wolna, jak to robią w książkach o charakterze dreszczowców bądź horrorów. Jeszcze gdybym zamiast mieć postać wilka, byłbym wyższy o parę metrów, z mojego pyska wystawałyby setki ostrych kłów, ociekających jej krwią, a ciało pokryte było łuskami... Wtedy byłby to klasyk, chociaż trochę przynudnawy. Bo najbardziej straszne jest to, co skrywa tajemnice, a przynajmniej moim zdaniem tak właśnie jest.
- Jestem Halt, nie masz się czego obawiać z mojej strony - rzekłem energicznie i wesoło, w końcu poznaję nowego wilka. A raczej wilczycę - jej białe futro, gdzieniegdzie przyprószone szarym lub brązowawym odcieniem. Postawiła uszy do góry, ale wiedziałem, że to jeszcze nie oznacza przyjaznego nastawienia. W końcu uciekała, czego więc mogła się obawiać? Ukradła coś? Jest nowa i napotkała pierwszego na tym terenie nieznajomego wilka?
- Jestem Naili... - przedstawiła się, z lekkim wahaniem. Z każdą chwilą jednak nabierała pewności siebie, stanęła już wyprostowana na łapach, pod którymi niewątpliwie skrywały się potężne mięśnie. Była ona bardziej masywna, niż ja sam. Ale właściwie nie dziwiło mnie to, nie często stawiałem na siłę - raczej na sprawność umysłową, jak i fizyczną, ale nie na siłę. Udana ucieczka jest w końcu zawsze lepsza od nieudanej walki, czyż nie? Chyba, że w grę wchodzi własny honor. Ale czy stracenie życia naprawdę jest warte obronienia jedynie własnego imienia? Gorzej, gdy w wydarzeniu bierze udział jeszcze drugi wilk, bezbronny, któremu należy pomóc. Ucieczka wtedy byłaby jednak gorsza od śmierci, przynajmniej moim zdaniem. Bo czy warto żyć z krwią na własnych łapach, z myślą, iż miało się okazje uratować komuś życie, a uniknęło się tego, jednocześnie skazując drugiego wilka na śmierć? Okrucieństwo, i to w czystej postaci.
- Miło mi - powiedziałem żartobliwym tonem, chociaż nie miałem na celu nikogo ani niczego wyśmiać. Cóż, tak już mam, powaga jest mi bliska, choć dość trudna do wykrycia. - Czego się obawiasz z mojej strony? Co taki starzec, jak ja, mógłby zrobić tobie, silnej oraz młodej wilczycy? - uniosłem wysoko brwi, o ile można to tak ująć. Chciałem sprawdzić, jak bardzo uzna mnie za nic niepotrafiącego, już zbyt starego, by mieć jakiekolwiek szansę z nią, basiora. Uśmiechnąłem się lekko, gdy otworzyła pysk, już chcąc zabrać głos w tej sprawie. Wciąż byłem gotów stanąć do walki, chociaż szczerze mówiąc, nie miałem na to najmniejszej ochoty. I dobrze wiedziałem, że gdybym jej nie docenił, faktycznie skończyłbym bardzo, ale to bardzo źle. Mógłbym w porę nie zareagować, dając się pociachać na małe kawałeczki. Do tego nie znałem działania jej mocy, a skoro mówi ludzkim językiem, to musi być chociaż po części... magiczna, wyjątkowa. Jak wszyscy członkowie naszej watahy.
 < Naili? >

Od Hitachiego C.D. Naili

W watasze byłem nowy, lecz zdążyłem zaznajomić się już z całym terenem, na jakim znajdowało się Królestwo Dnia. Wszystko tu tętniło życiem, z wszystkich stron otoczony byłem żywymi kolorami, a zapach wiosny miło łaskotał moje nozdrza. Podobało mi się tu, nie ukrywam.
Tego wczesnego ranka zachciałem ponownie przejść się po tych terenach. Nie przechadzałem się długo, a wyczułem obcą mi woń, z pewnością należącą do wilka. Z wszystkimi wilkami zamieszkującymi Królestwo Dnia się już zapoznałem – choć niezbyt chętnie, zważając na moją aspołeczność – więc zaniepokoiłem się nową wonią.
Skierowałem się w tę stronę i po chwili ujrzałem śnieżnobiałą wilczycę, leżącą pod jednym z drzew. Oddychała szybko, jej białe futro przesiąknięte było potem. Wyglądało na to, że ten sen, jaki miała, szczęśliwy nie był. Nie miałem ochoty jej budzić. Nie miałem pojęcia, kim jest. Już chciałem podnieść się ze swojej siedzącej pozycji, gdy nieznajoma gwałtownie się przebudziła. Odruchowo spojrzałem w jej stronę, niemile zaskoczony nagłym ruchem. Nie chciałem towarzystwa innego wilka, a już na pewno nie zupełnie mi obcego wilka. Wypełniłem mój poprzedni zamiar szybko podrywając się z ziemi. Nie spuszczałem uważnego wzroku z wilczycy, która wydawała się również nie chcieć być w moim towarzystwie. Jej spojrzenie było spłoszone.
Szybko wstała i zapewne już chciała się oddalić, lecz spróbowałem ją zatrzymać. Musiałem się czegoś o niej dowiedzieć.
- Hej, zaczekaj! - Siliłem się na stanowczy ton głosu, co najwidoczniej mi się udało, gdyż wadera stanęła w pół kroku, po czym powoli i ostrożnie odwróciła się w moją stronę. Musiała mieć duże wątpliwości co do tego, co w tej sytuacji powiedzieć czy zrobić, gdyż jej wzrok wyrażał niepewność i ledwo dostrzegalną... obawę. Nie wiedziałem, przed czym. - Skąd jesteś? - zapytałem po chwili. Otworzyła pysk, by coś powiedzieć, lecz zaraz potem znów go zamknęła, a w jej oczach dostrzegłem wahanie.
- Z Królestwa Nocy - przyznała w końcu. Nie wyglądało mi to na kłamstwo.
Królestwo Nocy... Samica musiała być z tych terenów sąsiadujących z naszymi, jak się domyśliłem. Na pysk cisnęło mi się pytanie: ,,Kim jesteś?", lecz zastąpiłem je innym:
- Dlaczego tu przyszłaś?
Wilczyca jakby spięła się jeszcze bardziej. Ja też nie czułem się luźno w towarzystwie innego wilka, dlatego moje pytanie zapewne zabrzmiało bardziej oschle, niż chciałem.

Naili?
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony